[ Pobierz całość w formacie PDF ]
huragany, lub byli mężowie wyskakujący z kapelusza czarodzieja. Och, tak,
zauważyła syneczka kulącego się tchórzliwie za Alexem. Najpierw jednak
postanowiła zadbać o swego partnera.
- Brice, poznałeś mojego syna, prawda?
- Jeffa? Oczywiście. Miałem...
RS
- Przywitaj się Jeff - syknęła.
- Hallo, panie Rivers - Jeff starał się jeszcze coś szybko powiedzieć. - Mamo,
trochę zmieniliśmy zdanie co do kina...
Jak nigdy dotąd, Stephanie kompletnie go zignorowała. Mówiła wyłącznie do
Brice'a. - A obok mnie siedzi mój były mąż, Alex Carson. Nie sądzę, żeby
panowie siÄ™ znali.
- Ja... - nie. (W duchu przyznała Brice'owi punkt za lizusostwo). Policzki mu
zesztywniały, rzucił jej zirytowane spojrzenie, ale natychmiast wyciągnął rękę.
- Brice Rivers. Nieoczekiwane spotkanie, muszę przyznać.
Ich dłonie spotkały się tuż przed nosem Stephanie. Był to krótki, formalny, nie
znaczący gest. Wystarczył jednak w zupełności, aby zauważyła, że jedna dłoń
była białą, wymanicurowaną ręką profesora, druga
- opaloną, twardą, spracowaną, jedyną na świecie, ręką Alexa.
- Przepraszam za tę krępującą sytuację - powiedział Alex.
- Nie ma sprawy, nie ma sprawy - odparł Brice.
- Wszyscy chcemy posłuchać muzyki, nieprawdaż? Zwiatła przygasły i wielkimi
fanfarami rozpoczęła
się symfonia. Serce Stephanie waliło jak szalone, w głowie szumiało, co nie
miało wiele wspólnego z muzyką. Wciśnięta w fotel czuła się jak między
młotem a kowadłem.
Ani razu nie spojrzała już na Alexa; i tak zobaczyła wystarczająco wiele.
Sztywny kołnierzyk wpijający mu się w szyję; smutny wyraz twarzy;
wielokrotnie przeczesywane palcami włosy; okropny krawat. Alex zawsze
wybierał takie krawaty! Gotowe garnitury nigdy na nim dobrze nie leżały.
Ponadto - dokładnie znała jego zdanie na temat muzyki poważnej.
Szok spowodowany nieoczekiwanym spotkaniem minął, a jej własne cierpienia
ostatnich kilku dni przybladły. Teraz przede wszystkim mu współczuła. I była
bezradna! Przy pierwszym spokojniejszym fragmencie utworu poza plecami
Alexa sięgnęła ramienia Jeffa. Nie chciał na nią patrzeć.
RS
- Jak mogłeś zrobić coś takiego ojcu!? - syknęła wściekle.
Trąbki znowu się odezwały, zawtórowały oboje. W półmroku połyskiwały rożki
francuskie. Przez dwadzieścia minut nie było wkoło nic poza wielką muzyką.
Ręka Alexa uniosła się dyskretnie kryjąc ziewanie. Natychmiast odezwał się
szept Jeffa. - Tato, postaraj siÄ™!
Stephanie wybuchnęła tłumionym chichotem, któremu w ułamku sekundy
zawtórował niski i cichy śmiech Alexa.
Ramiona Brice'a zesztywniały, a Jeff po raz pierwszy od kilku godzin odetchnął
swobodnie.
ROZDZIAA SIÓDMY
Kiedy światła samochodu Brice'a zniknęły za zakrętem, Stephanie szybko
weszła do domu. Mimo, że Brice starał się jechać szybko, Alex z Jeffem
znacznie ich wyprzedzili.
Odpinając narzutkę, zajrzała do salonu. Marynarka i krawat Alexa zwisały
smętnie z poręczy krzesła, on sam stał oparty niedbale o kominek. Ich oczy
spotkały się. Lekki dreszcz przebiegł jej po plecach. Cofnęła się gwałtownie.
Musiała przecież powiesić ubranie w garderobie.
- No dobra, gdzie on jest? - zapytała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Zpi.
- A... gdzie jest pies?
RS
- Też na górze. Z Jeffem.
- PrzyniosÄ™ ci piwo. Alex...
- Nie, dziękuję.
Cóż, ona w każdym razie potrzebuje drinka! Z nie pozbawioną wdzięku
godnością przeszła przez pokój. Nalała wina z karafki i zaraz odstawiła
kieliszek, jakby o nim zupełnie zapomniała, i zainteresowała się mankietami
przy sukni.
- Nie wiem, Alex, z czego się śmieliśmy, bo to wszystko wcale nie było
zabawne - powiedziała poważnie.
- Zgadzam się z tobą w całej rozciągłości.
- Nasz syn... - zawiesiła głos, jakby w obawie przed straszną przyszłością ich
potomka.
