[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zamaszystym ruchem ściągnęła z jego biurka plastikowe figurki wampirów i gobli-
nów i posłała je w ślad za tamtymi.
 Rano, zanim pójdziesz do szkoły, pozdejmujesz te okropne plakaty i pozbę-
dziesz się ich. Tylko uważaj żebyś nie odłupał kawałka tynku przy wyjmowaniu pi-
nezek ze ścian. Przyniosę ci kilka dobrych, normalnych plakatów, żeby je tu powiesić.
Rozumiesz?
Pokiwał głową. Azy spływały mu po policzkach, choć nie powiedział ani słowa.
 I skończysz z tymi idiotycznymi dowcipami  dodała oschle Ellen.  %7ładnych
gumowych pająków. %7ładnych sztucznych węży. %7ładnych kauczukowych robali wkłada-
nych do słoików z kremem. Rozumiesz?
Ponownie pokiwał głową. Ciało miał napięte niczym struna, twarz białą jak ścia-
na. Wydawało się, że aż za bardzo wziął sobie do serca jej słowa. Nie wyglądał jak chło-
piec karcony przez surową matkę, ale jak dziecko stojące w obliczu niechybnej śmierci.
Wydawało się, że był pewny, iż lada moment matka schwyci go za gardło i udusi.
Strach malujący się w oczach Joeya podziałał na Ellen jak kubeł zimnej wody.
ZACHOWUJ SI TAK SAMO JAK GINA.
Nie! To nie było uczciwe.
Robiła tylko to, co musiało być zrobione. Dziecko wymagało dyscypliny i ukierun-
kowania. Po prostu wykonywała swoje obowiązki, jak każdy prawdziwy rodzic.
TAK JAK GINA.
Odegnała od siebie tę myśl.
 Połóż się  powiedziała.
Joey posłusznie wśliznął się na powrót pod koc.
Podeszła do nocnego stolika i położyła dłoń na włączniku lampy.
 Pomodliłeś się?
 Tak  odparł drżącym głosem.
98
 Odmówiłeś wszystkie modlitwy?
 Tak.
 Jutro wieczorem odmówisz więcej modlitw niż zwykle.
 Dobrze.
 Odmówię je z tobą, aby mieć pewność, że nie pominiesz ani słowa.
 Dobrze, mamo.  Zgasiła lampkę.
Cichym głosem dodał:
 Nie wiedziałem, że to ty, mamo.
 Zpij już.
 Myślałem, że to Amy.
Nagle zapragnęła pochylić się, wziąć go na ręce i z całej siły przytulić do piersi.
Chciała objąć go mocno, pocałować i powiedzieć, że wszystko w porządku.
Kiedy jednak zaczęła nachylać się ku niemu, przypomniała sobie o masce. Kiedy
ją ujrzała, wyłaniającą się z ciemności, przyszło jej na myśl, że demon ukryty w Joeyu
wreszcie się ujawnił. Była przekonana  zaledwie przez sekundę czy dwie, ale dosta-
tecznie długo, by jej euforia prysła jak mydlana bańka  że dawna oczekiwana prze-
miana wreszcie się dokonała. Teraz obawiała się, że kiedy się pochyli i przytuli go, po-
nownie ujrzy jakąś straszną twarz, wykrzywioną w złowieszczym grymasie  tyle, że
tym razem to już nie będzie maska. A potem może to on schwyci ją mocno i przy-
ciągnie do siebie, aby móc łatwiej rozerwać jej brzuch swymi ostrymi, połyskującymi
szponami. Fala miłości przepłynęła przez nią i opuściła jej wnętrze, pozostawiając na-
gle pustkę złożoną z niepewności i lęku. Bała się własnego dziecka.
Huśtawka.
Huśtawka.
I nagle uświadomiła sobie raz jeszcze, jak bardzo jest pijana. Miała nogi jak z waty.
Chwiała się. Kręciło się jej w głowie i czuła się BEZBRONNA.
Poza zasięgiem blasku nocnej lampki ciemność pulsowała, falowała i przybliżała się
jak żywa istota.
Ellen odwróciła się od łóżka i szybko wyszła z pokoju, przedzierając się przez mrok.
Zamknęła za sobą drzwi i przez chwilę stała na korytarzu. Jej serce dudniło niczym nie
domknięta okiennica targana podmuchami wichury.
 Czy ja jestem szalona?  spytała siebie.  Czy jestem taka jak moja matka  po-
strzegam dzieło Szatana we wszystkich i wszystkim, tam, gdzie ich wcale nie ma? Czy
jestem GORSZA niż Gina?
Nie  powiedziała sobie zdecydowanie. Nie jestem szalona ani nie jestem taka jak
Gina. Mam uzasadniony powód. A teraz... no cóż... może trochę za dużo wypiłam i nie
potrafię rozumować logicznie.
99
W ustach czuła suchość i kwaśny smak  efekt wypitego alkoholu, ale mimo to mia-
ła chęć na kolejnego drinka. Pragnęła poczuć raz jeszcze ten specyficzny odlot, pragnę-
ła powrotu owego szczególnego, przyjemnego nastroju, którym cieszyła się, zanim Joey
wystraszył ją swoją gumową maską. Już teraz czuła pierwsze oznaki kaca  słabe sen-
sacje żołądkowe, które stopniowo przerodzą się w istną rewolucję i mdłości, oraz tępe
pulsowanie w skroniach, zapowiedz upiornego bólu głowy. Zanim poczuje się gorzej,
potrzebowała paru kłaków sierści psa, który ją pokąsał. Paru szklanek sierści tego za-
bawnego, starego psiska, które żyło w przezroczystej butelce i było produktem desty-
lacji ziemniaków. Czyż wódki nie robi się z ziemniaków? Sok ziemniaczany  oto co
doda jej animuszu. Przepłukawszy gardło sporą porcję soku ziemniaczanego będzie
w stanie odzyskać ów upragniony, przyjemny nastrój równie łatwo, jak przywdziewała
miękki, mechaty stary szlafrok.
Wiedziała, że jest grzesznicą. Nadużywanie alkoholu było bez wątpienia grzechem.
Na trzezwo potrafiła dostrzec duchową skazę, jaką pozostawiała w niej wódka.
Dopomóż mi, Boże, pomyślała. Dopomóż mi, Boże, bo ja sama nie potrafię sobie po-
móc.
Zeszła na dół przyrządzić sobie kolejnego drinka.
* * *
Kiedy matka wyszła z pokoju, Joey jeszcze przez dziesięć minut nie ruszał się z łóżka.
Kiedy wreszcie poczuł się względnie bezpieczny, włączył lampkę i wstał.
Podszedł do kosza stojącego przy biurku i spojrzał na stertę figurek potworów. Było
ich tak wiele  istna plątanina szczerzących zęby, wyciągających szpony plastikowych
postaci.
Głowa Draculi została utrącona. Kilka innych figurek również wydawało się uszko-
dzonych.
Nie będę płakał  powiedział sobie stanowczo Joey. Nie zacznę beczeć jak dzieciak.
Ona by się z tego cieszyła. Nie zrobię nic, co mogłoby sprawić jej przyjemność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl