[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ku zdumieniu Abby Jake dołączył do nich w czasie
lunchu. Przyszedł, gdy jak zwykle siedzieli na werandzie
przy stole ze szklanym blatem. ByÅ‚ w luznych baweÅ‚­
nianych spodniach i koszulce bez rękawów. Wysunął
krzesło stojące obok Dominika i usiadł, niedbałym
ruchem głowy dając znać Rosie, że również będzie tu jadł.
Na jego bladej twarzy malowało się zmęczenie. Miał
cienie pod oczami, a włosy w nieładzie, wskazującym na
to, że bez przerwy przeczesywał je dłonią. Jake każdego
ranka siedział zamknięty w swoim gabinecie, prowadząc
136 NIEDYSKRECJA
długie rozmowy telefoniczne z pracownikami swojego
biura w Nowym Jorku. Abby podejrzewała, że to właśnie
była główna przyczyna jego mizernego wyglądu.
- A więc - powiedział, zerkając na Abby, nim utkwił
wzrok w Dominiku - co robiliście rano? Nie widziałem
was przy basenie.
- Nie, bo zbieraliśmy muszelki! - wykrzyknął chłopiec
z entuzjazmem. - Chcesz je zobaczyć? Są tam.
- Może po lunchu - Jake odpowiedział stanowczo.
Ton ostrzeżenia w jego głosie zatrzymał Dominika na
krześle. - Poszliście więc na plażę? Zwrócił się w stronę
Abby. - Mam nadzieję, że nie przesadziłaś tym razem
z opalaniem?
- Byłam kompletnie ubrana, jeśli ci o to chodzi
- odparła trochę sztywno, czując się, jakby była niewiele
starsza od syna. - Ty też powinieneś spędzać więcej
czasu na powietrzu - dodała. - Może nie byłbyś wtedy
taki blady.
- Czuję się świetnie.
- Rzeczywiście? - Abby nabierała pewności siebie.
- Odnoszę wrażenie, że daleko ci było do dobrego
samopoczucia wczoraj wieczorem. Właśnie to, że bez
przerwy przebywasz w dusznych pomieszczeniach, spra­
wiło, że znalazłeś się na oddziale intensywnej terapii.
Jake spojrzał znacząco na Dominika, ale Abby była
nieporuszona. Chłopiec tymczasem beztrosko pił przez
rurkę lodowatą colę i nie zwracał uwagi na ich rozmowę.
- Nie wydobrzejesz, jeśli nie będziesz odpoczywał
- ciągnęła Abby. - Wyglądasz teraz tak, że w moim
pojęciu rokowania nie są pomyślne. Zbyt ciężko pracujesz.
Pozwól, żeby Ray Walker przejÄ…Å‚ część twych obo­
wiązków.
- Jeżeli chcesz wiedzieć, to dzisiaj rano nie pracowałem
- powiedział Jake gwałtownie, niskim, pełnym napięcia
głosem. - Wyglądam na zmęczonego dlatego, że nie
spałem dobrze. A teraz zmieńmy temat. Nie po to
pozwoliłem ci zostać, byś mi robiła wymówki.
NIEDYSKRECJA
137
- Dlaczego w ogóle pozwoliłeś mi zostać? - Abby
odparowała ostro, ale nim jej odpowiedział, do rozmowy
włączył się Dominik.
- Razem z mamÄ… zrobiÄ™ obrazek z tych muszelek
- oświadczył wysysając ostatnie krople coli. - A potem,
może jutro, zrobimy następny. Chcesz jeden tato? Do
powieszenia w twoim pokoju.
Chociaż za wszelką cenę chciała tego uniknąć, Abby
spojrzała w tym momencie na Jake'a. Oboje wiedzieli,
że następnego dnia wyjeżdża.
Jake jednak nie przejmował się niczym i ze spokojem
rozmawiał z synem.
- Jeżeli będzie jeden dodatkowy, to z przyjemnością go
wezmÄ™ - ruchem gÅ‚owy wskazaÅ‚ talerz Dominika. - BÄ™­
dziesz jeszcze jadł te truskawki, czy już ci wystarczy? Jeżeli
tak, to idz i poszukaj Sary, żeby ciÄ™ poÅ‚ożyÅ‚a na popoÅ‚ud­
niową drzemkę. Ja chciałbym teraz porozmawiać z mamą.
Dominik otworzył usta ze zdumienia.
- Ale nie widziaÅ‚eÅ› jeszcze moich muszelek! - za­
protestował.
- Możesz mi je pózniej pokazać - Jake uśmiechnął
się, pomagając mu zejść z krzesła. - Biegnij do Sary
i bądz grzeczny. Przyrzekam, że nie pozwolę, by mama
pierwsza pokazała mi muszelki.
Po wyjściu Dominika na chwilę zapadła cisza.
- Nie powiedziałaś mu, że wyjeżdżasz? - odezwał się
w końcu Jake.
- Nie..
- Dlaczego?
- A jak ci się wydaje? - przyjęła postawę obronną.
- Wcale nie cieszę się z tego, że go zostawiam. Może
pomyśleć, że go odtrącam, a tak nie jest.
- W takim razie nie wyjeżdżaj - zaproponował
bezbarwnym głosem i odsunął talerz.
- Co powiedziałeś? - Abby wstrzymała oddech.
- Przecież słyszałaś - odparł oschle. - Ale powtórzę.
Nie wyjeżdżaj. Zostań. Przynajmniej jeszcze tydzień.
t
138 NIEDYSKRECJA
- Prosisz mnie żebym została? - Abby popatrzyła mu
w oczy.
- Ile razy jeszcze mam to powtarzać? Tak. Proszę byś
została.
- Ale... dlaczego?
- Na litość boską! - Jake gwałtownie odsunął krzesło
i wstał. - Myślałem, że chcesz zostać. Wydawało mi się, 1
przed chwilą jeszcze, że cierpisz, bo musisz go opuścić.
- Tak to prawda.
- No właśnie.
- Ale to nie takie proste - Abby kręciła głową,
zupełnie zaskoczona. - Jake, ja mam pracę, karierę...
- Nie, oczywiście, nie. - Zapomniałem. Nic nie może
kolidować z twoimi ambicjami. Ani lojalność, ani poczucie
przyzwoitości, ani nawet potrzeby twojego własnego syna!
- To nieprawda.
- To prawda - jego oczy były zimne. - Mój Boże,
założę się, że Cervantes nie musiał użyć siły, by zaciągnąć
cię do swojego łóżka. Z pewnością wskoczyłaś sama, by
pochwalić się swoją wszechstronnością.
- Nie mów tak! - Abby zerwała się od stołu i stanęła
przed nim. - Wiesz, że to nieprawda. Jeżeli jestem aż tak
ambitna, jak twierdzisz, to dlaczego przestałam pracować
dla Maxa? Dlaczego w ogóle nie pracowałam, nawet
gdy Dominik już się urodził?
- Skąd mogę wiedzieć? - Jake wzruszeniem ramion
skwitował jej pytania. - Pewnie Cervantes nie przedłużył
z tobÄ… kontraktu.
- Nie - Abby pokręciła głową - Max chciał bym
nadal pracowała dla jego agencji, ale odmówiłam.
- Dlatego, że zdradził twoją małą tajemnicę?
- Nie. Dlatego, że szantażował mnie, bym została [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl