[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprzedaży hrabia podał maklerowi to samo, co służącemu. Powiedział, że jedzie na północ
Francji, aby wywiązać się z pewnych zobowiązań i nie wie dokładnie, ile będzie potrzebował
pieniędzy. Torba, która tak swym ciężarem zdumiała służącego, bez wątpienia zawierała dużą
sumę w złocie. Chce pan zażyć mojej tabaki?
Uprzejmie podał mi otwartą tabakierkę, z której eksperymentalnie wziąłem szczyptę.
Po rozpoczęciu śledztwa kontynuował wyznaczono nagrodę za udzielenie
jakichkolwiek informacji, które mogłyby rzucić światło na tę tajemniczą sprawę, a którymi mógł
służyć dorożkarz. Ogłoszono, co następuje: Tego a tego wieczoru pewien dżentelmen wynajął
dorożkarza około dziesiątej trzydzieści. Jegomość ten miał ze sobą czarną, skórzaną torbę
podróżną. Wysiadł on z prywatnego powozu i dał służącemu jakieś pieniądze, które ten dwa razy
przeliczył . Zgłosiło się około stu pięćdziesięciu dorożkarzy, ale żaden z nich nie był tym
właściwym. Niemniej niespodziewanie otrzymaliśmy ciekawe informacje z zupełnie innego
zródła. Ależ hałasuje ten przeklęty arlekin z szablą!
Tak, to naprawdę nie do zniesienia zgodziłem się.
Arlekin oddalił się i monsieur Carmaignac mógł mówić dalej.
Zeznanie złożył prawie dwunastoletni chłopiec, znający doskonale z widzenia hrabiego,
ponieważ często bywał zatrudniony w charakterze posłańca. Oświadczył, że tej samej nocy o
dwunastej trzydzieści, a pamięta to dokładnie dlatego, że wtedy świecił jasno księżyc, został z
powodu nagłej choroby matki wysłany po akuszerkę, mieszkającą w odległości rzutu kamieniem
od gospody Pod Smokiem .
Dom rodziców, z którego wyruszył, stał w odległości mili, lub więcej, od gospody, i aby tam
dotrzeć, musiaÅ‚ okrążyć park château de la Carque w odlegÅ‚ym miejscu w stosunku do celu
swojej wyprawy. Musiał przejść przez stary cmentarz St. Aubin, który od drogi oddziela niski
żywopłot i kilka ogromnych, starych drzew. Zbliżając się do starego cmentarza, chłopiec czuł, że
ogarnia go strach; nagle w świetle księżyca ujrzał jakiegoś człowieka. Wyraznie poznał hrabiego,
którego zawsze nazywał Człowiekiem Zmiechu . Jednak teraz hrabia Blassemare sprawiał
wrażenie człowieka niezwykle poważnego. Siedział na skraju płyty nagrobkowej, na której
położył jeden pistolet, a drugi właśnie ładował.
Chłopiec, delikatnie stąpając na palcach, przeszedł obok ostrożnie z oczyma utkwionymi w
mężczyznie, którym byÅ‚, wedÅ‚ug niego, hrabia Château Blassemare lub czÅ‚owiek, z którym go
pomylił. Nie był ubrany jak zwykle, ale świadek przysiągł, że nie mógł się pomylić co do jego
tożsamości. Twierdził, że miał poważny, wręcz ponury wyraz twarzy, ale chociaż wcale się nie
uśmiechał, była to ta sama twarz, którą tak dobrze znał. Nic nie mogło zachwiać jego pewności.
A jeśli to był on, oznaczało to, że wówczas widziano go po raz ostatni. Nigdy więcej o nim nie
słyszano. Niczego się o nim nie dowiedzieliśmy w okolicach Rouen. Nie istniały żadne dowody,
że nie żyje, ale nie było też dowodów, że żyje.
To naprawdę bardzo interesująca sprawa zauważyłem i już chciałem zadać kilka pytań,
gdy Tom Whistlewick, który tymczasem niepostrzeżenie wyruszył na chwiejny spacerek, wrócił
bardzo ożywiony i dużo mniej zalany.
Wybacz, Carmaignac, ale robi się pózno i muszę już iść, naprawdę muszę iść z przyczyn,
które już podałem... Ale, Beckett, musimy się wkrótce spotkać.
Przykro mi, monsieur, że nie będę mógł przedstawić panu tej drugiej sprawy... z tym
drugim lokatorem, który zajmował ten sam pokój; sprawy, która może jest bardziej tajemnicza i
złowieszcza od pierwszej, a która miała miejsce tego samego roku jesienią.
Może obaj zrobicie mi tę przyjemność i jutro przyjdziecie do mnie na kolację do gospody
Pod Smokiem ?
Idąc przez Galerie des Glaces, uzyskałem od nich obietnicę przyjścia.
Na Jowisza! wykrzyknął potem Whistlewick. Spójrzcie tylko na tę pagodę, lektykę,
czy co tam jest. Ci faceci postawili ją na podłodze i ulotnili się! Nie rozumiem, jak oni robią te
swoje diabelskie sztuczki. Jack Nuffles, którego spotkałem dziś wieczorem, mówił, że to
Cyganie, ale zastanawiam się, gdzie teraz są? Rozejrzę się i przy okazji postaram się podglądnąć
tego proroka.
Ujrzałem, jak śmiało unosi zasłony wykonane na wzór weneckich żaluzji; za nimi znajdowała
się czerwona kurtyna, ale nie uchyliła się i mógł tylko zerknąć do środka, zaglądając pod jedną
część, która nie dochodziła do samego dołu.
Przyłączywszy się do nas oznajmił:
Ledwo widziałem starego, było zbyt ciemno. Siedzi tam cały pokryty złotem i purpurą w
haftowanym kapeluszu na głowie, zupełnie jak jakiś mandaryn... i twardo śpi. Ale on, na Boga,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]