Dziwne rzeczy dzieją się ze zdrowym rozsądkiem dwojga ludzi, którzy śmieją
się razem. Reszta tego wieczoru była jednym wielkim faux pas. Alex był blisko.
I fizycznie, i psychicznie. Przypadkowe dotknięcie ramienia, zapach,
świadomość jego bliskości zachwiały jej wewnętrzną równowagę.
W antrakcie Brice zachowywał się tak, jak powinien zachowywać się
mężczyzna na randce - zabrał ją do bufetu; dotykał dłonią jej pleców, kiedy
przeciskali się przez tłum; pochylał ku niej głowę, żeby w ogólnym gwarze
lepiej słyszeć, co mówi, ale ona cały czas czuła na sobie wzrok Alexa i miała
poczucie, że dopuszcza się zdrady. A przecież nie robiła nic złego! Właściwie
nigdy nie robiła nic złego z Brice'em, za to Alex z pewnością nie żył przez te
wszystkie lata w celibacie.
Nie tylko czuła się winna. Była rozdrażniona i rozbita. Po drodze do domu
ścięła się z Brice'em, bo śmiał napomknąć, że Jeff nieco wymknął się spod jej
kontroli.
Bawiący się w swatkę syn rzeczywiście wyraznie wymykał się spod jej kontroli.
Dopóki nie myślała
RS
o Jeffie, mogła też nie myśleć o czarnookim mężczyznie wspartym o kominek, o
jego gęstych, ciemnych włosach
i gorzkim uśmiechu.
- Nie mogę pojąć, w jaki sposób Jeff nakłonił cię do pójścia na koncert. Wiem,
że nie cierpisz takiej muzyki - zawiesiła głos, czekając na wyjaśnienie. - Alex,
musimy coś z tym zrobić.
- Ja już zrobiłem. Nie przypuszczam, żeby prędko miał ochotę wtrącać się w nie
swoje sprawy.
- To już coś. Ale wciąż nie rozumiem, co on chciał przez to osiągnąć?!
- A ja chyba wiem - Alex spod oka obserwował Stephanie przechadzającą się
nerwowo po pokoju. Każdemu jej ruchowi towarzyszył cichutki szelest
jedwabnej sukni.
Nie zapomniał jej... wielu rzeczy. Ale nie miało to większego znaczenia, kiedy
odgadł, dlaczego Jeff tak go namawia na tę eskapadę. Nie tylko zazdrość kazała
mu wziąć w niej udział, ale i męska solidarność. Stephanie jest niebezpieczną
kobietą. Niebezpieczną, nie ufającą nikomu i kłopotliwą. Stanowczo nie mógł
narażać na takie niebezpieczeństwo innych przedstawicieli własnej płci. Gdyby
jej znajomy był na tyle nieostrożny, żeby wejść z nią do domu, na pewno
poradziłby mu, żeby czym prędzej się wynosił. Może nawet przy pomocy
mocniejszych argumentów"
Do cholery, kocham tę kobietę - uświadomił sobie. W tej chwili jednak z
przyjemnością obserwował, jak nerwowo miota się po pokoju - wzięła kieliszek
do ręki i odstawiła go znowu; włożyła ręce do kieszeni.
- Jeffowi wydawało się - powiedział Alex łagodnie
- że spotykasz się z palantem.
Zarumieniła się. - Brice wcale nie... To bardzo porządny człowiek.
- Napij się wina - zasugerował.
- Nie chcÄ™ wina!
RS
Aha. A więc jesteśmy w bardziej trzezwym nastroju.
- Oczywiście, masz rację. Wygląda na bardzo porządnego, spokojnego
profesora. Jak twój ojciec
- zawsze w porządku i na swoim miejscu. Słowom takiego człowieka zawsze
można ufać.
Zmieszne, jak niewiele słów mogło tak wiele znaczyć. Stephanie zatrzymała się
naprzeciw AIexa w pół kroku.
- Nigdy nie wątpiłam w twoje słowo, Alex - zapewniła cichym głosem?
- Czyżby?!
Uchwyciła błysk płomienia w jego oczach. Jak gdyby przez przypadek znalazła
się w pobliżu dzikiej bestii. Poczuła się nagle jak w potrzasku - słaba i
zagrożona.
- Rozmawialiśmy o Jeffie.
- A ja myślałem, że rozmawiamy o zaufaniu. Odwróciła się do niego plecami.
- Jeff musiał dostać nauczkę za wtykanie nosa w cudze sprawy. - I dostał. To
mamy z głowy. Niepotrzebnie tracisz czas, obwiniając go o to, co się stało.
Poszedłem z własnej woli, bo wiedziałem, że będziesz tam z innym mężczyzną.
To była mała bomba. Ale nawet mała bomba w spokojnym salonie może być
niebezpieczna. Stephanie całym ciałem odczuła siłę eksplozji.
- Alex... - oblizała nagle wyschnięte wargi. - Jeżeli wydaje ci się, że nie mam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]