[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogami zaplątanymi w drabinę, którą zostawiła tam wcześniej, kiedy
wymieniała żarówkę.
 Co ty tu robisz?
Podniósł głowę, by spojrzeć na Andi z niezadowoleniem.
 Byłabyś tak miła i odłożyła pistolet? Tylko żartowałem, że powinnaś
go użyć.
Nie zdawała sobie nawet sprawy, że wciąż celowała w Gabe'a.
Opuściła rękę.
 Naprawdę złamałeś stopę?
 Licho wie. Ale boli tak, jakbym złamał.
 Powinieneś zdjąć but, zanim zacznie puchnąć.
Z trudem usiadł i krzywiąc się z bólu podniósł nogę, by złapać za but.
Zaczął ciągnąć, lecz po chwili, zdyszany, opadł na podłogę. Pot zrosił mu
czoło.
 Za pózno.
Andi musiała zbliżyć się do Gabe'a.
193
RS
 Mam iść po nożyczki i odciąć, co trzeba?
 Jeśli masz na myśli but, to tak.
Pospieszyła do kuchni i wróciła z nożyczkami.
 Najpierw odsunÄ™ drabinÄ™, dobrze?
Kiwnął głową, zamykając oczy. Sprawnie oparła drabinę o ścianę i
uklękła.
 Teraz muszę podwinąć nogawkę. Jeśli będzie bolało, to powiedz, a
przestanÄ™.
Znów kiwnął głową, nie otwierając oczu. Twarz miał bladą i ściągniętą
bólem. Delikatnie podciągnęła nogawkę, odsłaniając cholewkę.
 W porządku?  spytała z wahaniem.
 Pospiesz się, tnij. Czuję, że but robi się coraz ciaśniejszy.
Wsunęła ostrze pomiędzy skarpetkę a skórę. Posuwała się naprzód
spokojnymi, równymi cięciami.
 Boli?
 Jeszcze jak. To moje ulubione buty.
Spojrzała na niego krzywo.
 Skoro możesz żartować, to nie boli aż tak bardzo.
Wykonała ostatnie cięcie i zsunęła but. Skrzywiła się, widząc,
opuchniętą kostkę.
 Może powinnam wezwać karetkę.
 PrzynieÅ› trochÄ™ lodu. Zobaczymy, co dalej.
Poszła do kuchni i wróciła z torebką pełną lodu.
 Uwaga, zimne  ostrzegła. Położyła torebkę w poprzek stopy. 
Przepraszam  wymamrotała.
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, by usiadła obok.
 Ja też.
194
RS
Popatrzyła na niego zaskoczona.
 Przecież to ciebie boli, nie mnie.
Otworzył oczy i spojrzał na nią.
 Ciebie też boli. Choć może nie stopa.
Przełknęła ślinę, by powstrzymać łzy. Wzruszyło ją współczucie w
jego oczach. Wiedziała, że miał na myśli to, co zdarzyło się u Deirdre.
 Czuję się dobrze. Potrzebowałam tylko paru dni.
 Te parę dni już minęło, a każdy z nich dłużył mi się jakby to był rok.
Mrugała zawzięcie, by dostrzec go przez łzy, które cisnęły się jej do
oczu.
 Mnie też.
 Nie chciałaś ze mną rozmawiać.
 Wtedy nie mogłam.
 A teraz możesz?
Kiwnęła głową i znów przełknęła.
 Chyba tak.
Splótł ze sobą ich dłonie.
 Przez jakiś czas raczej się stąd nie ruszę, więc nie musisz się
spieszyć.
Zcisnęła jego rękę, uśmiechając się przez łzy.
 Nie chodziło o ciebie, tylko o mnie.  Spuściła wzrok i przetarła
policzek.  Potrzebowałam czasu, by to zrozumieć. I niewielkiej pomocy ze
strony Leo  dodała cierpko.
 Zawsze go lubiłem.
Skrzywiła się.
 Wie, gdzie przycisnąć, to pewne. Pytał, czy odwiedziłam już Deirdre
i dlaczego nie odpowiadam na twoje telefony.
195
RS
 Powiedziałaś mu?
 Nie mogłam. Ale dopiero po jego wyjściu zdałam sobie sprawę
dlaczego.
 Mogłabyś mnie oświecić?
 Nie mogłam rozmawiać z Deirdre, bo co miałabym jej powiedzieć?
Przeprosiny w tej sytuacji albo nie wystarczą, albo będą zwyczajnym
okrucieństwem. I nie mogłam podziękować jej za uratowanie mi życia,
skoro musiała zabić ukochanego mężczyznę, by mnie ocalić.  Wzruszyła
ramionami.  Więc jej unikałam. Ciebie też.
 I teraz dochodzimy do najciekawszego. Dlaczego nie chciałaś ze
mną rozmawiać?
 Bo to było zbyt bolesne  wyznała płaczliwie.  Mogłeś przeze mnie
zginąć.
 No, już.  Objął ją i przyciągnął jej głowę do swojej piersi. 
Niebezpieczeństwo to nasza codzienność. Nasza praca. Czy sama tak nie
mówiłaś?
 T... tak. Ale to co innego.
 Dlaczego? Bo to mnie groziło niebezpieczeństwo, a nie tobie? Nie
żartuj, Andi. Stać cię na więcej.
Odepchnęła go, żeby popatrzyć mu w twarz.
 Kocham cię. Wystarczy? Jak mogłabym żyć, gdyby coś ci się stało z
mojej winy?
 O tym za chwilę. A najpierw powtórz, co powiedziałaś wcześniej.
 %7Å‚e ciÄ™ kocham?
 Tak, właśnie to.
Roześmiała się przez łzy.
 Naprawdę cię kocham, choć nadał nie jestem pewna, czy mi wolno.
196
RS
 Ale mimo to mnie kochasz  upewnił się ostrożnie.
 Tak.
Wydął policzki i z drżeniem wypuścił powietrze.
 Dobrze. Skoro to już ustaliliśmy, porozmawiajmy o tym, co mogłoby
mi się stać z twojej winy. Nic, oczywiście, więc nie masz się czym martwić.
 Ależ mogło się stać!  krzyknęła.  Wesley mógł cię zabić!
 Mogłem też skręcić kark na tej durnej drabinie. Czy to też byłaby
twoja wina?
 Tak. Bo ja ją tu zostawiłam.
 Ale ja się o nią potknąłem, kiedy zakradałem się do twojego domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl