[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oparty o jedną z goleni Outridera" Dash obrzucił starszego mężczyznę
nieprzytomnym spojrzeniem.
- A co ma do tego bantha?
- Nie wiesz? To ci powiem: około jedenastu.
- No i...?
- Gdybym miał jedenaście banth, to jak sądzisz, czy co miesiąc rodziłaby mi się
jedna mała bantha?
Dash zacisnął zęby.
- Nie. Oczywiście, że nie. Ale Outrider" nie jest banthą.
Kerlew westchnÄ…Å‚.
- Posłuchaj, Dash. Wszystko sprowadza się do zależności Mając więcej kredytów,
zdobędę złączki. Jeśli chodzi o ścisłość mógłbym je mieć nawet w ciągu godziny.
Ale ich zamontowanie zabierze tyle samo czasu, niezależnie od tego, czy będę
miał na jedną złączkę czterech mechaników, czy dwóch. Jeśli zaś chodzi o
podpięcie ich do głównej szyny zbiorczej... to w tunelu kanałowym może przebywać
tylko jedna osoba. No, chyba że mówimy
o Sullustanach, ale ci z kolei mają za krótkie rączki, żeby dosięgnąć do panelu
szyny. Potem trzeba przeprowadzić testy. Nie przeskoczysz tego ani nie
przyspieszysz. Mając więcej pieniędzy
i rąk do pracy, może uda mi się przesunąć naprawę o dzień, ale to wszystko.
Dash potarł skronie. Czuł, że w ekspresowym tempie zbliża się ból głowy o sile
wybuchu supernowej.
- No dobra, w porządku. Po prostu zrób, co w twojej mocy.
Kerlew spojrzał na niego z urazą.
- Zawsze robiÄ™, co w mojej mocy.
Dash wrócił na lądowisko, na którym dokowało Serce Nowej". Okazało się, że
załoga zaczęła już wznosić rusztowania potrzebne do naprawy zewnętrznego włazu.
Wspiął się na górę, żeby ocenić z zewnątrz uszkodzenia. Dziwne, uznał,
przyjrzawszy się osmaleniom od strzałów. Biegły wzdłuż boku kadłuba i przecinały
usunięty teraz właz, ale smuga nie była głęboka - na pewno nie na tyle, żeby
wyrwać płytę luku. A na pewno nie bez pomocy kogoś na pokładzie. Najwyrazniej
komuś zależało na tym, żeby właz został wysadzony. Komuś z załogi Serca".
W środku panowało spore zamieszanie. Znalazł Mela w jego biurze, sprawdzającego
list frachtowy.
Strona 58
MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt
- Przyglądałeś się uszkodzeniom z zewnątrz? - spytał go.
Frachtmistrz skinął głową.
- Tak. Miałeś rację. Został wygięty od wewnątrz. Włączył się awaryjny system
ewakuacyjny, który wysadził pokrywę.
Dash zmarszczył czoło.
- Czy to zostało spowodowane atakiem?
Mel wzruszył ramionami.
- Nie powinno było do tego dojść. - Zawahał się, a po chwili dodał: - System
ewakuacyjny ma cztery klamry zabezpieczajÄ…ce uzbrojone w Å‚adunki wybuchowe, po
jednym w każdym rogu portalu. W razie zagrożenia powinny wybuchnąć wszystkie
naraz, żeby wysadzić właz na wypadek, gdyby zaszła potrzeba wyrzucenia towaru za
burtę. Jeden z nich został wcześniej uszkodzony - ktoś go wysadził. To właśnie
ślad po tej eksplozji widziałeś na górze przy lewej klamrze. Podejrzewam, że
naruszenie wywołało reakcję łańcuchową i wybuch reszty klamer.
- Mówiłeś o tym Javul?
- Jeszcze nie.
- Powinna o tym wiedzieć.
Jednak Javul nie było nigdzie w pobliżu i nikt nie umiał powiedzieć, gdzie się
podziewa - włącznie z Kolczastą, co, zdaniem Dasha, było bardzo dziwne.
Kiedy przeszukał już cały statek od dziobu po rufę, zaczął mieć naprawdę złe
przeczucie. Dowiedział się, że Mel zlecił Leebowi pomoc w opróżnianiu ładowni
dla przeprowadzenia napraw, więc wyruszył na poszukiwania Eadena. Znalazł go w
ich wspólnej kwaterze, medytującego (chociaż, zdaniem Dasha, medytacja" nie
była tu zbyt trafnym określeniem, ze względu na pozycję, w jakiej zastał
przyjaciela).
Eaden siedział ze skrzyżowanymi nogami... jakieś piętnaście centymetrów nad
ziemią. Opierał się na jednej ręce, przełożonej między nogami. Dash zatrzymał
się w drzwiach i zagapił na niego z otwartymi ustami. Potem zaszurał nogami.
Wreszcie odchrzÄ…knÄ…Å‚.
Eaden odemknął do połowy jedno ciemne oko, ale zaraz znów je zamknął. Dash
patrzył w milczeniu, jak mistrz teras kasi rozprostowuje powoli nogi - nadal
wsparty na jednej dłoni - dopóki nie ułożył ich równolegle do podłogi. Potem
przeszedł płynnie do stania na rękach, by wreszcie z gracją drapieżnika
polującego na ofiarę saltem skoczyć na równe nogi.
- Co to było? - spytał Dash.
- Co było co?
Dash wskazał miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedział" Eaden.
- To... co przed chwilą robiłeś - wykrztusił. - Czy to te wasze sztuczki teras
kasi?
- Sztuczki?
- No dobra, ćwiczenia. Czy to były ćwiczenia teras kSi? To znaczy, widziałem,
jak wcześniej ćwiczyłeś, ale...
- Medytowałem w pozycji znanej jako Zpiący Krayt, nazwanej tak od smoka krayt,
który zresztą pochodzi z tej planety. Potem wykonałem Skaczącego Veermoka.
- O rany - mruknął z podziwem Dash. - Nie boli cię ręka? Bo mnie rozbolała od
samego patrzenia.
- Nie, nie boli mnie ręka - uspokoił go Eaden. - Chciałeś czegoś ode mnie?
- Co? A, tak. - Otrząsnął się z lekkiego szoku. - Ona znów zniknęła - poskarżył
się płaczliwie. - To znaczy Javul. Trzeba ją znalezć, zanim znów zrobi coś
głupiego.
- Głupszego niż do tej pory?
Mając świeżo w pamięci nocną wycieczkę Javul na Rodii, Dash musiał przyznać, że
trudno byłoby coś takiego przebić.
- Chyba powinniśmy najpierw zajrzeć do Chalmuna - zaproponował Dash, kiedy szli
pylistą alejką w stronę placu Kernera. - Tam spotkaliśmy ją po raz pierwszy,
więc może wpadła na pomysł, że znajdzie tam coś, co pomoże jej ułożyć plan
awaryjny Jeśli jej tam nie zastaniemy, może trafimy przynajmniej na kogoś, kto
ją widział.
Eaden nie odpowiedział, ale jego macki wydawały się - przynajmniej Dashowi -
postawione w stan najwyższej czujności. Po drodze Rendar rozglądał się na lewo i
prawo, ale nigdzie nie zauważył śladu bytności Javul Charn. W zatłoczonym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]