[ Pobierz całość w formacie PDF ]
silna. Gdy wróci do domu, szybko dojdzie do siebie.
- Wygląda na to, że oboje mają za sobą trudne przejścia - pokiwał głową Gabe. -
Lisa, chciałbym... - Zaczął coś mówić, ale zaraz urwał.
Chce mnie przeprosić, pomyślała.
- Nieważne. - Skrzywił się i potrząsnął głową.
Lisa westchnęła. Nigdy przedtem nie miała takich problemów ze zrozumieniem
jakiegoś mężczyzny i zarazem z oceną własnych uczuć. Wiedziała tylko, że Gabe
powinien ją przeprosić. Odnalezienie Dixie i Danny'ego niczego w tej sprawie nie
zmieniało.
- Jesteś gotowa do dalszej jazdy? - spytał Gabe przerywając jej rozmyślania. - Jeśli
nie... to znaczy, jeśli jesteś zbyt zmęczona, mogę sam po nich pojechać.
- Nie - potrząsnęła głową Lisa. - Teraz byłoby głupio się wycofać. Pójdę na całość -
powiedziała, i w tym samym momencie przypomniała sobie, kiedy
po raz ostatni użyła tego wyrażenia. Mocno się zarumieniła. Spojrzała na Gabe'a.
Najwyrazniej i on przypomniał sobie tamtą sytuację.
Przygryzła wargi, pochyliła głowę i wbiła wzrok w podłogę.
W salonie zapanowało takie napięcie, że Lisa z trudem oddychała.
- Gdzie jest ciotka Bessie? - Gabe pierwszy przerwał milczenie.
Lisa nie mogła się zmusić, aby na niego spojrzeć. Wskazała gestem na kuchnię.
- Chciała porozmawiać z Dannym.
- Zobaczę tylko, co robi i zaraz jedziemy - powiedział Gabe.
Gdy wyszedł z pokoju, Lisa zamknęła oczy i kilka razy głęboko odetchnęła.
- Chyba zaraz zwariuję - mruknęła do siebie. Bolało ją gardło, miała ochotę po
prostu usiąść i się rozpłakać. - Zupełne szaleństwo - szepnęła i ruszyła w stronę
drzwi.
Kevin Striker pomyślał, że jeśli zaraz coś się nie zdarzy, to chyba wyskoczy ze skóry.
Miał wrażenie, że już całe wieki siedzi w samochodzie i czeka bezczynnie. Pozwolił
sobie tylko na jedną przerwę, nie dłuższą niż kwadrans. Musiał choć raz pojechać na
stację benzynową, załatwić się i kupić coś do jedzenia w pobliskim sklepie.
Mimo to czuł, jak z głodu burczy mu w brzuchu. Paczka frytek i kilka pączków nie
wystarczyły na długo. Striker osunął się niżej na fotelu i wbił wzrok w drzwi domu
Jordana. Mimo zapadających ciemności dostrzegał jeszcze zarys tarasu.
Jedynym pozytywnym wydarzeniem całego dnia, było pojawienie się w Ponchatoula
Lisy i tego sukinsyna, Jordana.
Kevin uśmiechnął się z satysfakcją. Tym razem był z siebie zadowolony. W duszy
pogratulował sobie przebiegłości. Nie tylko bezbłędnie odgadł, że ten facet to ojciec
Danny'ego, ale również przewidział, że wcześniej czy pózniej Lisa i Jordan pojawią
się tutaj, po czym poprowadzą go prosto do Dixie... i do pieniędzy.
Zacisnął pięści i znów rozluznił palce. Myśl o Dixie przypomniała mu jedyny błąd,
jaki popełnił podczas całej tej afery. Gdyby nie był takim mięczakiem i w porę ją
wykończył, nie siedziałby teraz w ciasnym samochodzie, głodny i spragniony.
- To się już nie powtórzy - powiedział do siebie. Tym razem zamierzał grać tak, aby
zwyciężyć, niezależnie od tego, kto wejdzie mu w drogę.
Nagle na tarasie zaświeciła się lampa. Kevin zesztywniał z napięcia. Po chwili w
drzwiach ukazali się Lisa i Jordan. Ruszyli prosto do dżipa. Kevin starł ręką pot z
czoła.
Wytarł dłoń o spodnie i zerknął na zegarek. Nie miał wątpliwości, że jeśli Lisa i
Jordan wychodzą z domu o tej porze, to tylko po to, aby pojechać po Dixie.
- O, tak, zajmijcie się tym dzieckiem. Ja też to zrobię - szepnął i przekręcił kluczyk w
stacyjce.
Od Gulf Shores w Alabamie dzieliło ich parę godzin jazdy. Jechali w zupełnym
milczeniu. Gęste chmury przesłoniły gwiazdy i księżyc, tylko światła nielicznych
samochodów rozpraszały ciemności. Lisa pomyślała, że ta ponura noc pasuje do jej
życia. Od śmierci Barry'ego nie czuła się tak samotna. Nawet perspektywa
spotkania z siostrą nie pozwalała jej uwolnić się od tego uczucia.
- Może teraz ja poprowadzę? - zaproponował Gabe, gdy pokonali mniej więcej połowę
drogi.
Lisa bez słowa protestu zjechała na pobocze i przesiadła się na jego miejsce.
Zauważyła jeszcze, że nastawił radio na stację nadającą muzykę country, po czym
poddała się fali zmęczenia i senności.
Obudziła się, gdy dżip się zatrzymał. Zmrużyła oczy, próbując dostosować wzrok do
jaskrawego światła. Kątem oka zauważyła, że Gabe siedzi nieruchomo za
kierownicą i patrzy na nią, tak jakby czekał, aż się przebudzi.
Lisa czuła na sobie jego spojrzenie. Ciekawe, jak długo już tak mi się przygląda,
pomyślała z irytacją.
Przypomniała sobie, jak Gabe zostawił ją śpiącą w samochodzie na postoju dla
ciężarówek. Tym razem dotrzymał jej towarzystwa. Jego nieoczekiwana troskliwość
zaniepokoiła Lisę. Nie wiedziała, jak na nią zareagować.
Z każdą mijającą sekundą czuła się coraz bardziej zakłopotana. Rozejrzała się
wokół. Gabe zatrzymał Lovera na stacji benzynowej połączonej z barem, czynnym
przez całą dobę.
- Gdzie jesteśmy? - mruknęła, tłumiąc ziewnięcie.
- Jeszcze kilometr lub dwa i będziemy w Gulf Shores. Musieliśmy zatankować, a
poza tym to ty wiesz, gdzie znajduje się ten dom letniskowy. Będzie lepiej, jeśli
sama poprowadzisz.
Nim Lisa cokolwiek odpowiedziała, wyskoczył z samochodu i podszedł do pompy.
Przetarła palcami oczy, odnalazła torebkę i wysiadła z dżipa. Zimne, nocne
powietrze trochę ją otrzezwiło. To jeszcze za mało, abym mogła prowadzić,
pomyślała. Bez kawy się nie obejdzie. Ruszyła w kierunku baru, ale w ostatniej
chwili przypomniała sobie o wymogach uprzejmości.
- Napijesz się kawy? - spytała Jordana.
- Owszem, dzięki - odpowiedział z uśmiechem. - Jesteś pewna, że już się obudziłaś?
- Tak - mruknęła. Zrobiła dwa kroki, po czym zatrzymała się i odwróciła w jego
stronę. Gabe właśnie wkładał pompę do baku. Spojrzał na nią.
- Dziękuję - powiedział raz jeszcze.
- ProszÄ™ bardzo.
Dwadzieścia minut pózniej Lisa skręciła w ciemną, polną drogę. Ich dom letniskowy
znajdował się z dala od luksusowych willi i hoteli, które pojawiły się w Gulf Shores
w ciÄ…gu ostatnich paru lat.
Szum fal zmieszał się z hukiem odległego grzmotu. Zbliżała się burza. Nagle za nimi
błysnęło jakieś światło.
To tylko błyskawica, pomyślała Lisa zerkając w lusterko. Oczywiście niczego nie
dostrzegła. Wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Nie było widać nawet jednej
gwiazdy.
Lisa poczuła, jak po plecach przebiega jej nieprzyjemny dreszcz. W żaden sposób nie
mogła uwolnić się od myśli o tych dwóch zbirach, którzy śledzili ich w drodze do
Destin.
- Wygląda na to, że zaraz będzie lało - powiedział Gabe wyglądając przez okno. Ta
rzeczowa uwaga podziałała na nią uspokajająco, ale mimo to Lisa nie mogła pozbyć
się wrażenia, że coś jest nie w porządku.
Przejechali jeszcze kilkaset metrów, po czym skręcili w prawo. Gdy pokonali zakręt,
zobaczyli światło płonące w oknie domku. Lisa zaparkowała obok jakiejś obcej
toyoty. Przez chwilę zastanawiała się, skąd tu cudzy wóz, ale zaraz przypomniała
sobie, że Dixie i Danny uciekli samochodem Strikera.
W tym momencie kolejna błyskawica rozdarła niebo. Rozległ się następny grzmot.
- Idzie burza - mruknÄ…Å‚ Gabe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]