[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Manchesteru. Traktowali MarinelÄ™ jak prostytutkÄ™ i grozili jej
sankcjami karnymi, ale i tak była im wdzięczna. W tamten zimny,
deszczowy dzień po raz pierwszy od ponad pół roku nie musiała
uprawiać seksu z dwunastoma mężczyznami w ciągu doby.
Zazwyczaj brytyjska policja nie trzyma ludzi podejrzanych o
prostytucję w areszcie śledczym. Jeśli stawiane są im zarzuty,
odbywa się to dość szybko, a pózniej wypraszani są z powrotem na
ulicę. Ale Marinela uparła się, by pozostać pod kluczem. Nie
chciała opuścić komisariatu z jego solidnymi murami i dodającymi
otuchy zamkami w drzwiach. Była przekonana, że jeśli stamtąd
wyjdzie, Nejloveanu i jego gang wytropiÄ… jÄ… i zabijÄ….
Może właśnie to najpierw zwróciło uwagę policjantów. Bo
kiedy zaczęli słuchać historii dziewczyny, uświadomili sobie, że to
nie jeszcze jedna prostytutka, tylko niewinna, brutalnie
sterroryzowana ofiara handlu żywym towarem.
Koniec końców sprawa zakończyła się szczęśliwie a
przynajmniej na tyle szczęśliwie, na ile w takich wypadkach jest to
możliwe. Marinela mogła znów połączyć się ze swoją rodziną w
Rumunii. Krewni dziewczyny nigdy nie przestali wierzyć, że uda
im się ją odnalezć i to odnalezć żywą ale nie mieli pojęcia,
gdzie szukać ani co robić. Moja mama mówi, że doskonale wie,
jak się czuli. Ona też była bliska rozpaczy, kiedy zniknęłam w
amsterdamskiej Dzielnicy Czerwonych Latarni, ale podobnie jak
rodzina tamtej młodej Rumunki nigdy nie pozwoliła zgasnąć
bezcennemu płomykowi nadziei.
Marinela osiadła w północnej Anglii i jako wolontariuszka na
pół etatu podjęła pracę w Sheffield, w schronisku dla kobiet
narażonych na agresję. Poszła też do college u, żeby uczyć się
fryzjerstwa. Pytana o przeszłość, nazywa siebie ocaloną, a nie
ofiarą. Mężczyzni, którzy ją porwali i handlowali jej ciałem,
zostali oskarżeni, skazani i wysłani za kratki na okres od czterech
do dwudziestu jeden lat.
Ale jeśli czytając to, myślicie, że wszystko jest w porządku,
przerwijcie lekturÄ™ bo wcale nie jest. Za tymi procesami i
krzepiącymi nagłówkami o policji rozbijającej międzynarodowy
gang handlarzy ludzmi nagłówkami, które w roku 2009 trafiły na
czołówki ogólnokrajowych gazet kryje się jeszcze inna historia.
Inna, ale równie szokująca. Przenieśmy się do Rumunii.
We wczesnych godzinach porannych w maju 2009 roku
policja w Aleksandrii dostała cynk od wydziału dochodzeniowo-
śledczego z Manchesteru. Brytyjscy funkcjonariusze
przeprowadzili wnikliwe dochodzenie w sprawie Mariusa
Nejloveanu i odkryli, że bynajmniej nie był samotnym choć na
pewno bezwzględnym wilkiem. Należał do gangu, który
handlował kobietami po różnych krajach Europy. I nie chodzi tu o
zwykłą bandę łajdaków, tylko znowu o przedsiębiorstwo rodzinne.
Razem ze swoim pięćdziesięciojednoletnim ojcem,
Bogdanem, Marius Nejloveanu zwabił, porwał, oszukał i sprzedał
mnóstwo rumuńskich dziewczyn w wieku od piętnastu do
dwudziestu trzech lat. Najpierw gwałcone, głównie przez Mariusa,
kobiety wysyłano albo do legalnych burdeli w Hiszpanii, albo do
salonów masażu i saun , które plugawią brytyjskie miasta i
miasteczka. Wszystkie ofiary były zmuszane do prostytuowania
siÄ™.
Obaj Nejloveanu nie zważali, jak i gdzie zdobywają swój
towar . Jedna z uprowadzonych dziewczyn okazała się rodzoną
kuzynką Mariusa. W sposób bezlitośnie brutalny przestępcy
zapewniali sobie posłuszeństwo. Kiedy za pomocą poufnych
informacji z Manchesteru aleksandryjska policja wytropiła szajkę
w pobliskim miasteczku Mavrodin, znalazła broń, której ojciec i
syn używali, by utrzymać porwane kobiety w ryzach: ciężką
drewnianą gitarę do wymierzania razów oraz nóż, który miał
uwiarygodnić grozby okaleczenia i morderstwa.
Pózniej komisarz główny policji Florea Stefan opierając się
na grubej teczce z aktami, które zgromadzili jego podwładni,
powiedział z westchnieniem:
Marinela ma szczęście, że żyje. Wiele ofiar zostało
pobitych bardzo, bardzo dotkliwie. Pięć dziewczyn Nejloveanu
wysłał do Wielkiej Brytanii, ale kolejnych siedem zniknęło gdzieś
w Rumunii. Nie wiemy, gdzie są ani czy jeszcze żyją.
Czy to brzmi jak szczęśliwe zakończenie?
Jednak na razie powróćmy do Anglii. Tuż przed Bożym
Narodzeniem 2009 roku David Greenwood znów zjawił się w
Manchesterze. Choć bynajmniej nie dobrowolnie. Aby wyciągnąć
sutenera z jego luksusowej kryjówki willi na hiszpańskim Costa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]