[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tego nie mogę zrobić. %7łycie mojego ojca zależy od tego kamienia i...
- Daj mi, powiadam! A może wolisz, żeby moi ludzie poderżnęli ci gardło? No już,
oddawaj!
- Zrób to - szepnęła Taran za jego plecami. - Cały tornister!
Cień zdawał się być z nią zgodny.
- Ale mój tata...
Dolg zrozumiał, że nie ma wyboru. Przewaga tamtego była zbyt wielka.
To znaczy, że wszystko było na próżno? Z głębokim westchnieniem, ze ściśniętym
gardłem zdjął drogocenny tornister z ramienia, czując ciężar kamienia, i ze łzami w oczach
oddał wszystko pyszałkowatemu rycerzowi Zakonu Zwiętego Słońca.
Tamten szarpnął tornister ku sobie z pożądliwym spojrzeniem. Jego ludzie byli gotowi
wymordować dzieci, lecz Johannes jeszcze nie skończył.
- Zaraz, zaraz, poczekajcie! A w ogóle to zlikwidować należy tylko dwoje młodszych i
psa. Najstarszego zabieram do mojego przyjaciela kardynała. Eminencja z pewnością
chciałby chłopaka przesłuchać. Ma on na pewno wiele interesujących rzeczy do powiedzenia,
tylko najpierw, młody człowieku... Co właściwie twoja rodzina o nas wie? Hm?
Dłonią w rękawicy ujął podbródek chłopca i zmusił go, by na niego spojrzał.
I właśnie wtedy Dolg uświadomił sobie, że posiada wielką siłę, którą uzyskał poprzez
wielokrotne dotykanie kamienia. Pierworodny syn Tiril i Móriego miał wiele różnych
talentów, które otrzymał już przy urodzeniu, a może nawet jeszcze przed urodzeniem. Ale
114
dopiero ten szlachetny kamień nieznanego pochodzenia wydobył wszystkie jego zdolności, a
także dodał nowe.
Dolg popatrzył rycerzowi prosto w oczy i powiedział czystym głosem:
- Panie Johannesie i wy wszyscy jego pomocnicy, co jest największym
błogosławieństwem i największym przekleństwem człowieka? Jest to zdolność zapominania.
I teraz wy wszyscy otrzymacie ode mnie ten dar. Będzie on przekleństwem dla was, a dla nas
błogosławieństwem. Miło było was spotkać, moi panowie, i spędziliśmy kilka przyjemnych
chwil na rozmowie, prawda? Nie pamiętacie już, dlaczego tutaj przybyliście? To nie szkodzi.
Jedzcie teraz do domu w przekonaniu, że wykonaliście wszystko, co do was należało!
%7Å‚egnajcie! I pozdrowienia dla wszystkich w domu!
Patrzył po kolei na ludzi rycerza. Uniesiona ręka Johannesa opadła, a on sam patrzył
na chłopca oszołomiony. Potrząsnął głową, jakby chciał rozjaśnić myśli, ale nie bardzo mu się
to udało.
Jego podkomendni opuścili broń, pokłonili się uprzejmie, jeden po drugim powtarzali,
że to była wielka przyjemność spotkać po drodze takie miłe dzieci, ale teraz muszą już
pośpiesznie wracać do domu. Wszystkiego najlepszego, dzieciaki! Duże rośnijcie!
Zawrócili konie i odjechali w swoją stronę z dudnieniem kopyt po twardej ziemi.
Dzieci czekały, aż jezdzcy znikną za wzgórzami, a potem odetchnęły z ulgą. Dolg nie
mówił nic. Stał jak skamieniały.
- Niepamięć - powtarzał Cień z przejęciem. - Niepamięć, to jedyne, co mogło nas
uratować. Ich zresztą także. Jesteś bardzo mądrym chłopcem, Dolg.
Taran i Villemann cieszyli się bardzo głośno, Nero skakał wokół Dolga. Dla zabawy
pies pobiegł kawałek za jezdzcami i naszczekał na nich swoim najgrubszym głosem, a potem
wrócił i domagał się pochwał.
- Co za świnie! - prychała Taran. - Spójrzcie, jak Poplamili moją śliczną sukienkę!
Tego dnia miała na sobie swoją żółtą  wyjściową sukienkę. Taran zmieniała stroje
przynajmniej trzy razy dziennie i zarówno mama, jak i babcia prosiły j% by się tyle nie
przeglądała w lustrach.
Villemann mruknął coś na temat, że i tak wygląda dzisiaj jakoś nieforemnie, więc
jedna plama więcej nie robi różnicy. Taran obraziła się na brata i odwróciła od niego plecami.
- Wcale się nie balem - oświadczył Villemann dumny i jednocześnie zdziwiony. - Nie
bałem się ani przez chwilę, chociaż oni mieli zamiar zabić najpierw właśnie mnie. Myśleli
pewnie, że to ja jestem najbardziej niebezpieczny.
115
- Oboje byliście bardzo dzielni - pochwalił Cień. - Inne dzieci by płakały albo chciały
uciekać, a to najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji.
- Prawda, że byliśmy dzielni, Dolg? - Villemann domagał się jeszcze więcej pochwał.
- Ja wiedziałem, że oni nie mogą nas skrzywdzić, bo jesteśmy niepokonani!
Dolg jednak był przygnębiony. Usiadł na ziemi tam, gdzie stał, i ukrył twarz w
dłoniach.
- Oni zabrali szafir. I wszystkie moje rysunki tych dziwnych znaków na górskiej
ścianie. Tata... Mój ukochany tata... Nie byłem w stanie go uratować. - Zerwał się na równe
nogi. - Ale ja siÄ™ nie poddam! Wy wracajcie do domu, a ja pojadÄ™ za tamtymi. ZnajdÄ™ jakiÅ›
sposób, żeby odzyskać tornister.
- Ech, machnij ręką na tę starą torbę - powiedziała Taran zadowolona. - To przecież i
tak same gałgany. A kamień mam ja. Zamieniłam go na zwyczajny kamień, kiedy stałam za
twoimi plecami, Dolg. Oszukałam ich, kazałam im patrzeć na bagna i kiedy odwrócili
wzrok...
Z wielką pewnością siebie wyjęła niebieski szafir spod sukienki. Dopiero teraz
uświadomili sobie, że ubranie wznosiło się dziwnie na piersiach dziewczynki. Uwaga
Villemanna, że siostra jest nieforemna, miała swoje uzasadnienie.
- Taran! Och, Taran, ukochana siostrzyczko! - zawołał Dolg ściskając dziewczynkę. Z
radości miał łzy w oczach.
- Sam rozumiesz, że nie mogłam pozwolić, by te dranie zabrały kamień, zanim ja
miałam okazję go potrzymać - śmiała się Taran. - Ale teraz już to zrobiłam, potrzymałam
szafir i muszę powiedzieć, że to niebiańskie uczucie! Czułam mrowienie w całym ciele i nogi
się pode mną uginały.
- Znam to uczucie - odpowiedział Dolg ze śmiechem. Zaraz jednak znowu spoważniał.
- Ale rysunki przepadły.
- Nie sądzę - zaprotestowała Taran. - Zaczekaj no chwilkę, zaraz wyciągnę...
Rozumiesz, musiałam wepchnąć pod sukienkę ten idiotyczny węzełek, który zrobiłeś ze
swetra, i czułam, że coś tam jeszcze jest.
Włożyła rękę W wycięcie sukienki pod szyją, najpierw wyciągnęła rękaw swetra, po
chwili ukazał się cały pulower... ale papieru nie było.
- Wydawało mi się...
- Na ziemi! - wykrzyknął Villemann. - Wypadły na ziemię! Od dołu!
116
Zbierali kartki z takim zapałem, że o mało ich nie podarli. Dolg przeglądał je z
drżeniem.
- Są! Są wszystkie rysunki! Och, moi kochani, co ja bym bez was zrobił?
Oboje obejmowali go serdecznie.
Ponownie otulili szafir w sweter i włożyli go do węzełka Villemanna, który od tej
pory miał nieść Dolg.
Taran aż kipiała entuzjazmem.
- Nie uwierzysz, Villemann, jak przyjemnie jest trzymać tę kulę w dłoniach. Czułam
się tak, jakbym... została poświęcona!
Villemann miał dosyć ponurą minę. Jemu nie pozwolono jeszcze potrzymać
magicznego kamienia.
- Wydaje mi się, że w przyszłości będziemy musieli bardziej uważać na tę młodą
damę - szepnął Cień do Dolga.
Chłopiec skinął głową, a potem zawołał głośno:
- A teraz jedziemy do domu do Theresenhof! Tak szybko, jakby niósł nas wiatr!
117
ROZDZIAA 15
W Theresenhof nastał wieczór. Nigdy jeszcze chyba dwór nie był pogrążony w takiej
ciszy. Większość domowników wyruszyła na poszukiwanie dzieci. A w pałacu...
%7ładnych dziecięcych śmiechów, żadnych miłych pogwarek przy kolacji. Cisza.
Dzwoniąca w uszach cisza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl