[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Cóż, naj wy raz niej nie zle cię prze le ciał.
Och nie. Mo dli ła się o cier pli wość. Wciąż nie mo gła się po go dzić z fak tem, że
Hun ter tak bez ce re mo nial nie wy szedł z jej miesz ka nia. Jak by się nie li czy ła. Te raz
sie dział przed nią Ian, nie Hun ter. Wi docz nie do ty czy to wszyst kich jej re la cji
z męż czy zna mi.
 To nie waż ne! Po twor nie mnie zra ni łeś. Gdy by nie było Hun te ra, cały ty dzień
bym prze pła ka ła, pi jąc mar ga ri tę i w ża ło sny spo sób tra cąc cięż ko za ro bio ne pie -
nią dze.
 Nie mu sisz się tym prze chwa lać. Ro zu miem, upra wia łaś seks z sek sma szy ną.
Boże, czy za wsze był taki tępy i gru bo skór ny?
 Wy sła łem ci ese me sa  pod jął.  Gdy byś mi od po wie dzia ła, po le ciał bym do cie -
bie.
 Nie mam ro amin gu.  Chy ba po wi nien to wie dzieć. Zda wa ło się, że obo je po win -
ni byli wie dzieć wie le rze czy.
Wes tchnę ła. Była zła na Iana za to, jak ją po trak to wał, ale była też zła na sie bie,
bo mu na to po zwo li ła. Czy te raz za cho wy wał się ina czej niż wte dy, gdy byli ra zem?
Nie. Więc cho ciaż mia ła pra wo go wi nić, mu sia ła wziąć część od po wie dzial no ści na
swo je bar ki.
 To za baw ne, że fo to graf nie zna się na lu dziach.
 Co to ma zna czyć?  Ian uniósł brwi.
Me la nie po my śla ła o zdję ciu zro bio nym przez Hun te ra, kie dy le że li na ha ma ku.
 Ty mnie nie wi dzisz.
Hun ter cały czas był na niej sku pio ny. Z ko lei ona nie była tak samo sku pio na na
Hun te rze. Przy po mi na ła ra czej Da niel le. Obie ca ła, że go wy słu cha, a wca le nie słu -
cha ła.
Była głu pia, że na lot ni sku nie po wie dzia ła Hun te ro wi, co do nie go czu je. Za miast
tego zgo dzi ła się z nim, że po trze bu je cza su na prze my śle nie sy tu acji.
 Nie mam po ję cia, o czym mó wisz  od parł Ian.  Wi dzę i do ce niam li nię two jej
szyi i lek ko krzy wy uśmiech. Two je wło sy mają fan ta stycz ny ko lor o za cho dzie słoń -
ca.
On nic nie ro zu mie. Może ni g dy nie zro zu mie. Może jego oczy były tak sku pio ne
na jej cie le, że nie się ga ły du szy. Me la nie po ło ży ła tecz kę na biur ku.
 Dzię ku ję ci za wszyst ko, Ian. Od cho dzę z pra cy.
 To idio tycz ne. Po trze bu ję cię, Me la nie.
Dla te go chcia ła odejść. Chcia ła być po żą da na, nie po trzeb na.
 To sta no wi sko już mi nie wy star cza.
Wy po wie dze nie tych słów było wy zwa la ją ce. Może odej ście z pra cy bez gwa ran -
cji no we go za trud nie nia jest ry zy kow ne, ale nie była w sta nie co dzien nie prze ży wać
od py ty wa nia przez Iana. Jej ży cie się za pę tli ło, nie ro bi ła po stę pu. Nie ma po wo du,
by to trwa ło. Hun ter ma ra cję, po win na zna lezć nową pra cę.
Na praw dę od pu ści ła. Uwol ni ła się od wszyst kich ocze ki wań, ogra ni czeń i lę ków.
Ma cha jąc Ia no wi na po że gna nie, za krę ci ła się na pię cie i wy ma sze ro wa ła z ga bi -
ne tu.
Czu ła, że uśmie cha się jak głu pia. Kil ku współ pra cow ni ków pa trzy ło na nią po -
dejrz li wie. Za ła twi ła spra wę z Ia nem, te raz musi po roz ma wiać z Hun te rem. Ko niec
z efek tyw ną i spraw ną Me la nie. Te raz była Mel ly i za mie rza ła speł niać swo je pra -
gnie nia.
Ode zwał się jej te le fon. Do sta ła ese me sa od Iana.
 Ochro niarz wy le ci z pra cy.
O Boże. Nie! To jej wina. Za miast po wie dzieć Hun te ro wi, co czu je, za dużo wy pa -
pla ła Ia no wi.
Szyb kim kro kiem po dą ża ła do swo je go bok su, po dro dze pi sząc ese me sa do Hun -
te ra. Gdy na ci snę ła wy ślij, zda ła so bie spra wę, że po win na ra czej do nie go za dzwo -
nić. Po wie dzieć mu, że jest jej przy kro, że stra cił pra cę i za pew nić, że go ko cha.
Ner wo wo cze ka ła na od po wiedz Hun te ra. Nie od pi sał. Me la nie zda wa ło się, jak -
by wy bra ła się w po dróż bez zna ków dro go wych i map. To było dla niej nowe i dość
prze ra ża ją ce. Zde ter mi no wa na, by wy trwać w tej po dró ży, za czę ła się pa ko wać,
zer ka jąc na te le fon.
Hun ter z nie do wie rza niem pa trzył na mat kę, któ ra sie dzia ła po dru giej stro nie
sto łu. Sko ro jego pla ny na resz tę ży cia się za wa li ły, po my ślał, że po czu je się le piej,
je śli w piąt ko wy wie czór za bie rze mat kę na ko la cję. Tym cza sem mat ka na prze -
mian za rzu ca ła go py ta nia mi i nie chcia ny mi ra da mi.
 Ni g dy nie prze pa da łam za Da niel le. Nie poj mu ję, cze mu wciąż jej ża łu jesz. 
Sha ron Ryan wy pi ła łyk piwa.
Ubra na w swe ter z głę bo kim de kol tem, w któ rym w gru dnio wej tem pe ra tu rze na
pew no ła two zmar z nąć, przy cią gnę ła uwa gę kil ku star szych męż czyzn krę cą cych
się przy ba rze. Hun ter był do tego przy zwy cza jo ny. Mat ka dzia ła ła na męż czyzn jak
ma gnes. Kie dy był na sto lat kiem, spo ro cza su spę dzał na prze py chan kach z ko le ga -
mi, gdy wy gła sza li ko men ta rze na jej te mat.
 Mamo, Da niel le zra ni ła moje ego. A przede wszyst kim by łem za wie dzio ny, że po
mie sią cach na pu sty ni nie będę miał w domu to wa rzy stwa. Już mi to prze szło. Nie
cho dzi o Da niel le.
Cho dzi ło o Me la nie. O to, że się w niej za ko chał. Tyl ko jej tego nie po wie dział. Pa -
trząc wstecz, może to do brze.
 Więc o co cho dzi, na Boga? Wy glą dasz jak czło wiek, któ re mu ktoś kop nął psa. 
Za nim od po wie dział, mat ka pod ję ła:  Cho dzi o pra cę? O rękę? Mo żesz się prze cież
przy znać, że cię boli.
 Kto mówi, że w ogó le o coś cho dzi? Może je stem zmę czo ny.
Mat ka prze wró ci ła ocza mi.
 Ile ty masz lat? Osiem dzie siąt? Nie je steś zmę czo ny. Znam cię. Roz pa mię tu jesz
coś. Ro bi łeś to od dziec ka. Ta mina za wsze ozna cza ła, że albo je steś zde ner wo wa -
ny, albo mu sisz iść do ła zien ki.
Chry ste. Hun ter po wtó rzył so bie w my ślach, że ko cha mat kę. Była twar da, tyl ko
dzię ki niej funk cjo no wał. Jed nak ża ło wał, że za pro sił ją na ko la cję. Bo je dy nym spo -
so bem na to, by dała mu spo kój, było po wie dze nie jej praw dy.
 Do bra. Po sze dłem do łóż ka z klient ką, któ rą mia łem chro nić. W Can cn. Wię cej
niż raz.
Mat ka unio sła brwi.
 Wy la li cię?
 Tak.  To był osta tecz ny cios tego gów nia ne go ty go dnia. Nie był zły na Me la nie,
cho ciaż był by wdzięcz ny, gdy by za cho wa ła dys kre cję.
Przede wszyst kim był zły na sie bie. Po trze bo wał pra cy, tym cza sem nie ba cząc na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl