[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oprzytomniała. Zerwała się z łóżka i nie zaprzątając sobie głowy ubieraniem, w
koszuli nocnej wbiegła do kuchni.
- Co się dzieje? - spytała półprzytomnie.
- A co ma się dziać? - odparła pytaniem na pytanie Dorota. W jej tonie słychać było
urazę. - Amelia wrzeszczy jak opętana, bo ząbek jej się wyrzyna. Wybacz, że nie
udało mi się jej uciszyć wcześniej...
- Przepraszam. Zaraz zaparzÄ™ rumianek i...
- Już to zrobiłam - przerwała jej. - No co? Sprawdziłam w Internecie, co robić -
wyjaśniła, widząc zaskoczone spojrzenie bratowej. - Myślisz, ze marna zc mnie
ciotka? - obruszyła się. - Radzę sobie.
- Przepraszam. Jestem tak zmęczona, jakbym miała umrzeć... - Marta, ziewając
szeroko, opadła na krzesło
332
333
i przyglądała się córeczce spoczywającej wygodnie w ramionach cioci Doroty.
- Nie przepraszaj. Wiesz, że ja zawsze marudzę, jak jestem niewyspana. Najpierw
nocka w radiu, na szczęście Amelka spokojnie spała, a po powrocie do domu ciąg
dalszy nocnej zmiany, bo przecież nie mogłam położyć się spać i zostawić malej
samej sobie...
- Pomogłabym ci, ale ta noc na cmentarzu tak mi dala w kość... - Marta nic miała siły
kończyć zdania.
- Nic dziwnego. Wyglądałyście strasznie. Macie szczęście, że policja was nie
zatrzymała. Trudno byłoby wam się wytłumaczyć, dlaczego jedziecie nad ranem
takie przemoknięte i roznegliżowane. I jeszcze ta burza w nocy... Jak usłyszałam
grzmoty, to myślałam, że to koniec. Rezygnujecie i wracacie.
- Chyba żartujesz? Po tym, jak powiedziałam szantażyście, że nie dostanie ani grosza,
miałabym targać chłopaków z powrotem do domu? - Marta sięgnęła po kubek z
kawą. - Zimna... - wzdrygnęła się.
- Zaraz zaparzę świeżą. - Podała dziewczynkę matce, a sama zaczęła przygotowywać
kawÄ™.
- Ja też poproszę. - Aneta, blada jak śmierć, z ciemnymi obwódkami pod oczami i
zaczerwienionym nosem, weszła do kuchni. - Chyba mam zapalenie płuc -
oświadczyła. - Ale nic to. Warto było. Niech tylko ktoś mi powie, że już po
wszystkim, będzie dobrze i nic więcej już nie muszę robić poza pójściem do
psychiatry i kosmetyczki. Co do kolejności, jeszcze nie zdecydowałam...
- Wszystko będzie dobrze. Możesz iść do psychiatry - zakomunikowała jej Marta. -
Całą resztą zajmą się fachowcy. Ekipa remontowa piwnicą, zakład pogrzebowy
nagrobkiem...
- A adwokat twoim małżeństwem - wtrąciła się Dorota.
- Co? - Marta zamrugała gwałtownie.
- Damian dzwonił, a miałyście wyłączone komórki, telefon domowy też jest
odłączony, w końcu musiałam odebrać swoją i coś ściemnić.
- Wybaczę ci, nawet jeśli wrobiłaś mnie w romans. Tylko błagam, nie mów, że
powiedziałaś mu prawdę...
- Głos Marty wyraznie zadrżał. Przez ostatnie dni prawie nie rozmawiała z mężem, a
jego pomysł przyjazdu na weekend potraktowała bardzo nieprzychylnie. Miał prawo
się zdenerwować, ale chyba nie aż tak?!
- Powiedziałam.
Zachichotała, widząc przerażoną minę bratowej.
- Spoko, nic się nie martw. Powiedziałam, ze Amelce wyrzyna się ząbek, więc nie
spałyście z Anetą całą BBC i teraz ja zajmuję się małą. W końcu to prawda, no nic? A
jeśli skojarzył, że nie spałaś z powodu Amelki, to chyba dobrze...
- Wiesz, Marta... - Aneta dramatycznie zawiesiła glos.
- Gdyby nie to, że potem jest problem, co zrobić ze zwłokami, zabiłabym ją!
- Nie radzę... Damian przyjeżdża wieczorem. Do tej pory nic wymyślicie, co ze mną
zrobić - chichotała dziewczyna. - Teraz wasza kolej zająć się dzieckiem, a ja idę spać.
- Mam ochotę ją zabić za tę radość. - Aneta z irytacją popatrzyła za Dorotą. - Ona nic
jest w stanic sobie wyobrazić, co ja przeżyłam dzisiejszej nocy...
- Mówisz tak, jakby mnie tam nic było...
- Ale tobie nic nic jest, a ja zaraz umrę! - Kichnęła potężnie.
- Idę włączyć telefon, a ty zrób sobie herbatę z miodem i cytryną. - Marta posadziła
córeczkę na biodrze i wyszła z kuchni.
335
- Telefon? Zgłupiałaś? - Aneta wybiegła za nią. - Ten przestępca będzie do nas
wydzwaniał...
- Prawdopodobnie - zgodziła się Marta, wkladając wtyczkę do kontaktu. - Już wolę
telefony niż martwe zwierzaki. Trzeba mu uświadomić, że nic od nas nie dostanie. Im
szybciei to do niego dotrze, tym lepiej... - Urwała, gdyż właśnie w tej chwili rozległ
się dzwonek aparatu. Bez wahania podniosła słuchawkę.
- SÅ‚ucham.
- Ty szmato! Już po tobie! Jak cię dorwę...
- Radzę nic kończyć. Nagrywam tę rozmowę. - Marta zdecydowała się na blef. -
Podobnie jak pozostałe. Tę w kawiarni również. Spróbuj jeszcze raz zadzwonić, a
zawiadomię policję. - Odłożyła słuchawkę. Obie z Anetą patrzyły na telefon w
pełnym napięcia milczeniu, ale aparat milczał.
Marian z wściekłością rzucił telefonem o ścianę. Nie mógł uwierzyć, że szantaż się
nie udał. Nie mógł pojąć, że Marta znalazła w sobie silę, by się przeciwstawić. Za
dobrze ją znam, żeby w to uwierzyć, pomyślał. Może tamte dwie ją zbuntowały?
Zaczął przemierzać pokój szybkimi krokami. Był niewiele większy od więziennej
celi, ale nie robiło mu to różnicy. Przyzwyczaił się. Nie znaczyło to icdnak, że miał
ochotę wracać za kratki. Jeśli Marta rzeczywiście ma te nagrania, to słychać na nich
głos Feliksa, a nie jego. Trzeba się będzie pozbyć tego partacza. Zatrzymał się i
popatrzył na zakrwawionego mężczyznę leżącego na podłodze. Opuchlizna
zniekształcała mu twarz, jedna ręka leżała wygięta pod dziwnym
kątem. Trochę go wczoraj poniosło. Chyba bardziej niz trochę, uznał, trącając
nieprzytomnego kumpla obcasem. Nie ma z niego pożytku, uznał. Musi sprawę
załatwić sam, a potem tu wróci i pozbędzie się Feliksa.
- Już po wszystkim? - odważyła się w końcu zapytać Aneta.
- Co? - Mana ocknęła się z zamyślenia. - Nie wiem... To nic był on... - powiedziała
niepewnie.
- Jak to, nie on? To komu mówiłaś, że nagrywasz rozmowę? - Aneta nie kryła
zdumienia.
- Szantażyście.
- Przed chwilą powiedziałaś, że to nie on.
- Bo to nie był ten sam mężczyzna. Ich jest dwóch. - Mana słyszała w swoim głosie
niedowierzanie.
Innego wytłumaczenia jednak nic było. Ten glos brzmiał zupełnie inaczej. Był
chrapliwy i nieprzyjemny dla ucha, wyraznie pobrzmiewała w nim wściekłość.
Zupełnie nie pasował do mężczyzny, z którym spotkała się w kawiarni w markecie.
-Jesteś pewna? I co teraz? - spytała Aneta, gdy Marta kiwnęła głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]