[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież i tak nie rozumie.
- Ty głupia, ty - potrząsnął nią Rysiek. - Kto cię tak będzie kochał? Wolisz być z tymi
elegancikami, z tym frajerkiem? - pokazał studenta, który trzymał się resztkami sił. - My
dwaj musimy trzymać się razem, w kraju i za granicą. We dwóch zawsze pogodzimy pozer-
ków, zawodniczków, cwaniaczków, fryzjerków, pedałków. Kiedyś dostałem drugą nagrodę w
konkursie o tematyce ochrony granic, nakręciłem łąkę, las, zachodzi słońce i przy ognisku
mężczyzna, za plecami ma cień długi na całą łąkę.
Robiło się coraz parniej. Spadło kilka kropel deszczu, gdzieś daleko raz i drugi zagrzmiało.
- Graza idiot - powiedziała Natalia.
- Tak - kiwnąłem głową - będzie chłodniej.
Lubow zaprosiła mnie do tańca.
- Jeszcze czego - powiedziałem - po tym wszystkim? Zresztą dyskutuję z kolegą.
- Mój ojciec zginął w czasie burzy - posmutniał Rysiek.
- Od pioruna?
- Nie. Mieszkaliśmy wtedy na wsi. Piorun uderzył z trzydzieści metrów od niego. Ojciec
upadł ze strachu, a jest taki przesąd na wsi, że jak kogoś porazi prąd, trzeba go zakopać w
ziemi. Bronił się, ale go zakopali.
- Ciemnota.
- Nie. Sąsiedzi go nie lubili. Pomyśleli, jest okazja.
Wziął Lubow za pierś i zaczęli tańczyć. Wtulił ją mocno w siebie, nie wyglądała na
zmartwionÄ….
- Tego jednego żałuję w życiu, żeśmy się rozwiązali - powiedział kołysząc się z nią przy
mnie.
Błysnęło, zaczął padać deszcz. Student, blady bardzo, wzdłuż ściany do wyjścia sunął.
Natalia po matczynemu go podparła, no i wyszli.
- Leci na mnie - zauważył Rysiek. - Wszystkie chude na mnie lecą, dlatego że mam dużo
ciała.
- Niewykluczone - zgodziłem się. - Ale na nic trwałego bym nie liczył.
- Nigdy nie wiadomo. Ona musi mieć straszny szmal. Pamiętaj, Janek, jak najmniej rób.
- W jakim sensie?
- W sensie koło siebie. Im mniej ty robisz koło siebie, tym więcej inni muszą.
- Wszystko rodziców.
- Aha. - Rysiek pogłaskał ją po włosach i przytulił policzek do jej twarzy. - Jak tak, to ja
sram na ich szmal.
21
Natalia wróciła, kiwając ze współczuciem głową. Rysiek zatoczył się na stolik lekko, kawę
wylał. Podtańczyli do akwarium. Cezar niespokojny, krzywił się, zamamrotał. Lubow ramio-
nami wzruszyła i już siedzi. Rysiek obok, nalał sobie, mnie i jej.
- O co się rozchodzi? - zapytał. - Coś wyczuwam.
- Zdaje się, że ma żal, żeś wywrócił kawę. Albo się boi o akwarium...
- Zaraz - powiedział Rysiek. - Ja tu jestem twoim gościem i nikt mi nie będzie nic mówił.
Zaraz. Ja tu jestem gościem mojego przyjaciela Janka, pisarza z Polski, któremu wy wszyscy
sięgacie potąd. - Tu pokazał, dokąd mi wszyscy sięgają, to nie było bardzo wysoko, grubo
poniżej pasa.
- Daj spokój, Rysiek, nie denerwuj się, nie warto - pociągnąłem go za rękaw, ale wyrwał
się i wstał. W rozpiętej na piersiach koszuli, ze wzburzonymi włosami, z burzą w tle wyglądał
okazale.
Cezar zdenerwował się chyba, bo powiedział coś głośno do Natalii, pięści zacisnął, ale
wymyślił wziąć się na sposób i w naszą stronę nową butelkę whisky wyciągnął.
- O nie - powiedział Rysiek, wziął, nalał sobie, wypił, dolał i odstawił flaszkę. - Tak nie
będziemy rozmawiać. Jak było w czasie Komuny? Kto się tu za was narażał i ginął? A osła-
niał odwrót Napoleona? A powstaniami odciągał od was Rosję i Prusy? A czyje ryngrafy,
Sobieski za kogo, za czyje sprawy błonia zakwitały konnicą? Za kogo poszły szwoleżery, a
najgęściej ginęły chłopy? A szumiały orły chorągwiane? A Niemcy z góry, a my cały ogień
na siebie. I nigdy, jak tu stoimy, ja i mój kolega Janek, wielki pisarz, o jakim wam się nawet
nie śniło... Otóż chciałem wam powiedzieć, że jest taki drobiazg, że nigdy, ale to nigdy nam
się nie wypłacicie ani jako narodowi, ani osobiście, wszystkimi waszymi małżami, ostrygami,
sałatami, szampanami. Co wy wiecie? O życiu? O naszym pokoleniu? O Pstynie, Niedobitku,
GÅ‚odomorze, Paskudzie, Szufladzie, Chuliganie, Psinie, Synku, Parowie, Parasolce, Paszczy!
Będziecie zawsze dłużnikami. Był taki człowiek, który nazywał się Mickiewicz, który starał
się wam coś o nas wytłumaczyć, zanim zginął za was w Turcji. I ja tu robiąc film, chodząc po
tych grobach, relikwiach, porośniętych zielskiem i zapomnieniem, gardzę wami, rzucam wam
w twarz nasze dumne:  Nie . Powtarzam, nie wypłacicie się.
Zachwiał się i oparł na akwarium, zagrzmiało, błysnęło.
Cezar poderwał się, ale usiadł. Deszcz siekł w okna. Natalia nie tłumaczyła, tylko patrzyła
z ogniem w oczach. Blady student wszedł do pokoju i wlókł się wzdłuż ściany. Przemysłowcy
z Włoch woleli się nie ruszać.
- A byliśmy mocarstwem, ale mocarstwem szlachetnym, jak się należy! Oto w zacnym
ubiorze i złotej koronie siadł pomazaniec Boży na swym pańskim tronie - podniósł rękę do
góry. - Miecz przed nim srogi, ale złemu tylko srogi. O to chodzi - zawiesił głos i dokończył:
- Niewinnemu na sercu nie uczyni trwogi.
Rybki zawirowały żywiej, woda zabulgotała i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że Ry-
siek leje do akwarium. Cezar jęknął, reszta siedziała jak zamurowana. Student spróbował
śpiewać Międzynarodówkę, ale głos mu się załamał. Pisnął: - Vive la Pologne - zanim osu-
nął się na podłogę. Wtedy wydarzyło się to, co właściwie przewidywałem, że się może naj-
gorszego wydarzyć. Rysiek wziął Lubow za rękę i wyszli z pokoju. Siedzieliśmy chwilę w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl