[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoim pokoju przy świecach, dopalałem ostatniego carmena i czekałem, aż zza ściany, aż zza
wszystkich ścian rozlegnie się domowe śpiewanie. Czas jak zawsze w takich chwilach dłużył
się, w końcu jednak zaczęli coś nucić.  Ding, ding, dong , usłyszałem. Zdmuchnąłem świece
i wrzuciłem je (wraz z lichtarzem) do zawczasu naszykowanej torby plastikowej. Sprawdzi-
łem raz jeszcze, czy oprócz tego mam wszystko - zapalniczkę, mały flanelowy gałganek oraz
pastę do zębów - i sprawdziwszy, przemknąłem jak widmo przez przedpokój.
Ruszyłem w kierunku jeziora. Zewsząd słychać było chóry domowe.
Frère Jacques, frère Jacques,
dormez vous, dormez vous?
50
Zpiewali czysto i umiarkowanie.
Nad wodą, tak jak przypuszczałem, nikogo nie było. W dali majaczyły dwie lub trzy po-
staci, ale o nic już nie dbałem. Zdjąłem spodnie, złożyłem je w kostkę, co dowodziło, że już
po kilkunastu dniach pobytu udzieliła mi się (podświadomie) aura miejscowej schludności.
Ale nie tylko. Człowieczeństwo, jak wiadomo, nie wyczerpuje się w podświadomości. Zdją-
łem spodnie i złożyłem je w kostkę, bo pomyślałem, że przecież niewykluczone, iż składam
w ten sposób testament. Kto wie, jakie niebezpieczeństwa czyhały w nurtach Lemanu? Może
ruchome piaski monet wciągną mnie w swoje głębie? Może, usypywane od stuleci, kruche są
i lotne, i pierzchną pod naporem mej stopy, i zamknie się zaraz nad moją głową złocista kra
bilonu?  Jeśliby miały po tobie, Gustawie, jedynie spodnie pozostać, niechże pozostaną
przynajmniej porządnie złożone w kostkę , pomyślałem i zapaliwszy w lichtarzu świece, w
gaciach, w wody Lemanu wstąpiłem.
Nic się nie działo. Stąpałem po groszu, tak jakbym stąpał po opoce. Raz po raz się schy-
lałem i pełne garści monet wsypywałem do reklamówki.
-Pierwsza garść dla matki, druga dla ojca, trzecia dla Emilki, czwarta dla Nikodema, pią-
ta... dla ciebie, i Beverly - szeptałem.
Od czasu do czasu prostowałem się, unosiłem lichtarz w górę i spozierałem ku brzegowi,
czy aby jaka kontrol tam nie stoi i kontrolnym snopem światła mnie nie oświetla. Gdyby ktoś
taki się pojawił, gdyby zawołał w moim kierunku:
- Hej, ty tam, w gaciach, co robisz w wodzie, teraz, w godzinie śpiewu?
Odparłbym:
- Jestem czyścicielem monet. Jestem emigrantem j ze wschodniej Europy, który tu, nad
Lemanem, znalazł zatrudnienie przy pucowaniu monet.
I jako dowód wyjąłbym flanelowy gałganek i pastę do zębów i jąłbym najbliższe monety z
całą gorliwością pastować. I jestem pewien, że na ten widok najsroższy patrol oddaliłby się
bez słowa. Znajdowałem się w części świata, w której wszystko mogło dziwić - z wyjątkiem
fachu czyściciela.
Ale nikt nie nadchodził i nic się nie działo. Ciemność zapadła zupełna, ja zaś raz po raz w
głąb toni sięgałem i powtarzałem:
- Dla mamy, dla taty, dla Emilki, dla Nikodema i dla ciebie, Beverly.
Rychło reklamówka spęczniała (a miałem ją przemyślnie za pazuchą umocowaną) -
spęczniała do tego stopnia, że dalsze zbieranie traciło sens.
Oświetliłem świecami zegarek: pora domowych śpiewów już się skończyła, teraz wybiła
godzina gier towarzyskich. Szwajcarzy zapewne zasiedli już za stołami i grają teraz w warca-
by, w Chińczyka, w  Człowieku, nie irytuj się! . Niebawem zaś, gdy rozegrają po partyjce,
wybije godzina wieczerzy. Pora wracać.
Dobrnąłem do brzegu, przetarłem zziębnięte stopy flanelowym gałgankiem, włożyłem
spodnie i kontent wróciłem do domu.
Nazajutrz, starannie sprawdziwszy mojÄ… elegancjÄ™, wyruszyÅ‚em do  Sous les chênes .
Wyruszyłem z lekkim sercem, chociaż nie wszystkie moje zamiary się spełniły. Ale powiedz
z ręką na sercu, Gustawie, czyż znaczna ich część nie była czystą retoryką? Dla mamy nie
starczyło, dla taty nie starczyło, dla Emilki - nie mówiąc już o Nikodemie - wręcz brakło,
lecz dla ciebie, Beverly - nie. Nie brakowało.
Gdy pózną nocą, w blasku dopalających się świec, kończyłem sortowanie bilonu, gdy
osobno rozkładałem dolary, osobno marki, osobno liry, osobno franki szwajcarskie, których,
rzecz jasna, było najwięcej, osobno zaś resztę monetarnego świata, o którym nie wiedziałem
nawet, skąd może pochodzić, co może oznaczać i jaką mieć wartość, gdy dokonałem bilansu,
okazało się, iż mam w kieszeni - na oko przeliczając - ładnych kilkadziesiąt dolarów.
51
 Dla ciebie, matko, i dla was: ojcze, Emilko, Nikodemie - zbyt mało, ale dla ciebie,
Beverly - w sam raz. Każdy rodzaj waluty schowałem do innej kieszeni.
Nawet garść tych księżycowych monet z wizerunkami chimer i jednorożców, nie wiadomo
z jakich systemów walutowych pochodzących, też starannie zapakowałem do plastikowego
woreczka. Swoją drogą ciekawe, jacy to czerwonoskórzy wojownicy stali kiedyś nad brze-
giem Lemanu i sięgali do portmonetek z amuletami, jacy odziani w skóry Metabelowie spo-
glądali tu w toń, a woda odbijała ich czarne twarze.
Przesypywałem pachnące szlamem osobliwości numizmatyczne do woreczka, gdy nagle
błysnęła wśród nich - tak jest! - pięciozłotówka. Ach, więc był już tu ktoś przede mną.
- Wczoraj znalazłem w trzcinach pięciozłotówkę. Może to była twoja pięciozłotówka,
Czatyrdahu? - wygłosiłem natychmiast stosowną parafrazę i podrzuciwszy monetę w dłoni -
 orzeł-reszka - postanowiłem po drodze do  Sous les chenes raz jeszcze zajrzeć nad wodę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl