[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 I to już od osiemdziesięciu lat.
 To najlepiej sprzedający się keks w kraju. W zeszłym roku sprzedali sześć
ton.
Luter ani drgnął. Stał zupełnie nieruchomo, przenosząc wzrok to na jednego,
to na drugiego.
 Nie zawiera żadnych chemikaliów ani konserwantów.
 Nie wiem, jak to robią, że tak długo zachowuje świeżość.
Dodają chemikalia i konserwanty, miał ochotę powiedzieć Luter.
Raptem zalała go fala ostrego głodu. Niewiele brakowało i ugięłyby się pod
nim nogi, omal nie wykrzywił nieprzeniknionej dotąd twarzy. Bardzo polepszył
mu się węch, co musiało być efektem ubocznym intensywnej diety, którą stoso-
wali już od dwóch tygodni. Może doszedł go zapach pysznego keksu Mabel 
nie był tego pewien  w każdym razie ogarnął go niepohamowany głód. Mu-
siał coś zjeść. Nagle poczuł, że ma ochotę wyrwać Kendallowi torbę, otworzyć ją
i zapchać sobie usta keksem.
Ale po chwili głód złagodniał. Luter zacisnął zęby, odczekał chwilę i odprężył
się. Kistler i Kendall byli tak pochłonięci rutynową prezentacją, że niczego nie
zauważyli.
 Mało ich dostajemy.
 Cieszą się taką popularnością, że musimy je reglamentować.
 W tym roku przyszło tylko dziewięćset porcji.
 Dycha za porcję i zbierzemy dziewięć tysięcy na zabawki.
 W zeszłym roku kupił pan pięć.
 W tym wezmie pan tyle samo?
Tak, przypomniał sobie Luter. Rzeczywiście, w zeszłym roku kupiłem pięć
keksów. Trzy zawiozłem do biura i potajemnie podrzuciłem kolegom. Pod koniec
49
tygodnia od ciągłego przenoszenia z biurka na biurko przetarły się papierowe tor-
by. W końcu, tuż po Wigilii, Dox wrzuciła je do kosza na śmieci.
Nora dała dwa keksy fryzjerce. Fryzjerka ważyła sto trzydzieści sześć kilo
i zbierała je tuzinami, dzięki czemu aż do czerwca nie musiała kupować żadnego
ciasta.
 Nie  odparł w końcu Luter.  W tym roku sobie daruję. Zamilkli. Kistler
spojrzał na Kendalla, Kendall na Kistlera.
 SÅ‚ucham?
 W tym roku nie chcÄ™ keksu.
 Czy pięć kawałków to za dużo?  spytał Kistler.
 Tak, o pięć  odrzekł Luter, powoli krzyżując ręce na piersi.
 Nie kupi pan ani jednego?  spytał Kendall z niedowierzaniem w głosie.
 Ani jednego.
Kendall i Kistler nie mogli wyglądać bardziej żałośnie.
 Nadal sponsorujecie zawody w łowieniu ryb dla niepełnosprawnych dzieci?
 spytał Luter.  Te czwartego lipca?
 Jak co roku  powiedział Kistler.
 Znakomicie. Przyjdzcie do mnie latem i dam wam sto dolarów na zawody.
Kistler zdołał wymamrotać coś w rodzaju:  Dziękujemy .
Po kilku niezręcznych minutach wreszcie wyszli. Luter wrócił do kuchni, ale
stół był już pusty. Zniknęła i Nora, i jego talerz z dwoma ostatnimi kawałkami
gotowanej na parze ryby, i szklanka z wodą, nawet serwetka. Zniknęło dosłownie
wszystko. Rozwścieczony wpadł jak burza do spiżarni, gdzie znalazł słoik masła
orzechowego i kilka czerstwych krakersów.
Rozdział 9
Ojciec Stanleya Wileya założył firmę w roku 1949. Beck umarł tak dawno,
że nikt nie wiedział, dlaczego nad drzwiami wciąż wisi tablica z jego nazwi-
skiem. Wiley i Beck: ładnie to brzmiało, poza tym zmiana nagłówka na papie-
rze firmowym byłaby zbyt kosztowna. To zdumiewające, ale jak na spółkę ist-
niejącą na rynku od pięćdziesięciu lat, prawie wcale się nie rozrośli. W dziale
podatkowym mieli dwunastu wspólników, a w rewizyjnym około dwudziestu. Ich
klientami były średniej wielkości spółki, które nie mogły sobie pozwolić na zaan-
gażowanie firmy o zasięgu krajowym
Gdyby przed trzydziestoma laty Stanley Wiley miał większe ambicje, Wiley
i Beck mogliby chwycić wiatr w żagle i stać się prawdziwą potęgą. Rzecz w tym,
że Stanley ambicji nie miał, dlatego wspólnikom nie pozostawało obecnie nic
innego, jak udawać, że zadowala ich status tak zwanej  firmy butikowej .
Luter właśnie planował kolejny wypad do centrum handlowego, gdy nagle jak
spod ziemi wyrósł przed nim Stanley z długą kanapką, z której zwisała wystrzę-
piona sałata.
 Masz chwilę?  wymlaskał z pełnymi ustami.
I zanim Luter zdążył odrzec tak, nie, albo czy możemy załatwić to szybko, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl