[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przepraszam, nie chciałam... - wyszeptała.
Naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że go prowokuje. Dawno przysięgła sobie, że
zachowa dziewictwo do ślubu, dla tego jednego, jedynego, którego wybierze na całe ży-
cie. Nie zamierzała oddawać tego daru komu popadnie jak niektóre z koleżanek. Więk-
szość z nich po fakcie żałowała swej lekkomyślności. Mimo młodzieńczej fascynacji
Brynem Donovanem od początku wiedziała, że to nie on zostanie jej życiowym partne-
rem.
- Idź wreszcie! - krzyknął, tym razem głośniej, bardziej szorstko.
Rachel nie wątpiła, że cierpi męki. Powiedziano jej, że niezaspokojona namiętność
wywołuje u mężczyzny fizyczny ból.
- Może mogłabym ci jakoś pomóc? - zaproponowała nieśmiało. - Wiem, że pra-
gnąłeś...
- Kobiety, nie dziewczynki - przerwał jej gwałtownie. - Wynoś się, do wszystkich
diabłów, zanim zrobię coś, czego oboje będziemy żałować.
Tym razem Rachel posłuchała. Popędziła przed siebie w ciemność, nieświadoma,
że gałęzie krzewów drapią jej nagie ramiona, że łodygi oplatają jej nogi i czepiają się
koszuli.
Zgubiła kapeć. Podniosła go i gnała dalej, trzymając go w dłoni. Muszelki na
ścieżce raniły jej stopę, ale nie czuła bólu. Przemknęło jej przez głowę, że ucieka w jed-
nym bucie jak Kopciuszek. Roześmiała się histerycznie przez łzy.
Przystanęła na chwilę, żeby wyrównać oddech, zanim weszła przez okno do swo-
jego pokoju. Padła na łóżko i nakryła głowę poduszką, żeby nikt nie słyszał, jak płacze.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Dziesięć lat później, kiedy przystanęła przed altaną, na samo wspomnienie łzy na-
płynęły jej do oczu. Na próżno próbowała je powstrzymać. Uwolniła dłonie z uścisku
Bryna, żeby zetrzeć jedną z policzka.
- Wiedziałam, że nigdy byś mnie nie skrzywdził - zapewniła z pełnym przekona-
niem. Nawet wtedy, gdy wydał jej się obcy, bardziej przerażała ją własna reakcja na jego
pieszczoty niż jego nowe, nieznane oblicze. - Dobrze, że mnie odprawiłeś. Gdybym była
starsza, nie musiałbyś mnie wyrzucać. Sama wiedziałabym, że igram z ogniem.
- Niewiele pamiętam prócz tego, że sprawiłem ci przykrość. Nie dałaś mi okazji do
przeprosin, zanim wyjechałaś wraz z rodzicami. Wciąż mi umykałaś. Myślałem, że się
boisz, że znów cię zaatakuję.
- Nonsens! Poniosłam konsekwencje własnej głupoty. Przecież to ja cię pocałowa-
łam. Zresztą to już nie ma znaczenia.
- Może nie miałoby, gdybym poprzestał na pocałunku. Nie umknęło mojej uwagi,
że od tamtej pory unikałaś tego miejsca, podobnie jak ja. Nikt nie lubi wspominać wła-
snych błędów. Dlatego przyprowadziłem cię tu, by przegnać duchy przeszłości, jeżeli to
możliwe. Zaufasz mi, Rachel?
- Tak - odpowiedziała bez wahania.
Bryn wprowadził ją do środka i posadził obok siebie na ławce. Zeschłe liście sze-
leściły pod stopami. Przez parę minut siedzieli w milczeniu.
- Gdybym wtedy z rozmysłem nie upił się na umór, nie dotknąłbym cię - wrócił do
tematu, gdy wyczuł, że napięcie z niej opadło. - Czy bardzo cię zraniłem?
- Wcale. Być może gdybym cię nie powstrzymała, przeżyłabym coś cudownego.
- Wątpię. Mam nadzieję, że dobrze wspominasz swoje pierwsze doświadczenia
erotyczne. Nic nie wiem o twoim życiu osobistym.
Rachel pomyślała, że to nic dziwnego, no bo niby dlaczego miałoby go to intere-
sować? Odwróciła głowę, żeby uniknąć jego wzroku. Bryn mylnie zinterpretował jej re-
akcję. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl