[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzała się za nami, ale nie wypytywała o nic.
Martwi mnie, że dziecko jest ciągle łyse. Ani jednego włosa. No i praktycznie nie chodzi,
czyni jakieś wysiłki, ale jakby miało za słabe nogi. A przecież Z. jak lew walczy o witaminy. Może
te wakacje zmienią cokolwiek. Jadła tyle owoców.
(nagranie)
A: Kim był dla mnie Witold Aazarski? Pamiętam wizytę siostry jego żony. Utkwiła mi w pa-
mięci, bo tamta pojawiła się w naszym domu jako łącznik z nieznaną przeszłością, jako ktoś z ro-
dziny, do której nie miałam dostępu. Teraz już wiem, że nigdy nie brała mnie za dziecko siostry, być
może podejrzewała szwagra o romans na boku. Kiedy w dobrej wierze spytałam, czy jestem podob-
na do matki, roześmiała się. Chciała coś powiedzieć, ale surowy wzrok ojca ją powstrzymał. Potem,
kiedy kazano mi iść spać, a oni siedzieli w stołowym przy stole i rozmawiali, rzekła: Irenę zamor-
dowałeś na długo przedtem, zanim zrobili to Niemcy.
Zapamiętałam to zdanie, bo wydawało mi się nielogiczne. Jedno jest pewne, szwagierka nie-
nawidziła Witolda Aazarskiego i ta nienawiść nie wynikała z solidarności z siostrą, ale rodziła się
z czegoś, co istniało między nimi. Przez szparę w drzwiach widziałam ich głowy blisko siebie. Sły-
szałam rozmowę. On mówił: Uprzedzałem ją, że nie nadaję się do małżeństwa, do żadnego bliż-
szego związku z drugim człowiekiem.
Odpowiedziała mu na to z ironią: Jesteś wzorowym tatusiem.
Ja: Czy była jego kochanką?
A: Mogłabym tak myśleć.
Ja: Co to znaczy mogłabym ?
A: Gdybym wtedy była starsza, na pewno bym ich o to posądzała i potępiała oczywiście, dla
mnie ta kobieta była siostrą matki.
Ja: Czyli pani ciotkÄ….
A: Nie myślałam o niej w ten sposób. Nie łączyłam jej bezpośrednio ze swoją osobą, może
dlatego iż wyczuwałam, że mnie nie lubi. Moja ciekawość dotyczyła kobiety, która wiele wiedziała
o matce. Ja nie wiedziałam nic.
(z dziennika W. A.)
Wyjście z powstania, rzut oka za siebie na to nieistniejące miasto. Nie należy tu nigdy wra-
cać pomyślałem jeśli ma się zamiar kiedykolwiek normalnie żyć. W plecaku niosłem małą %7ły-
dówkę. Skłamałbym, jeślibym powiedział, że mi nie ciążyła. Obok dreptała ta kobieta. Ubzdurała
sobie, że jest to jej cudem ocalałe dziecko. Nie mogłem na to przystać, powtarzałem do znudzenia:
Pani nie jest już matką.
Moja córeczka międliła w ustach.
Doprawdy, cóż za sytuacja. Z tą nieszczęśliwą wiążą nas pory karmienia.
Pobyt w Pruszkowie, w zatłoczonej śmierdzącej hali, zwyczajnie nie da się z niczym porów-
nać. Uwięzienie w piwnicy wspominam teraz z pewnego rodzaju nostalgią. Tym razem mnie dręczy
biegunka. Małą %7łydówkę chroni ten kobiecy cień. Oczy w nieistniejącej właściwie twarzy tlą się
dziwnym blaskiem. Skąd w tym wyschłym ciele bierze się pokarm? Oto jest pytanie! Działa
ochronnie na dziecko, mała zdaje się nie dzielić z nami pragnienia i głodu. W porannym świetle,
wpadającym przez brudne szybki umieszczonych wysoko okien, ze zdumieniem zauważyłem, że ta
ciągle za duża głowa pokryła się kaczym puchem. I następne pytanie, które jest zarazem dylematem
moralnym: czy mamy prawo korzystać z pomocy tej nieszczęsnej, czy też nie? Ale w końcu ten na-
ród zawsze żywił się na ciele innych narodów, więc może to normalna kolej rzeczy. Kobieta zdaje
się powoli tracić zmysły, przebywa w swoim własnym świecie, z którego wraca tylko na czas zaj-
mowania się dzieckiem. Pieści je, całuje, rozświetlona od środka macierzyńskim światłem. To wię-
cej niż instynkt, to jakaś własna kobieca religia, wyznanie najwyższej wiary.
Pani nie jest matką powtarzam, a ona mnie nie słyszy, gładzi tę porastającą puchem za
dużą głowę, jest spokojna i szczęśliwa. Oddaję jej swój chleb, tyle tylko mogę dla niej zrobić, ale
też do końca nie jestem przekonany, czy nie jest to skierowane pod inny adres. Odpędzenie kobiety
jest równoznaczne z zagładą dziecka, przynajmniej w obecnej sytuacji, kiedy brakuje wszystkiego,
a woda w hydrancie roi się od zarazków. Przymuszeni ludzie załatwiają swoje potrzeby po kątach
hali i ten cuchnący klajster wypływa na zewnątrz, wsiąka w ziemię, powracając do nas wraz
z wodą. Ktoś trzeci powinien podjąć decyzję. Wyznać, że kobieta nie jest matką, a ja nie jestem oj-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]