[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie wyglądał na winnego. W jego oczach Maggie wciąż widziała przerażenie.
Kiedy chłopiec po raz kolejny popatrzył jej w oczy, już nie odwrócił wzroku.
Zobaczyła, że panika ustępuje. Rozpoznał ją w nagłym przebłysku.
To pani mnie znalazła stwierdził.
Tak, to ja.
Powinna mi pani była pozwolić umrzeć razem z tamtymi.
ROZDZIAA 22
Waszyngton, Dystrykt Kolumbii
Zorganizowany chaos. To właśnie ujrzał Benjamin Platt po przybyciu do
Szkoły Podstawowej im. Fitzgeralda. Policjanci z gwizdkami dyrygowali kolejką
samochodów z półprzytomnymi rodzicami, którzy odbierali ze szkoły ostatnie
pozostające tam dzieci. Grupa osób wyglądających na administratorów szkoły i
nauczycieli pomagała ratownikom eskortować uczniów do karetek. To szaleństwo
udzielało się gapiom na ulicy i mieszkańcom sąsiednich domów, którzy wyszli na
trawniki i przyglÄ…dali siÄ™, co siÄ™ dzieje.
Kiedy Platt wysiadł z land-rovera, zaczęła się rozstawiać ekipa telewizji
kablowej. Rozpoznał dobrze ubraną prezenterkę, która go sondowała wzrokiem, nie
mogąc się zdecydować, czy Platt jest kimś ważnym. Gdy przedstawił się
pierwszemu policjantowi i pokazał dokumenty, usłyszał, że prezenterka go woła. Za
pózno. Poprawił na ramieniu pasek torby i ruszył naprzód, nie oglądając się za
siebie.
Kiedy wszedł po schodach, zatrzymał go drugi mundurowy policjant,
oświadczając:
Dalej nie można, sir.
Zanim Platt odpowiedział, jakaś kobieta powiedziała zza drzwi:
W porządku. On jest czysty. Wysoka, szczupła, atrakcyjna, ale ostra i
nieprzystępna, przekazała przez zaciśnięte zęby informację: Nie zadzieraj ze mną .
Krótkie jasne włosy gdzieniegdzie sterczały, jakby rozwiane przez wiatr, choć
powietrze było nieruchome. Miała na sobie sportowy miejski strój: dżinsy i obcisłą
na pełnych piersiach bluzkę. I kaburę pod pachą, która mieściła glocka, żeby każdy,
kto śmie podziwiać jej wdzięki, dokładnie widział broń. Kolejne ostrzeżenie, żeby z
nią nie zadzierać. Do paska miała przyczepioną odznakę, ale Platt nie musiał na nią
patrzeć. Poznał panią detektyw ze stolicy.
Witam, detektyw Racine.
Facet z CDC już na pana czeka. Zaprowadzę pana.
Dzięki, będę wdzięczny.
Nie przeszli jeszcze metra, a Platt już poczuł kwaśny odór wymiocin, które
wciąż leżały na podłodze. Poza tym w korytarzu panowała upiorna cisza. Racine szła
pierwsza, niezrażona smrodem. Platt zaglądał do pustych klas. Skręcili za róg, aż
nagle musieli zejść z drogi dwóm w pełni wyposażonym funkcjonariuszom ze
specjalnej jednostki policji.
Platt zaczekał, aż przejdą, a potem spytał Racine:
Co się, do diabła, dzieje? Myślałem, że chodzi o zatrucie pokarmowe.
Gość z Centrum Zwalczania i Zabezpieczania Chorób ogłosił wewnętrzny
alarm terrorystyczny. W ciągu godziny wyrzygało się sześćdziesięcioro troje dzieci.
To zazwyczaj włącza alarm.
Są przypadki śmiertelne?
Nic o tym nie wiem.
Czy pani nie jest z wydziału zabójstw?
Owszem. Gdy Platt przystanął w pół kroku i spojrzał na nią, dodała:
Znalazłam się tu przypadkiem.
SÅ‚ucham?
Prywatnie. Odbierałam córkę mojej partnerki.
Platt ruszył przed siebie.
To chyba wykracza poza pani obowiązki rzekł, siląc się na lżejszy ton.
Nie miałam na myśli zawodowej partnerki. Mojej życiowej partnerki.
Aha. Nie wiedział, co począć z tą informacją. Podczas kilku spotkań z Julią
Racine w domu Maggie nie dotarło do niego, że jest lesbijką. Postanowił zostawić to
bez komentarza. Czy Bix wie, że pani tutaj była, kiedy to się zaczęło?
Bix?
Ten gość z Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorób.
Nie, my tylko zabezpieczamy teren. To cały nasz wkład. Tego gościa nie
obchodzi, w czym jeszcze moglibyśmy pomóc. Są tutaj ludzie z FBI i Departamentu
Bezpieczeństwa Krajowego.
Platt pokiwał głową. Wyglądało na to, że Bix już zapanował nad sytuacją. Ale
jeśli nie chciał tego nagłaśniać, na pewno nie ucieszył się z najazdu mediów.
Wcześniej, kiedy Roger Bix zadzwonił do Platta, nie wprowadził go w
szczegóły, upierał się tylko, że incydent w tej szkole jest związany z podobnym
przypadkiem w Norfolku, w stanie Wirginia. Kiedy Platt spytał, czy Bix ma jakieś
nowe informacje w końcu minionego wieczoru nie wiedział jeszcze, co
spowodowało zatrucie w Norfolku Bix odparł tylko:
Niepodważalny autorytet twierdzi, że te dwa wydarzenia są ze sobą
powiÄ…zane.
Z demonstracji siły można było wywnioskować, że wie więcej, niż chce
wyjawić. Platt zastanawiał się, jak, do diabła, ma pomóc, skoro Bix uznał, że nie
może mu ufać.
Jak skończę z Biksem, chciałbym z panią porozmawiać o tym, co pani
widziała rzekł Platt, kiedy znów skręcili za róg. Czy to możliwe?
Jasne. Nie ruszam się stąd przez parę godzin. Wskazała na drzwi, po czym
dodała: Będę przed budynkiem.
Odwróciła się i odeszła. Nawet gdy zniknęła mu z oczu, Platt słyszał echo
obcasów stukających o podłogę w korytarzu. Poza tym zza otwartych drzwi
dochodził go tylko jeden dzwięk: wydawane przyciszonym głosem rozkazy.
Rozpoznał jeden z głosów.
Dwaj mężczyzni w ciemnych garniturach minęli Platta, kierując się do wyjścia.
W małym gabinecie zostały tylko trzy osoby. Roger Bix siedział za biurkiem
dyrektorki szkoły Barbary Stratton z telefonem komórkowym przy uchu. Dyrektorką
najpewniej była kobieta w granatowym kostiumie z długimi siwymi włosami
związanymi z tyłu głowy. Platt nie zdziwił się na widok trzeciej osoby, agenta
specjalnego R. J. Tully ego.
Wysoki szczupły agent FBI stał oparty o ścianę w kącie. Zauważywszy Platta,
wyprostował się i wyciągnął rękę, podczas gdy Bix tylko skinął głową i kontynuował
wydawanie poleceń jakiemuś nieszczęśnikowi po drugiej stronie linii.
Platt spotkał agenta Tully ego podczas śledztwa w sprawie, o której Bix
[ Pobierz całość w formacie PDF ]