[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cie może, żem ja niewarta psa, kiedy w takich łachach po świecie się
włóczę... a ja się z takimi znam, co wiele mogą... I jak zawołam, przy-
chodzą do mnie, a jak każę, robią, co im powiem.
Potem ciszej mruczała babina:
 Mnie siÄ™ zmory bojÄ… i latawice... ja jak tupnÄ™ nogÄ…, muszÄ… mi kra-
snalki obuwie wiązać! o! O! Podziomki truchleją, gdzie ja się pokażę,
mary i nocnice płoszę, bo ja sama wiedzma jestem!
Doman milczał, aż nierychło się ozwał obojętnie:
 A cóż wy na to możecie, gdy dziwka bogom ślubowała?3 Nie
chce ona nikogo...
Rozśmiała się Jaruha.
 Hej! hej!  zawołała  ślubowały, ślubowała niejedna, a mało to
ich poszło od tego ognia w chramie do tamtego, co się w chacie pali?
Niechby tylko chciała, nikt jej nie zabroni, byle do chramu okup dać!
Wizun ich ma dosyć na posługę...
Doman patrzał i słuchał z coraz większą uwagą.  Ja ją wam na-
mówię!...  zamruczała Jaruha.  Nie może to być!  żywo odparł Do-
man.
 Może! ja wiele znam  śmiała się stara  choć popróbuję...  Mia-
łabyś chleb do żywota na stare zęby  rzekł chłopak.
 Tsyt! ja już zęba ani jednego nie mam  śmiała się wiedzma  co
mi po suchym chlebie? Nie ugryzę! Trzeba mi mleka, w którym bym
go rozmoczyć mogła, i kawałka mięsa, bo z tego posiłek najlepszy... a
zjadłszy popić muszę, na dobry sen, juści nie wodą. Staremu ona nie-
dobra.
 Wszystko byś to miała  odparł Domen  i kożuch na zimę, ale to
być nie może.
Jaruha z ławki wstała, zbliżyła się do łóżka, ręką pomarszczoną po-
gładziła po głowie chorego.
 Nie śpiesz no się domu, jeśli ją chcesz mieć... ja wiele znam...
To mówiąc zaczęła piosenkę nucić i wysunęła się z chaty wprost do
kontyny. Nie weszła jednak do środka, podniosła róg sukiennej zasło-
ny, zajrzała, spuściła ją i siadła czatować na jednym z kamieni. Wie-
działa, że tamtędy dziewczęta przychodzić musiały po wodę. Spod nóg
tymczasem zrywała zioła i trawy, przebierała je starannie i w pęczki
wiążąc do torby wsuwała.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
43
Długo tu siedzieć musiała, nim któraś z dziewcząt na pytanie od-
powiedziała jej, że stara Nania wysłała Dziwę dnia tego, aby w ogród-
ku różne zioła zrywała, które w chramie na wianki i kadzenie dla cho-
rych były potrzebne. Jaruha dopiero nad wieczorem, dowiedziawszy się
o tym, pociągnęła do sadu za chramem.
Był to niewielki pola kawałek, płotkiem ogrodzony, bo nie każde-
mu wchodzić tam wolno było, kilka starych wierzb i olch rosło pod
okopem, który go opasywał. W pośrodku były zielone grzędy, a na nich
pozasiewane zioła: macierzanka, smlot, boże drzewko, biedrzeniec,
przestępy, wrotycze, dziewięciosiły.
Dziewczę już uzbierawszy to, co jej nakazano, siedziało na wale,
układało obrywając suche liście i wiążąc pęczki. Jaruha zza płotu uka-
zała się zagadując:
 Córuś moja, a to bym ci pomogła...
Dziewczę główką obojętnie rzuciło, ale stara weszła z wolna, na
ziemi usiadła, nie proszona wzięła się do kupek leżących na ziemi bar-
dzo prędko i zręcznie składać je i wiązać zaczęła.
Milczała z początku, wpatrywała się w jej twarz, mrucząc coś nie-
wyraznie.
 O! o!  rzekła w końcu  ja bym tu na Lednicy nie wyżyła... Cia-
sno, cicho, świata nie widać jak w kleci.
Dziwa wiązała trawy i nic nie mówiła.
 Przy ogniu musicie siÄ™ piec, dym oczy wygryza. Krasy waszej
szkoda...  coraz żywiej i śmielej ciągnęła.  Wy się tu męczycie,
dziewucho!... O! o! ja znachorka jestem, ja wiem wszystko i znam... i
przez gzło widzę, co się w człowieku dzieje... Tak! tak!
Dziewczyna, zarumieniona mocno, spojrzała bojazliwie.  A cóż
wy we mnie widzicie? Co? co?
 Co ja widzę... coś... ono się dopiero zawiązuje... poczyna  mówi-
ła dalej Jaruha  ale trawa byle z ziemi wylazła, prędko rośnie... Nie
darmo tu dola znowu Domana przyniosła! Co komu przeznaczone, to
nie minie...
Na wspomnienie Domana rzuciła się Dziwa, spuściła głowę ku
trawom i przebierać je prędko zaczęła, a stara widziała dobrze, że co je
układać miała, to mieszała coraz gorzej.
 Znacie wy bajkę o pięknej królewnie?  rzekła.
Dziewczę nie śmiejąc jeszcze podnieść oczów głową tylko, mil-
cząc, potrzęsło, jakby mówiło, że jej nie zna, a Jaruha tak dalej ciągnę-
Å‚a:
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
44
 Jednego czasu była na świecie bardzo piękna dziewka u króla,
który ją kochał nad życie. Co tylko chciała, to miała, ptasiego mleka
nawet jej nie brakło... Aż gdy wyrosła, a ojciec mówić zaczął, że czas
za mąż iść, wręcz mu powiedziała, że nie pójdzie za nikogo, tylko za
takiego, który od niej rozumniejszy i zręczniejszy będzie, a jej się
upodoba.
Więc nad dworem królewskim złote koło przybito i zaczęli do niej
jechać w swaty, i jechali królowie, panowie, kmiecie, żupany, knezio-
wie, chłopaki dorodne, krasne, ale gdzie!... wolność jej była miła, żad-
nego nie chciała.
Jeden był za duży, to go obrem przezywała; drugi za mały, to go
krasnalkiem zwała; ten był za czerwony, tamten za blady, jeden za mą-
dry, drugi za głupi... dosyć, że się nie spodobał żaden.
Po ogródku sobie chodząc kwiatuszki zbierała, piosenki śpiewała, z
ludzi się śmiała, w boki się brała i powtarzała:
 Nie będzie mnie miał żaden! Nie będzie!
Przyjechał który, wydziwiała srodze. Jednemu kazała sobie przy-
nieść wody żywiącej, której smok o siedmiu głowach pilnował. Ten
poszedł po wodę ze złotym dzbanuszkiem i nie wrócił; smok go po-
łknął, a dzbanuszek sam do dworu przypłynął.
Drugiego posłała po złote jabłka na górę lodowatą, ten jechał, je- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl