[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będę mówić. Jesteś na innej planecie. Nie myśl o tym, co się działo. Wcale nie jest ci zle. Powiem ci coś. Gdyby to
wszystko się nie stało i tak byś myślał, że masz strasznie chujowe życie.
Przerywa na chwilę i znów zaczyna:
- Nawet jakbyś ciągle miał żonę, dziecko i kota czy tam psa, też byś myślał, że jest ci chujowo. Bo nie chodzi o to,
żeby było miło. Chodzi o to, żeby nie było chujowo. Chujowo nie jest tylko wtedy, jak nikt cię nie rucha. To ty innych
ruchasz. Robisz pstryk i już ich nie ma. Nie zabijasz ich, tylko ich masz. Nie są swoi, są twoi. I nawet jest im z tym
dobrze. Kiedy dają dupy, czują ulgę. Nie muszą się szarpać, słuchają cię i koniec. Ale żeby do czegoś takiego dojść,
trzeba przejść najgorsze rzeczy, może jeszcze gorsze niż to, co przeszedłeś. Trzeba przejść przez coś takiego, żeby
już się niczego nie bać. Trzeba umrzeć. Tylko tacy ludzie mają zajebiście. Wszyscy inni mają raczej chujowo. Tak to
jest zrobione. I wcale nie myślę, żeby to było chujowe.
Nie słucham go aż tak uważnie, żeby się w to wgłębiać. Ale wystarczająco, by zrozumieć, że mówi rzeczy
nieprzyjemne i kanciaste, a ja chcę ulgi i przebaczenia. Chcę jedynej rzeczy, która daje ulgę i przebaczenie.
- Robert, słuchaj, przede wszystkim dzięki za dom - mówię. - Może jakoś poświętujemy?
I dostajÄ™ wpierdol.
-Nie poświętujemy - mówi Robert, przewracając mnie na tapczan, na brzuch, podczas kiedy próbuję wy- czuć, gdzie
teraz uderzy. Słyszę, jak coś szczęka, i mam już obrączkę na lewym przegubie. Leżę na brzuchu, a on siedzi na mnie.
Lewą rękę mam przykutą do lewej nogi łóż- ka, prawą - do prawej.
- I teraz będziesz tak leżał, aż ci przejdzie.
-Jezu, kurwa, Robert, nie możesz mi tego zrobić. Przecież ja ci tu zdechnę.
- Odtrujesz się - kończy Robert. Zszedł już ze mnie.
Nie widzę go, ale słyszę, jak dyszy.
- Robert, przecież potrzebny jest tramal, kroplówki, kurwa!!!
- Odtrujesz się na sucho, to już się więcej nie wpierdolisz.
Wiedziałem, że Robert w każdej chwili może mnie upokorzyć. Ale teraz skazał mnie na wielodniową torturę, od
której mogłem umrzeć. Próbuję coś jeszcze krzyczeć, ale Robert zdejmuje mi spodnie, a potem gacie. Między
pośladkami czuję jego ciepłą rękę, śliską od oliwki albo wazeliny. Dłoń jest przerażająca, cała tłusta, ale na razie
między pośladki wchodzi tylko palec. Wsuwa się, a potem powoli zaczyna wbijać się w odbyt. Najpierw łaskocze, a
potem piecze. Posuwa się bardzo powoli, ale bez przerwy, jak gówno, które postanowiło wrócić do mojego ciała.
Wreszcie cały jest już we mnie, jak coś mojego, ale nie mojego, bo nie panuję nad żadnym jego ruchem. W każdej
chwili może się zgiąć, wtedy dopiero by zapiekło. Okręca się, jak gdyby rozglądał się w środku, zachwycony tym, co
tam jest. Może Kasia też tak miała, kiedy się z nią kochałem. On teraz wsadzi dwa albo trzy. Dotąd robił to, kiedy
byłem ujarany i nic nie czułem. Teraz jestem prawie trzezwy. Na łóżku jest czarna plama od potu z mojej twarzy.
- Dobra, dobra, nie wyj - mówi. Jest chyba niezadowolony. Może jednak mnie zabije? Idzie gdzieś, odkręca wodę,
pewnie myje ręce. Nie słychać, żeby zdejmował spodnie.
Dziękuję Bogu za to, że mu się odechciało. Dziwne. Nigdy jeszcze nie przerwał zabawy w połowie.
Kiedy unoszę głowę na tyle, na ile mogę, widzę ścianę, która robi się coraz bardziej żółta i pokryta grzybem.
I dalej nie ma już co opowiadać. Wsadzcie szczura do klatki i polewajcie go wrzątkiem. Albo obrzucajcie związanego
szympansa petardami. Zobaczycie ból, strach i inne takie uczucia.
Poznałem Roberta trzy dni po tym, jak stamtąd uciekłem. Zabrałem wtedy całą heroinę. Tamten miał ją przy sobie,
tak że łatwo ją było od razu wziąć, kiedy się przewrócił. Pobrudziłem się przy tym, bo tam od razu się zro- biła cala
kałuża, na podłodze i wszędzie. Na szczęście, taki proszek z węgla, miał węglowy, szybko przykrył te plamy na
ubraniu, i nie było ich widać.
Zresztą nie myślałem o nich, bo było mi bardzo dobrze. Na innym osiedlu znalazłem starą kotłownię. Był w niej
wielki, od dawna nieużywany piec, w którym spokojnie mogło się pomieścić pełno ludzi. W środku leżały szkolne,
trochę zgniłe zeszyty i ten miał węglowy. Spałem na zeszytach i nigdy żadnego nie otworzyłem. Pierwszy raz
w życiu jarałem tak ostro, zupełnie bez przerwy, dosłownie co pół godziny.
Po trzech dniach zacząłem rzygać żółcią. Jakoś jeszcze wiedziałem, że muszę poszukać czegoś do zjedzenia, bo w
żołądku robiły mi się dziwne rzeczy. Nie miałem kasy, zacząłem chodzić po osiedlu i zagadałem z jakimiś
gówniarzami, czyby nie chcieli kupić dobrego szuwaksu. Sprzedałem im raz, a tego samego dnia wieczorem jeszcze
raz. Słyszałem, że nazywali mnie Zmierdzącym Dilerem, bo nie miałem jak się myć, a ciągle się pociłem.
W nocy przyszli do mnie jeszcze raz, wywołali mnie z pieca, a jak wyszedłem, jacyś inni ludzie złapali mnie i nadcięli
mi dłonie, przy kciuku, ale byłem ujarany i prawie nic nie czułem. Jeden z nich zaczął mnie wypytywać. I chyba
wszystko mu opowiedziałem, przez to ujaranie. Miał łysą, ogoloną głowę i wielkie oczy. To był Robert. Potem zabrał
mnie, obwiązał mi ręce bandażem i jakoś się zagoiły, cho- ciaż ciągle swędzą i czasem w jednym miejscu robi mi się
taka dziurka, z której wychodzi ropa.
Jest bardzo rano, a za dziesięć minut muszę być pod Multikinem. Może się udać, jeśli wytaszczę ten rower górski od
Roberta. Ale może też się nie udać, bo robię się coraz słabszy. Ciało mam ciężkie, nieposłuszne, jakby już zdechło i
miało ode mnie odpaść. I nie tylko ciało. Jest lista rzeczy, o których nie mogę myśleć, bo jak myślę, to się zamulam i
nie mogę myśleć o niczym. Nie mogę myśleć o kotach. Jest tu taki kot. Siedzi cały czas na topoli, może miał jakiś
układ z babcią. Tutaj mieszkała wcześniej jakaś babcia. Ale o babci też nie mogę myśleć, bo się męczę. Ani o
rodzicach Aukasza. Aukasz czeka właśnie na mnie pod Multikinem i jest gigantycznym gówniarzem. Gigantycznym,
bo ma metr dziewięćdziesiąt wzrostu, a gówniarzem, bo ma dopiero siedemnaście lat. Nosi teraz małe kapelusiki,
bo tak robiła kiedyś jakaś wymarła subkultura. Jeszcze ma energię, żeby się bawić takimi rzeczami.
Powinienem zajarać, żeby ożyć. Ale nie mogę. Dziś wieczorem może wpaść Robert. Jak zobaczy, że mam małe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]