[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mam na myśli... choinkę.
Maggie znieruchomiała, gdy Andy przyznał, że za
nią szaleje. Gdyby jej twarz nie była czerwona od mro-
zu, pewnie by się zarumieniła. Roześmiała się cichutko
i spojrzała z ukosa na Gautiera, jakby podejrzewała, że
naprawdę stracił rozum.
- To był męczący dzień, prawda, Andy? Wyglą-
dasz świetnie, ale na pewno jesteś zmęczony. Pora od-
począć. Ze znużenia mąci ci się w głowie. Nie rozu-
miem, jak można przeskoczyć myślą od łapówki do
choinki...
- Ubierasz drzewko? - zapytał Andy. Maggie spo-
ważniała.
- Przestałam to robić po śmierci rodziców. Odkąd
zamieszkałam sama, nie czułam takiej potrzeby. Joanna
dekoruje cały dom ze względu na dzieci. Zwięta spę-
dzam u nich, więc sam rozumiesz...
- U mnie sprawa wyglÄ…da podobnie. Po rozwodzie
byłem zupełnie sam. Po co mi choinka? Ale w tym
S
R
roku... Gdybyś się zgodziła, możemy ubrać ją we dwo-
je. To świetna zabawa.
- Kusząca propozycja - mruknęła. Pochyliła głowę
i stwierdziła ze zdumieniem, że trzymają się za ręce. Nie
miała pojęcia, kiedy spletli palce w ciasnym uścisku.
- Chyba nie mam wyjścia.
- W takim razie umówmy się na sobotę - zapropo-
nował Andy.
- Zwietnie. - Maggie podniosła głowę i uśmiechnę-
ła się czule. - To nie do wiary! Dochodzi północ, a my
stoimy tu na mrozie, trzymając się za ręce.
- Rzeczywiście. Bez sensu!
- Brak nam chyba piątej klepki - stwierdziła
uszczypliwie, ale nadal stała nieruchomo obok auta,
zamiast wsiąść i odjechać. Andy także nie kwapił się do
odejścia.
- Chodzisz do kościoła, Maggie? - rzucił niespo-
dziewanie.
- Czemu pytasz? To bardzo niedyskretne pytanie
- odparła nieufnie. ;
- Wiem. Po prostu chcę wiedzieć i dlatego stawiam
sprawę jasno - odparł z powagą. Maggie pokiwała
głową.
- Jestem harda i niezależna. Nie lubię być traktowa-
na jak zabłąkana owieczka i dlatego do niedawna rzad-
ko odwiedzałam kościoły. Teraz jest inaczej. Mamy tu
wspaniałego duchownego. Wielebny Gustofson wspie-
rał naszą rodzinę w czasie choroby i po śmierci szwa-
gra. To ze względu na niego w każdą niedzielę jestem
na nabożeństwie.
S
R
- Masz rację. Gustofson to bardzo porządny czło-
wiek. Jeśli chodzi o mnie, jestem głęboko wierzący, ale
z praktykowaniem bywało różnie. Ostatnio jednak co
tydzień chodzę do kościoła.
- Zebrało nam się na poważne rozmowy, szeryfie
Gautier.
- Domyślam się, że uważasz mnie za dowcipnisia
i podrywacza. Zapewniam, że myślę nie tylko o tym,
żeby cię zaciągnąć do łóżka.
- Andy - zaczęła spoglądając mu prosto w oczy - ty
również jesteś porządnym człowiekiem.
Pocałowała go tak zachłannie, że zachwiał się na
nogach. Był w niej zakochany na śmierć i życie. Nie
potrafił nic przed nią ukryć. Ta kobieta znalazła drogę
wiodącą prosto do serca. Była dla niego stworzona.
Gdyby go nie chciała, cierpiałby jak potępieniec. To
chyba czary! Ledwie potrafił uwierzyć, że to jawa, nie
sen.
Chciał ofiarować Maggie swoje serce, ale nie miał
pewności, co w zamian otrzyma.
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
- Moim zdaniem będzie pasowała - stwierdził
Andy.
- Owszem. Do pałacowego salonu - odparła drwią-
co Maggie.
- Nie przesadzaj. Ten świerk wcale nie jest taki wy-
soki.
- Zastanów się, człowieku! W lesie wszystkie drze-
wa wydajÄ… siÄ™ niezbyt wysokie. Co innego w pomiesz-
czeniu. Będziesz musiał wybić dziurę w suficie. Prze-
cież to olbrzym!
- Wysokość nie gra roli. Liczy się kształt. To drze-
wko ma symetrycznie ułożone gałęzie. Jest doskonałe.
Maggie zgodziła się, by Andy poszukał choinki na
terenie jej posiadłości. Drzewa i tak rosły tu zbyt gęsto.
Należało zrobić przecinkę, więc połączyli przyjemne
z pożytecznym.
Zirytowana uporem Gautiera, odwróciła się i błagal-
nym gestem wzniosła ręce do nieba, jakby modliła się
o cierpliwość. Nagle poczuła lekkie uderzenie. Coś tra-
fiło ją w plecy. Znieżka! Z godnością strzepnęła z siebie
śnieg, odwróciła się i spojrzała z wyrzutem na atakują-
cego.
- Zaatakowałeś mnie!
S
R
- Przesada! To przecież tylko garść śniegu. - Andy
stał dwa metry od niej. Pochylił się i zaczął formować
następną kulę. - Teraz dopiero zobaczysz... - Nim do-
kończył, Maggie trafiła go śnieżką w brzuch. Uchyliła
się zręcznie przed następnym pociskiem. Gautier rzucił
jej grozne spojrzenie. Uznała, że nie warto popisywać
się brawurą. Zaczęła uciekać.
- Ostrzegam cię! - krzyknęła. - Jeśli znowu rzucisz
we mnie śnieżką, złożę skargę.
- A powód?
- Na pewno znajdzie siÄ™ odpowiedni paragraf. Za-
pytam ciÄ™ o radÄ™. Z nas dwojga ty lepiej znasz prawo.
Andy szybko dogonił Maggie. Zdecydowany posta-
wić na swoim, rzucił się do przodu i chwycił ją za nogi.
Oboje wylądowali w śnieżnej zaspie. Gdy wstali, otrze-
pując ubrania z białego puchu, oboje chichotali jak para
rozdokazywanych dzieciaków.
- Zapłacisz mi za to, przystojniaku - oznajmiła, gro-
żąc mu pięścią, ale spoglądała na niego z czułością.
Miała wrażenie, że fala miłości zalewa jej serce, a świat
jaśnieje wszystkimi kolorami tęczy. Była szczęśliwa jak
nigdy dotąd. Nagle przemknęło jej przez myśl, że za-
wsze będzie kochała Andy'ego Gautiera. Sprawy zaszły
już za daleko. Ten mężczyzna stał się dla niej ważniej-
szy niż inni ludzie. Kochała go z całej duszy i gotowa
była wszystkim się z nim podzielić. To było dla niej
istotą miłości.
Wyprawa po drzewko miała trwać dwie godziny, ale
bardzo się przeciągnęła. Wyszli z domu Maggie rano;
do Andy'ego przyjechali dopiero póznym popołudniem.
S
R
Zabawa była świetna, ale przemarzli i zgłodnieli. An-
dy wniósł świerk do korytarza i próbował ustawić go
pionowo.
- Cholera jasna, za wysoki! - krzyknÄ…Å‚. Maggie wy-
buchnęła śmiechem.
- Gdybym nie była dobrze wychowana, to bym ci
powiedziała, co myślę. - Zamilkła na chwilę, jakby coś
jej przyszło do głowy. - Właściwie mogłabym zapo-
mnieć o dobrych manierach i...
- Będziesz tego żałować, moja śliczna. Dość gada-
nia o tej sprawie. Jeśli się zgodzisz o niej zapomnieć,
ugoszczÄ™ ciÄ™ solidnÄ… kolacjÄ….
Maggie przystała na tę propozycję. Andy i tak dosta-
nie za swoje, jako że musi dostosować drzewko do
rozmiarów salonu. Czeka go ciężka harówka. Na razie
zajął się szykowaniem kanapek. Przygotował grzane
wino. Maggie błyskawicznie pochłonęła kanapki i ob-
jęła zziębniętymi palcami ciepły kubek. Nie wypuszcza-
Å‚a go z rÄ…k, gdy zwiedzali dom.
Od paru tygodni zadawała sobie pytanie, jak
i gdzie mieszka Gautier. Dom był trochę zaniedbany.
Maggie uznała, że ściany wymagają pomalowania,
a sprzęty należałoby odnowić. Z drugiej strony jednak
wszędzie panował idealny porządek. Ani odrobiny ku-
rzu. Zawstydziła się na myśl o bałaganie panującym
w jej sypialni. Nie powinna była Andy'ego tam wpusz-
czać.
- Mieszkałeś tu, gdy byłeś żonaty? - zapytała.
- Nie. Moja była żona woli inny styl. Tamten dom
świetnie nadawał się do przyjmowania gości. To był jej
S
R
żywioł; Po rozwodzie zdecydowałem się na sprzedaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]