[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Janeczka już chciała namiętnie zaprotestować, ale nagle wpadł jej w oko
wyprzedzany samochód. Kierowca tego samochodu miał biały turban na głowie i
chałat z szerokimi rękawami, z tyłu zaś siedziały dwie kobiety, całkowicie okutane
białymi zasłonami. Zamilkła. Na drogowskazie ujrzała napisy, z jednej strony
BLIDA, z drugiej LARBA i SOUR EL GHOZLANE. Pod europejskimi literami
widniały arabskie robaczki. Wzdłuż jezdni rosły olbrzymie agawy, dzikie, zaniedbane
i zakurzone. Znów uświadomiła sobie, że jest w Afryce, w Algierii, i błogość spłynęła
na jej duszę. Pomyślała, że właściwie nie ma znaczenia, co i kiedy będzie oglądać, bo
wszystko tu jest cudowne, egzotyczne i godne poznawania. Miasto zobaczy pózniej, a
teraz obejrzy okolice, niech będzie, też dobrze&
 Rzeczywiście, tu jest raczej gorąco  powiedziała pani Krystyna.  Słuchaj,
Roman, czy ja się mogę rozebrać? Mam na sobie kostium kąpielowy. Pan Roman
przeraził się śmiertelnie.
 Niech cię ręka boska broni! Możesz zdjąć wszystko, co masz pod spodem, ale
sukienkę musisz zostawić! Rzucaliby w nas kamieniami! Mówiłem, żebyście się
odpowiednio ubrali!
 Toteż właśnie jestem ubrana odpowiednio. Mogę z siebie wszystko
pozdejmować, zaczynając od wierzchu. Nie wytrzymam w tej kiecce, ona ma rękawy!
Krótkie wprawdzie, ale jednak&
 Trzeba było włożyć coś bez rękawów. Nie masz czegoś takiego pod ręką?
 Mam plażowy szlafrok. Jest na samym wierzchu w czarnej walizce. W
bagażniku.
 Odjedziemy kawałek i przebierzesz się w jakimś pustym miejscu. Na razie
musisz jakoś wytrzymać!
Pani Krystyna pomamrotała coś pod nosem i westchnęła. Zwiat dookoła jaśniał
słońcem. Pan Roman nieco przyśpieszył.
 Zastanawiam się, czy nie pojechać przez Wąwóz Małp  rzekł niepewnie i
jego dzieci z tyłu skamieniały.  To jest wprawdzie dłuższa droga, ale trochę mniej
kręci. Przez sawanny i potem wprost do Tiaretu przez Mahdię&
 Tak!!!  wrzasnęli ogłuszająco i równocześnie Janeczka i Pawełek, zanim pani
Krystyna zdążyła otworzyć usta.
 Mnie interesuje miejsce, w którym można się przebrać  powiedziała sucho.
 Nie dostrzegam uroków przyrody. Czy tam będzie takie miejsce?
 Tysiąc pięćset miejsc. Ale z drugiej strony nie wiem& Będziecie chcieli karmić
małpy, a nie mam dla nich nic do jedzenia. Zmarnowana przyjemność.
 A tam rzeczywiście są małpy?
 No pewnie, mnóstwo. Przychodzą do samochodów i żebrzą.
 Mamy przecież owoce& ?
 Ale to są owoce ludzkie, wypłukane w nadmanganianie. Nie będę przecież
oddawał ich małpom! Chyba że kupimy coś po drodze&
Janeczka i Pawełek już się zdążyli porozumieć bez słów. Wąwóz Małp i Mahdia,
miejsca wymienione w tajemniczym liście! Mieli szansę zobaczyć je od razu
Haneczka już poświęciła Algier, Pawełek z lekkim bólem serca gotów był poświęcić
ową niezwykłą drogę przez góry.
Z płomiennym zapałem i straszliwą energią uczepili się niepewnej propozycji ojca.
Koniecznie chcą przez Wąwóz Małp!
 Ale właściwie w Medei i tak musimy być  zdołał wreszcie odezwać się pan
Roman.  Więc jezdzilibyśmy tam dwa razy&
Dla Janeczki i Pawełka była to konieczność po prostu wymarzona.
 My możemy tam jechać nawet dwadzieścia razy  zapewnił Pawełek ogniście.
 Chyba że moje stare ubrania masz gdzieś na wierzchu  kontynuował pan
Roman, zwracając się do pani Krystyny.  Mam nadzieję, że je przywiozłaś?
 Co mają małpy do twoich starych ubrań?  zdziwiła się pani Krystyna. 
Będziesz je w nie ubierał? Przywiozłam, ale nie rozumiem związku!
 To nie małpy, to Medea. W Medei jest handlarz, który kupuje używane ciuchy i
całkiem niezle płaci. Dziecinne rzeczy też. Przywiozłaś dziecinne rzeczy?
Pani Krystyna zdumiała się wręcz niebotycznie. Prawie przestała odczuwać upał.
 Wielki Boże, a cóż ci się stało?! Zajmujesz się handlem?! Cóż to za odmiana
jakaś niezwykła?! Może to w ogóle nie ty& ?! Dzieci, czy jesteście pewne, że tu
siedzi wasz ojciec?!
 Chaber go poznał  przypomniała Janeczka.
 Podróże kształcą  mruknął równocześnie zakłopotany nieco pan Roman. 
Do tego stopnia tu byłem bez pieniędzy, że musiałem pożyczać, ten Polservis
rzeczywiście wystarcza na miesiąc. Mam długi. Sprzedałem jeden namiot, ale to
ciągle mało. Nie wyobrażasz sobie, jak to potwornie głupio znalezć się w obcym
kraju bez pieniędzy. Teraz już mam pieniądze, bo pensja wreszcie do mnie dotarła,
ale długi wolałbym oddać za pomocą łachów, żeby nie musieć tak okropnie skąpić w
czasie waszego pobytu. Trudno, moja droga, oba kraje, i nasz, i ten tutejszy, mają
swoją specyfikę i trzeba się przystosować. Chyba mnie za to nie potępisz?
 Potępić! Ależ ja jestem zachwycona! Nie mam za męża półgłówka, co za
szczęście! Proszę bardzo, jeżeli oni tutaj są spragnieni starych szmat, możemy ich
nimi obdarzyć dowolnie! Doskonały pomysł!
 Oni tu nie mają żadnej własnej produkcji przemysłowej, z wyjątkiem
makaronu. Wszystko import albo przemyt, okropnie drogie. Chętnie kupują używane,
bo wypada im taniej, a to nie jest kraj, w którym się chodzi na co dzień w
wytwornych strojach. Więc jeżełi masz to na wierzchu&
 Przeciwnie, mam to poutykane wszędzie. Przeważnie twoje ubrania służyły do
okręcania i zabezpieczania delikatnych rzeczy. Mowy nie ma o wyjęciu ich na
poczekaniu!
 To nie wiem&
Czujnie słuchający rozmowy rodziców Janeczka i Pawełek znów się wtrącili.
Przypomnieli, że przecież muszą tu jeszcze raz przyjechać, bo nie mogą nie obejrzeć
Algieru, i mogą znów jechać przez tę jakąś Medeę. Wtedy się przehandluje ojca
ciuchy. Wyjadą wcześnie, będzie więcej czasu&
Zaciekawiona małpami pani Krystyna poparła dzieci i pan Roman przestał się
wahać.
 Dobrze, w takim razie w Blidzie kupimy jakieś owoce i zaraz za Blidą
skręcamy na Medeę. Niech będzie ten Wąwóz&
* * *
Wąwóz Małp okazał się gigantyczny. Szosa szła po zboczu i z jednej strony
wznosiła się niebotyczna, skalista, zakrzewiona ściana, z drugiej zaś widniała
olbrzymia przepaść, za którą znów wznosiło się prawie pionowe, porośnięte lasem
zbocze. Na dnie przepaści leniwie sączył się strumień, jakby szczątek wyschłej rzeki,
brudny i w brązowym kolorze. Wszędzie dookoła zarośla, krzaki, las i gołe, pionowe
skały przeplatały się wzajemnie.
Na zakręcie, w samym środku tego kolosalnego wąwozu, szosa rozszerzała się,
tworząc pobocze, wystarczające na parking dla kilku samochodów. Pan Roman
zjechał w lewo i zatrzymał się.
 Proszę bardzo  oznajmił.  Jesteśmy w Wąwozie Małp.
Janeczka i Pawełek wysiedli w milczeniu. Ogrom tego, co ujrzeli, przerastał
wszelkie ich oczekiwania. Nie wyobrażali sobie, że ten Wąwóz Małp może być tak
przerazliwie wielki i tak trudno dostępny. Było to coś tak imponującego, że niemal
przerażało.
 Nie podchodzcie za blisko do krawędzi, bo to jest niczym nie zabezpieczone i
ziemia może się obsunąć  ostrzegał pan Roman. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl