[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nawet nie masz pojęcia - mówię, wstając i zbierając się do wyjścia.
Josie uśmiecha się smutno, a gdy już w drzwiach rzucam na nią ostatnie
spojrzenie, widzę, jak z jej twarzy znikają resztki radości.
Nasze miejsce", jak to określił Jack w liściku, to ciasna knajpa z
falafelami na skrzyżowaniu Sto Czternastej Ulicy i Broadwayu. Na
stolikach pokrytych ceratą leżą tanie papierowe podkładki pod talerze, a
aluminiowe krzesła rysują podłogę, gdy wsuwa się
je, siadając. Z głośników w dwóch rogach sufitu sączą się dzwięki sitara.
W powietrzu unosi się niedający się pomylić z niczym innym zapach
humusu i smażonego oleju i za każdym razem, gdy przekraczam próg,
ciÄ…gnÄ…c skrzypiÄ…ce przeszklone drzwi, przypomina mi siÄ™ nasza pierwsza
randka.
Znacznie pózniej, gdy byłam już zakochana w Jacksonie po uszy,
uświadomiłam sobie, że gdybym tamtego wieczoru była uważniejsza,
dostrzegłabym więcej oznak tego, że Jack nigdy nie będzie moim
wybawcą ani pisarzem romantykiem, którego sobie wyobrażałam.
Opowiadał mi wówczas o swoich niesprecyzowanych ambicjach, o tym,
jak nigdy tak naprawdę nie wiedział, czego chce od życia. Co zajoie de
vivre\, myślałam zachwycona. Gdy odprowadzał mnie do domu,
zadzwoniła jego matka i żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że nie
powinien odbierać. Kochający syn!, serce rosło mi na samą myśl. A
potem zaprosiłam go na górę i rzuciliśmy się na siebie tak, jak to tylko
potrafią ludzie, którzy dopiero się poznali i ich ciekawość siebie
nawzajem przerasta tylko nieujarzmiona żądza. Od tamtej chwili
przestałam zadawać pytania. Co prawdopodobnie znaczy, że tak
naprawdę od początku ich nie zadawałam.
Gdy wchodzę wieczorem do knajpki, Jack już tam na mnie czeka przy
niedużym barze wciśniętym w tylny róg sali. Mimo że od mojego
powrotu minęło już sporo czasu, wciąż jestem zaskoczona, wręcz
zdumiona, za każdym razem, gdy go widzę. Podnosi wzrok znad miseczki
chipsów z pity, zauważa mnie i uśmiecha się na mój widok, a wokół oczu
ukazujÄ… mu siÄ™ zmarszczki jak papierowe wachlarzyki.
- Jestem z ciebie taki dumny - mówi, przyciągając mnie blisko do siebie, a
potem odsuwa mnie, trzymajÄ…c za ramiona, tak jak czasami dziadkowie
trzymają wnuków, którzy nagle bardzo urośli. - Poważnie, Jill! Jesteś
wspaniała!
Protestuję i biorę menu, mimo że za każdym razem zamawiam to samo -
gyros z kurczaka. RobiÄ™ tak i dziÅ›, gdy zjawia siÄ™ przy nas kelner z koziÄ…
bródką, który wygląda, jakby pisał pracę magisterską z poezji, a stoliki
obsługiwał tylko wieczorami.
W połowie kolacji Jack sięga do torby i wyciąga dwie koperty.
- To dla ciebie - mówi, podsuwając mi jedną. Otwieram ją, marszcząc
czoło.
- Och, nie wiedziałam, że naprawdę masz zamiar to zrobić! -Leży przede
mnÄ… bilet na samolot do Miami oraz samodzielnie spisana przez Jacksona
lista proponowanych atrakcji: skutery wodne, South Beach, imprezy z
okazji otwarcia nowych restauracji.
- Oczywiście, że tak - odpowiada, wyciąga ręce i splata swoje palce z
moimi. - Zaplanowałem każdy szczegół, nie musisz nic robić, tylko się
spakować i nie spóznić na samolot.
- Planowałeś to cały weekend? - Przekrzywiam głowę. -Myślałam, że
zajmujesz siÄ™ mamÄ…. - MilknÄ™ na chwilÄ™, niepewna, czy powinnam
cieszyć się tym, do czego zdolny jest Jackson, gdy się tylko postara, czy
raczej smucić, że nie ma większych ambicji. -1 pisaniem.
Rzeczywiście wyobrażałam go sobie albo przy łóżku matki, albo
garbiącego się całymi nocami nad laptopem. Nie sądziłam, że zajmuje się
flirtowaniem z przedstawicielką linii lotniczych, by przeniosła nas do
pierwszej klasy, czy rezerwowaniem niemal niemożliwych do zdobycia
stolików w pełnych sław modnych azjatyckich restauracjach.
- Pisanie idzie trochę wolniej, niż myślałem. - Wzrusza ramionami.
- Co się dzieje? Mogę ci jakoś pomóc? - pytam, zanurzając widelec w
sałatce z kuskusem.
- Nic się nie dzieje. Tylko, no wiesz, mama mnie rozpraszała, chciałem
poświęcić jej jak najwięcej uwagi.
Z pełnymi ustami kiwam głową z nadzieją, że odbierze to jako gest
wsparcia. Choć tak naprawdę podejrzewam, iż bez względu na sytuację
Jackson zawsze znajdzie wymówkę, by pisanie szło wolniej, niż myślał.
- Nie mówmy o tym. Pomówmy o Miami!
- Ale czy jesteś pewien - przerywam mu - że nie wolałbyś poświęcić
czasu na te warsztaty literackie, o których rozmawialiśmy?
%7łebyś osiągnął swój cel i do Zwięta Dziękczynienia miał już całość?
- Jillian! Naprawdę, proszę cię, przestań mnie męczyć.
- Staram się tylko pomóc - mówię.
Nie dodaję jednak, że kiedy zrywaliśmy ze sobą siedem lat temu, ty z
wyrzutem oświadczyłeś mi, że zaniedbałeś pisanie, by spędzać ze mną
więcej czasu, i gdybyś nie poświęcił tyle energii naszemu związkowi, być
może wreszcie spełniłbyś swoje marzenie. Ja na to wykrzyczałam ci w
twarz, że nigdy nie miałeś najmniejszego zamiaru spełnić swojego
marzenia, ponieważ była to tylko mrzonka, mityczny cel obrany przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]