[ Pobierz całość w formacie PDF ]

końmi.
Pojechał przodem w stronę drogi, po czym zatrzymał się,
rozłożył mapę i zaczął ją studiować.
- Nad potokiem są jeszcze dwie farmy, które powinniśmy
odwiedzić - oznajmił. - Potem musimy pojechać w góry, na
ranczo.
- A gdzie przenocujemy? - zapytała Emily.
Jake popatrzył na nią uważnie.
- Zmęczona? - zapytał.
- Mam już dość - przyznała.
Uśmiechnął się szeroko.
- Chcesz, żebym cię zawiózł z powrotem do miasta?
- Posłuchaj, Jake, jak należy postępować z człowiekiem,
zanim udowodni mu siÄ™ winÄ™?
Nie odpowiedział. Emily patrzyła, jak składa mapę i wsu-
wa ją do kieszeni płaszcza.
- Możemy odwiedzić jeszcze kilka farm, a potem zatrzy-
mamy się na nocleg. Zresztą już niedługo będzie ciemno.
Jake zdawał się nie zauważać, że ogarnia ją rozpacz.
Oczywiście, on nie wie o dziecku. Chodzi mu tylko o złapa-
nie Ansona. Wydał już na niego wyrok.
Jednak ona musi wierzyć, że Anson jest niewinny. Bo je-
żeli jest złodziejem, to...
Nie, nie. Nie wolno jej wyciągać pochopnych wniosków.
Nie będzie też szukała dodatkowych kłopotów. Ma ich już
i tak pod dostatkiem.
Kolejna farma był dwie mile dalej. Była większa niż far-
ma młodej pary. Gdy Jake i Emily wjechali na jej podwórze,
ze stajni wyszedł mężczyzna. Z początku zachowywał się
ostrożnie, jednak przekonawszy się, że jednym z gości jest
kobieta, uspokoił się nieco.
- Szukamy kogoś - oznajmił Jake, zsiadając z konia
i idÄ…c w stronÄ™ farmera.
Opisał Berkeleya. Mężczyzna słuchał uważnie, a następ-
nie kiwnął głową.
- Jest pan jego przyjacielem?
Zadał to pytanie oskarżycielskim tonem.
Jake rozchylił płaszcz, pokazując odznakę.
Mężczyzna kiwnął głową ponuro.
- On tu był. %7łona poczęstowała go kolacją, a ja zająłem
się jego koniem. Kiedy wszedłem do domu, on myszkował
po wszystkich kątach. Szybko go przepędziłem.
Emily zamknęła oczy. Chciała wierzyć, że Anson zrobił
to z czystej ciekawości, że oglądał książki czy coś takiego.
Jakoś nie mogła powiedzieć tego głośno. Nagle przyszła jej
do głowy pewna myśl. Zeskoczyła z konia.
- Proszę pana - zwróciła się do farmera, szukając czegoś
w torebce - czy on tak wyglądał?
Mężczyzna wziął do ręki mały portrecik w ramce. Przyj-
rzawszy mu się, oddał go Emily ze słowami:
- Tak, to on.
Emily westchnęła, chowając portrecik do torebki. Zapra-
gnęła nagle oprzeć się o Jake'a, ale on zdawał się jej nie za-
uważać.
- Dokąd on pojechał? - zapytał farmera.
Mężczyzna wskazał palcem północ.
- W tamtą stronę, na przełaj. Powiedziałem mu, że
ostrzegę przed nim sąsiadów.
- I zrobił to pan? - zapytał Jake.
- Nie. Pomyślałem, że wystarczy go postraszyć. Nie
chciałem zostawiać żony samej w obawie, że on tu wróci.
Jake kiwnął głową ze zrozumieniem i podziękował, a po-
tem pomógł Emily dosiąść konia.
Wyjechali spośród zabudowań i ruszyli na północ przez
otwartÄ… preriÄ™.
- Czy wiesz, jak bardzo ten portret mógł się nam przydać
w Council Grove? - zapytał Jake.
Emily spojrzała na niego ukradkiem, zadowolona, że się
na nią nie złości.
- Ale ja wtedy nie chciałam ci pomóc - odrzekła.
Nie była to prawda. W rzeczywistości zapomniała, że ma
portrecik przy sobie. Przypomniała sobie o tym dopiero w tej
chwili.
- A teraz chcesz?
Emily przyglądała się Jake'owi. Dlaczego dotychczas nie
zauważała, że jest taki przystojny? Taki przystojny i taki do-
bry. Ale dostrzegła to zbyt pózno
- Musiałam mieć pewność - wyszeptała w końcu.
PrzysunÄ…Å‚ siÄ™ do niej razem z koniem.
- Wszystko będzie dobrze - powiedział, kładąc dłoń na
jej dłoni. - Zobaczysz.
Kiwnęła głową. Wszystko będzie dobrze? Nie wierzyła
w to ani przez chwilÄ™.
Posuwali się naprzód w milczeniu. Przez prerię jechało się
wolniej niż drogą. Konie stąpały tu ostrożnie, omijając kępy
suchej trawy, kamienie i wykroty.
Gdy dojeżdżali do farmy, niebo pociemniało. Emily z sa-
tysfakcją zauważyła, że dom, choć zbudowany z kamienia,
jest tak mały, że z pewnością nie znajdzie się w nim wolna
sypialnia dla przyjezdnych. Była tego już prawie pewna, gdy
na progu pojawił się mężczyzna. Obok mężczyzny stanął py-
zaty młodzieniec, a w dużym oknie ukazało się pół tuzina
małych twarzyczek.
216
Kilka minut pózniej Emily znalazła się we wnętrzu domu.
Sześć par oczu obserwowało ją z drugiego końca niewielkie-
go pokoju.
- On tu był - powiedział właściciel rancza do Jake'a.
Przenocował u nas.
Jake wahał się przez moment. Jednak w następnej chwili
zapytał gospodarza:
- Czy coś państwu zginęło?
- Czy coś zginęło? - powtórzył mężczyzna.
Nie wiedział, o co chodzi. Po chwili jednak zrozumiał. Prze-
szedł szybko przez pokój i wziął z gzymsu nad kominkiem po-
obijane blaszane pudełko po tytoniu. Otworzył je, zajrzał do
środka i na jego twarzy odmalowało się przerażenie.
- Czy któreś z was widziało, jak ten człowiek brał nasze
pieniądze? - zwrócił się do gromadki dzieci.
Sześć małych główek obróciło się najpierw w prawo,
a potem w lewo.
Mężczyzna zaklął pod nosem i odstawił pudełko.
- Ja po prostu o tym nie pomyślałem. Była noc, panowa-
ło przejmujące zimno i ten człowiek potrzebował noclegu.
To okropne, że nie można czuć się bezpiecznie, okazując ko-
muś chrześcijańską gościnność.
Emily nie zdawała sobie sprawy, że kolana uginają się pod
nią, dopóki nie poczuła, że Jake ją podtrzymuje.
- Widzę, że pani jest bardzo zmęczona - powiedział
mężczyzna i podprowadził ją do fotela na biegunach stojące-
go przy kominku. - Maybelle, zobacz, czy mama i April już
przygotowały obiad.
Największa dziewczynka, może ośmioletnia, wybiegła
z pokoju.
217
Jake i gospodarz usiedli. Emily, bujając się w fotelu i słu-
chając ich rozmowy, czuła, jak żar bijący od ognia przyjem-
nie ją rozgrzewa. Była senna.
Zanim jednak zdążyła przymknąć powieki, w jej stronę
zaczęło posuwać się najmłodsze z dzieci, szkrab mający naj-
wyżej dwa lata. Maluch patrzył nie tyle na nią, ile na fotel
bujany, a patrząc, kołysał się zgodnie z jego rytmem.
Emily uśmiechnęła się do niego, pochylając się powoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl