[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kropel wody. Gdy żyjesz na pograniczu, musisz być twardy.
Carley była chora ze zdenerwowania. Wyszła z kuchni i
poszła zadzwonić. Właśnie dziś miała zjeść lunch z niechętną
do współpracy panią Fabrizio, ale nie zniosłaby tego. Z
minuty na minutę narastała w niej panika.
- ... więc przykro mi, ale mamy tu dziś przyjęcie i nie
będę mogła zjeść dziś z panią lunchu. Może mogłybyśmy się
spotkać innego dnia?
Pani Fabrizio roześmiała się.
- Nie ma problemu. Może zrobię wyjątek i osobiście
przyjadę do was na inspekcję w przyszłym tygodniu. Nie
widziałam tego ośrodka od kilku lat. To może być bardzo...
interesujÄ…ce.
Co za dziwna baba, pomyślała Carley, odkładając
słuchawkę. Postanowiła, że poprosi Reida o sprawdzenie jej
przeszłości.
Houston nie pokazał się także na lunchu, co wzmogło jej
zdenerwowanie. Dręczyło ją przeczucie nadchodzącej
katastrofy. Po południu omal nie wyszła z siebie. Ciągle się
zastanawiała, co jest nie w porządku.
Luisa zajrzała do jej biura.
- Czemu tkwisz tutaj w tak piękny dzień? Słońce świeci,
błoto wysycha. Chodz na dwór i popatrz, jak się przygotowuje
prawdziwe barbecue.
Wstąpiły do bawialni, by zabrać Cami i poszły na dwór.
Na ziemi nie było prawie śladów deszczu. Powoli szły w
stronę stodoły.
- Powiedziałaś już Houstonowi o Cami? - spytała Luisa.
Carley potrząsnęła przecząco głową.
- Wystąpiły pewne... komplikacje.
- Ostatnio myślałam, że jest bliski odzyskania pamięci.
Miałam nadzieję, że ty... - Wzruszyła ramionami. - To musi
być dla was trudne.
Carley nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie podeszły do
stodoły. Wkoło krzątali się mężczyzni zajęci ustawianiem
rzeczy.
A Houston stał wśród nich. Dzięki Bogu!
- Najpierw rzeczywiście potrzebowała mnie, ale teraz
chce czegoś, czego nie mogę odgadnąć.
- Góra! - krzyknęła znowu Cami i obdarzyła go doskonałą
repliką kokieteryjnego uśmiechu matki.
- Widzisz?! - zawołał i odwrócił się do Carley. - Co to
znaczy?
Teraz Carley się roześmiała.
- To mały urwis. - Potrząsnęła głową. - Mój dziadek
często podrzucał Cami, pomimo że skończył już
osiemdziesiątkę i powinien mieć więcej rozsądku, Ona to
uwielbia.
Carley wyciągnęła ramiona, chcąc pozbawić Houstona
kłopotu.
- Nie, Cami. Nie latamy dzisiaj.
- Latanie? Rozumiem. Tak? - Houston mocniej chwycił
małą i podniósł ją wyżej. Zachichotała i otworzyła szeroko
oczy. Zaczął ją podrzucać. Cami krzyczała. Jej radość była
zarazliwa i Houston też zaczął śmiać się głośno. Carley
ogarnęła kochającym spojrzeniem rozbawioną dwójkę.
Po chwili Houston przycisnął Cami do piersi, a ona objęła
go za szyję. To było najwspanialsze uczucie na świecie.
Pocałował dziecko w jasnowłosą główkę. Gdy spojrzał na
Carley, zobaczył łzy w jej oczach. Ale nie wydawała się wcale
smutna.
Zapach lawendy i róż, a do tego srebrne cienie zmierzchu
nad deltą Rio Grande. Carley siadła na ogrodowym krześle i
uśmiechnęła się do siebie. Co za cudowny wieczór.
Krótko po tym, jak Cami znalazła Houstona, pojawił się
Lloyd, prowadząc procesję dzieci w różnym wieku niosących
miski, garnki i patelnie wypełnione prawdziwymi daniami z
pogranicza. Lloyd objÄ…Å‚ komendÄ™. UjÄ…Å‚ Carley pod ramiÄ™ i
pokazał jej, jak należy marynować fajitas.
Podczas tego idyllicznego popołudnia Carley jadła i
śmiała się więcej niż podczas ostatnich kilku lat. Oczekiwała
też niecierpliwie na noc, gdy będzie mogła być sam na sam z
Houstonem. Jakiś czas temu Cami padła ze zmęczenia. Carley
odesłała ją do budynku, prosząc, by Rosie sama położyła małą
do łóżka.
To był tak wspaniały dzień, że prawie zapomniała o
dreszczu przerażenia, który przeszedł ją w deszczowy ranek.
Teraz, gdy zapadał zmierzch, było bardzo spokojnie i oglądały
z LuisÄ… rozgrywany przez dzieci mecz softballu.
Carley rozejrzała się i uświadomiła sobie, że dawno nie
widziała Houstona.
- Widziałaś Houstona, Luiso?
- Tam jest. - Kobieta skinęła głową w kierunku sadzawki.
- A, teraz widzÄ™. Z kim rozmawia?
- To Carlos. Jeden z maturzystów - Luisa wyciągnęła się
na krześle. - Houston próbuje go przekonać.
by pracował na ranczu na pól etatu, gdy będzie studiował.
To mądry chłopiec. Dostał stypendium tutejszej uczelni.
- Houston mu doradza? - Carley próbowała ukryć
zdumienie.
Luisa rzuciła jej nieodgadnione spojrzenie.
- Houston ma podejście do dzieci, jest cierpliwy i
wyrozumiały. Gdy uczy ich pracy na ranczu, jednocześnie
pomaga im wejść w dorosłość.
- Rozumiem. A ten Carlos nie chce się dalej kształcić?
Siwowłosa lekarka potrząsnęła głową.
- Nie o to chodzi. On po prostu już nie chce żyć na wsi.
Ma przyjaciół, którzy wybierają się na platformę wiertniczą,
by tam zarobić fortunę. Houston próbuje mu wybić z głowy te
[ Pobierz całość w formacie PDF ]