[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko notować.
Rosalyn zorientowała się w porę, że gospodyni żartuje.
- Wszystkie te nowoczesne urządzenia zamontowane zostały
gdzieś ze dwadzieścia pięć lat temu, wkrótce po tym, jak zaczęłam tu
pracować - zaczęła Sophie. - Panna Ida miała wtedy około
sześćdziesięciu pięciu lat. To Henry Jensen, to znaczy dziadek
młodego Jacka, znalazł mi tę pracę. Henry i Ida Mae przyjaznili się od
lat, a właśnie wtedy panna Ida zaczęła narzekać na zawroty głowy i
Henry obawiał się, że może się przewrócić, uderzyć o coś głową i
leżeć bez pomocy przez kilka dni, zanim ktoś ją znajdzie. Dlatego
poprosił, żebym podjęła tu pracę, pomogła coś ugotować, przeprać,
posprzątać, jak to w domu. Wieczorem wracałam do siebie. Henry
uważał, że w nocy nic pannie Idzie nie grozi, a ja musiałam pomóc
siostrze przy dzieciach, więc takie rozwiązanie bardzo mi
odpowiadało.
Gospodyni przysiadła na krześle.
- Rozumiem.
- Tak tu trafiłam. Jeśli chodzi o samo urządzenie kuchni, to stół i
krzesła są z prawdziwego drzewa tekowego. O ile wiem, przypłynęły
tu razem z dziadkami panny Idy, z Danii.
- Kiedy Petersenowie osiedli w Plainsville? Sophie wzruszyła
ramionami.
- Dziadek panny Idy założył w mieście pierwszy bank, który
pozostał w rękach rodziny do śmierci jej ojca. O ile wiem, to
przyjechali tu z Danii albo z Norwegii w tysiąc osiemset którymś
roku, podobnie jak przodkowie Jacka. Zauważyłaś, że jego nazwisko
też kończy się na en". Pózniejsza fala emigrantów pochodziła
głównie ze wschodniej Europy i miała już inne nazwiska.
Sophie wskazała dłonią na ścianę nad zlewem i kuchennym
blatem.
- Popatrz na te niebiesko - białe kafelki. Ida Mae mówiła, że jej
rodzice kupili je w Europie podczas miodowego miesiąca - rzekła z
wyraznym wzruszeniem. - Panna Ida uwielbiała opowiadać o tych
wszystkich zebranych w domu przedmiotach. Była niesamowicie
dumna. Niektórzy uważali ją za snobkę i pewnie mieli trochę racji.
Ale przede wszystkim była bardzo przywiązana do wszystkiego, co
miało jakikolwiek związek z domem i rodziną.
Rosalyn opuściła wzrok. Nie na tyle, pomyślała, żeby
utrzymywać kontakt z krewnymi w Chicago.
- Prawdę mówiąc - ciągnęła Sophie - twoje pojawienie się
zaskoczyło mnie chyba w takim samym stopniu, jak ciebie wiadomość
o spadku. Dopiero w ostatnim roku życia panny Idy dowiedziałam się
o istnieniu drugiej gałęzi rodziny Petersenów. Któregoś wieczoru
siedzieli przy kawie razem z Henrym. Już nie pamiętam, dlaczego
zostałam dłużej niż zwykle. W każdym razie, przed wyjściem,
zajrzałam do saloniku, żeby powiedzieć im dobranoc. Henry właśnie
mówił, że panna Ida powinna pozwolić mu się skontaktować z
siostrzenicą w Chicago. Dokładnie pamiętam jego słowa, bo
zazwyczaj był bardzo łagodnym człowiekiem, a tym razem mówił
niezwykle stanowczo. Ido", powiedział, musisz wreszcie zapomnieć
o przeszłości. Kilkadziesiąt lat nienawiści to i tak za długo. Skontaktuj
się z siostrzenicą". A wtedy twoja cioteczna babka odezwała się ze
smutkiem: Za pózno, Henry. Lucille nie żyje".
Rosalyn poczuła dławienie w gardle.
- Miała na myśli moją mamę. Umarła nieco ponad rok temu.
Sophie pokiwała głową.
- Sama widzisz. Wiedziała, że ma krewnych w Chicago, a oni na
pewno też byli świadomi jej istnienia. Jednak nikt nie pojawił się na
pogrzebie.
- Zostałam tylko ja - wyjaśniła Rosalyn. - I wierz mi, że nie
miałam najmniejszego pojęcia o jej istnieniu.
- Przecież cię nie obwiniam. Ale to naprawdę okropne, kiedy na
pogrzeb dziewięćdziesięcioletniej staruszki przychodzi tylko kilku
dalekich krewnych i Jensenowie, którzy nawet nie należą do rodziny
zmarłej.
Rosalyn nie spuszczała wzroku z gospodyni. Przez ułamek
sekundy zobaczyła siebie samą za kilkadziesiąt lat. Czyżby miała
zakończyć życie równie samotnie jak cioteczna babka?
Sophie najwyrazniej poczuła się niezręcznie pod wpływem jej
spojrzenia.
- Co było, to było, a życie toczy się dalej. Może przejdziemy
teraz do saloniku?
- Jeśli masz ochotę...
Rosalyn nagle poczuła, że ogarnia ją zmęczenie. Chyba miała już
za dużo przeżyć jak na jeden dzień. Najpierw przygoda z intruzem za
oknem, potem długi spacer, a teraz ta poruszająca opowieść.
- Zapewne chciałabyś odpocząć. Może jutro przejrzymy rzeczy
panny Idy? Szkoda by było, gdyby te wszystkie ubrania miały się
zmarnować, kiedy mogą się jeszcze komuś przydać. - Sophie oparła
się dłońmi o blat stołu i podniosła z krzesła. - Upiekę babeczki z
jabłkiem, to jutro posiedzimy sobie i znowu powspominamy.
Rosalyn zauważyła, że gospodyni po raz pierwszy uśmiechnęła
się do niej życzliwiej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]