[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całkiem niezle. Najszybszy staranował jeden z ziemskich
pancerników, zabijając masę nieprzyjaciół. Wiktoria w zespole
z Mardukiem i Dzwoneczkiem weszły klinem w mur okrętów
inwazyjnych, niszczÄ…c kilkadziesiÄ…t jednostek i atakujÄ…c stacjÄ™
bitewną Urania 7 , która dołączyła do bitwy, przybywając
Ziemianom na odsiecz. Najjaśniejsza zwarła się w wojennym tańcu
z jednostkami towarzyszącymi Wyrwisłońca , ziemski okręt flagowy
manewruje, by ustawić się optymalnie do ataku swoją legendarną
grawitonową lancą. Będzie chciał zagłębić ją w trzewiach
Najjaśniejszej , ale Kaila doskonale o tym wie i sprytnie krąży
wokół wroga, próbując dopaść go jako pierwsza. Musi się pośpieszyć,
bo wkrótce stracimy przewagę. Z całego Układu Słonecznego pędzą
ku nam tysiące statków i kilka ogromnych stacji wojskowych. Jeśli
szybko nie załatwimy sprawy, dopadną nas i nawet smocza siła na
wiele siÄ™ nie zda.
Odpoczywamy, obserwując starcie. My, człowiek ze smokiem
połączeni w bitewnym żarze w jeden umysł. Zbieramy siły, by
wesprzeć naszą ukochaną Najjaśniejszą, gdy będzie to niezbędne.
Zaglądamy w kokpity myśliwców i na mostki okrętów Przymierza.
Widzimy, jak młody pilot niewielkim stateczkiem śmiało atakuje
ziemski niszczyciel i wpakowuje mu w burtÄ™ trzy fotonowe torpedy.
Potem zwinnie unika ognia grawitonowych garłaczy i śmieje się
z bezsilności ziemskich kanonierów. Patrzymy, jak nawigatorzy
Najjaśniejszej prowadzą okręt, co kilka sekund zmieniając kurs,
kręcąc wielkim okrętem, jakby był zabawką. Patrzymy na zespół
ratunkowy, który budowlanymi botami łata dziury w pancerzu
Najjaśniejszej , by próżnia nie wdarła się do zamieszkałych
sektorów. Widzimy, jak grawitacyjna wiązka wystrzelona przez
ziemski statek inwazyjny trafia w kadłub myśliwca pilotowanego
przez młodego śmiałka, jak miażdży ceramicznie wzmacnianą stal
i zgniata kokpit razem z dzielnym pilotem. Nie możemy mu pomóc,
wszystko dzieje siÄ™ zbyt szybko.
Cieszymy się ze zwycięstw i opłakujemy poległych. Nasycamy się
energią bitwy, łapczywie wchłaniamy wielkie emocje, strach i gniew,
ból śmierci i satysfakcję ze zwycięstwa. Wszystko to miesza się
w naszym umyśle, płonie nuklearnym ogniem, jak całe niebo, cały
wszechświat.
Nagle czujemy zmianÄ™. CoÅ› siÄ™ dzieje z ciÄ…gle otwartym tunelem
bezmiarowym. Anomalia o średnicy miliona kilometrów drży
rytmicznie, jakby była kosmicznie wielkim sercem. Po tamtej stronie
jest wielki obiekt, dziwne zjawisko prące na przestrzeń potężnym
oddziaływaniem grawitacyjnym. Czujemy, że to coś obcego
i wrogiego.
Widzimy błysk. Oślepiający, jak narodziny nowego słońca. Obiekt
wynurza siÄ™ w czterowymiarowej czasoprzestrzeni, pulsujÄ…c
rytmicznie. Zalewa kosmos krwawym blaskiem, oświetla wszystkie
walczące okręty makabrycznym szkarłatem. Jest wielki, rozmiarami
wielokrotnie przewyższający Wyrwisłońce i Najjaśniejszą . Jest
wielki jak jedna z planet w Układzie Słonecznym, jak Jowisz.
W chwilach, gdy przygasa, widzimy jego nieregularnÄ… powierzchniÄ™,
czarnÄ… i zimnÄ….
Statki przestają walczyć. Rozpraszają się, odlatują od intruza i jego
potężnej grawitacji. Wpatrujemy się zdumieni. Czujemy, że nie jest to
tylko obiekt astronomiczny. Słyszymy jego myśli, poplątane, złe.
Kosmiczny potwór jest chory, nie panuje nad własnym umysłem. Do
tego bez przerwy z czymś się siłuje. Z kimś! Czujemy drugi umysł.
Jesteśmy bardzo zaintrygowani. Przybyszów jest dwóch, połączonych
ze szkarłatną kulą o ogromnej masie. Co to takiego?
Spoglądamy na mostek Najjaśniejszej . Kaila już wie, kim jest
niezwykły intruz. Właśnie nawiązała łączność z Ziemianami. Będą
paktować. Intruz jest zagrożeniem dla wszystkich. Admirał Estreicher
odpowiada na wezwanie do rozmów. Zaczynają się trudne pakty,
trzeba natychmiast dojść do porozumienia z wrogiem. W szybkich
komunikatach powtarza się nazwa obiektu. Już ją kiedyś słyszeliśmy.
Czarne Słońce.
Rozdział siódmy
Nowa Inkluzja
Nie sposób śledzić upływu czasu, przebywając w hiperprzestrzeni.
Szczególnie gdy ma się poważny problem na głowie. Próby
powstrzymania szkarłatnego potwora przed zamianą w boga są
naprawdę absorbujące. Po tym, jak wciągnął Czarne Słońce
w hiperprzestrzeń, nie mogłem nawet na chwilę spuścić go z oka. Co
prawda nie mógł zrobić wiele więcej, zablokowany w energetycznym
trójkącie. Próbował oczywiście ze mną walczyć, myśląc, że
zniszczenie mnie pozwoli mu odzyskać pełnię władzy. Nic z tego. Nie
był w stanie uczynić mi krzywdy, gdy obaj znajdowaliśmy się po
tamtej stronie, w hiperprzestrzeni. Zbyt dobrze opanowałem
umiejętności uzyskane niegdyś od %7łelazniaka, psychokinezę miałem
w małym palcu i niezle sobie z nią radziłem. Potwór nie przestawał
jednak podejmować prób unicestwienia mojej osoby. Nieustanna
walka stała się monotonnym siłowaniem, bez możliwości
przechylenia szali na którąś stronę.
Wreszcie dał spokój i tylko patrzył. Obserwowaliśmy się
nawzajem, czekając na ruch przeciwnika. Dopóki Eva odbierała
przekazywaną przeze mnie energię, którą nieustannie wysysałem
z bestii, panowała równowaga. Niestety, dziewczynka nie będzie żyła
wiecznie i musiałem coś wymyślić, by zakończyć ten bezsensowny
pat. Potrzebowałem więcej czasu, zamierzałem powoli, krok po kroku
odebrać potworowi Czarne Słońce. W tym celu musiałem rozgryzć
mechanizmy, którymi stwór związany był z gwiazdą, dowiedzieć się,
w jaki sposób katalizuje i steruje procesem, jak panuje nad
anomaliami i przemianą. Gdy zdobędę tę wiedzę, będę miał go
w garści. Liczyłem, że Eva da mi przynajmniej kilkanaście lat, żebym
dobrał się do potwora. Niestety, tak się nie stało.
Pewnego słonecznego poranka, to jest gdy strumienie tachionów
łagodnie rozjaśniały nieskończoną, czarną pustkę, a superstruny
tworzące osnowę czasoprzestrzeni drgały delikatnie i usypiająco,
potwór ryknął niespodziewanie i natarł na mnie z ogromną siłą. Od
razu wyczułem, że stało się coś złego. Energia psychokinetyczna nie
płynęła, Eva nie była już przekaznikiem, bestia odzyskała moc.
Uciekłem. Nie byłem w stanie zatrzymać potwora, który
natychmiast wtopił się w strukturę Czarnego Słońca, łapczywie
czerpiąc energię bezpośrednio z hiperprzestrzeni. Przetwarzał drgania
strun, wysysał moc z samej struktury wszechświata. Czułem, że wciąż
mu mało, że ma niedosyt i przez to wzbrania się przed zakończeniem
przemiany. Może to efekt fatalnego zaniedbania jego twórców, którzy
nie zabezpieczyli chwiejnej psychiki Inkluzji, a może oszalał,
karmiony ludzkimi umysłami?
Trzeba było wykorzystać jego psychiczną niestabilność,
zagubienie i niepewność, które zaczynał okazywać. Tylko jak?
Obserwowałem go z daleka, jak mentalnie miota się, szuka
zaspokojenia nienasyconego głodu. Wreszcie wyczuł coś nietypowego
w hiperprzestrzeni, kolejne zródło mocy. Skoczył ku niemu jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]