[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ja. Matka ścisnęła jej rękę, po czym ją puściła. Przemyśl to jeszcze.
Dobranoc, skarbie.
130
R
L
T
Przez pół nocy Mari patrzyła przez okno na wodę połyskującą w blasku
przystrojonych świątecznie drzew palmowych. Fale zalewające brzeg
przypominały jej o niedawnej wyprawie jachtem. Rowan tak bardzo się starał,
tak bardzo próbował podnieść ją na duchu, nie tylko słowami, ale czynami.
A ona co dla niego zrobiła? Nic.
Zamiast zaakceptować go takim, jakim jest, stawiała żądania, Rowan
zaś w pełni ją akceptował. Nawet gdy się nie zgadzali, szanował jej opinię.
Psiakość! Dlaczego postępowała tak głupio? Nic dziwnego, że ogrodził
się murem. Wszyscy go zawiedli: rodzice, brat. Myśleli wyłącznie o sobie.
Owszem, zaprzyjaznił się z kolegami w szkole, ale jak sam twierdził czuł,
że od nich odstaje.
A teraz ona go zawiodła; chciała czegoś, czego nie był w stanie jej dać.
Chciała tego ze strachu, bo była zakompleksiona, bo nie wierzyła w siebie.
Ale to się zmieniło, nabrała pewności, odwagi. I zrozumiała, co
powinna zrobić: walczyć o ukochanego mężczyznę.
Powrót do kliniki zawsze go cieszył. Odkąd przeniósł się do Afryki, tu,
w tym budynku, ubrany w fartuch lekarski, spędzał wszystkie święta. Brał
dyżur i troszczył się o pacjentów, wychodząc z założenia, że święta są dla
ludzi obdarzonych rodzinÄ….
Jednakże w tym roku, mimo choinek z migającymi lampkami,
atmosfera wydawała mu się wyjątkowo mało świąteczna. Wręczył pacjentom
prezenty, które kupił z Mari, i pogrążył się w pracy.
Przytrzymując ramieniem telefon, wysłuchał sprawozdania Elliota o
tym, jak siÄ™ miewa Issa, a potem relacji z jego pobytu w Australii. SÅ‚uchajÄ…c,
jednocześnie sprawdzał dane w komputerze: rano ma być wypisana do domu
kobieta ze swoim nowo narodzonym dzieckiem.
W jednym skrzydle budynku znajdował się liczący trzydzieści łóżek
131
R
L
T
oddział szpitalny, w drugim mieściła się nieduża, lecz doskonale wyposażona
przychodnia. Na miejscu personel medyczny składał złamane kończyny,
przyjmował porody, prowadził walkę z AIDS. Najgorsze, kiedy zjawiała się
ciężarna zarażona wirusem HIV. Oczywiście nie każdemu można było
pomóc, ale Rowan robił, co mógł.
Przy dyżurce dwie pielęgniarki rozmawiały z lekarzem, poza tym
panowała cisza.
Elliot, jak masz coś ważnego, to mów. A jak nie, to muszę kończyć;
czeka mnie świąteczna kolacja.
Zwiąteczna kolacja... to było danie z mikrofalówki. Ale nie był
szczególnie głodny. We dnie i w nocy wciąż widział przed oczami Mari w
czerwonej sukni, dumną, pewną siebie. Cieszył się, że potrafiła stawić czoło
zebranym w sali ludziom, nie bać się spojrzeń, błysków fleszy. Szkoda, że nie
może być u jej boku.
Oj, stary, myślałem, że jesteś mądrzejszy ode mnie
oznajmił żartobliwym tonem Elliot z dalekiej Australii. W tle pijani
kolędnicy śpiewali Dwanaście dni świąt .
Mądrzejszy? Jeśli mnie pamięć nie myli, w szkole dostawaliśmy
podobne oceny.
Owszem, ale od tego czasu ja cztery razy miałem wstrząs mózgu, że
nie wspomnę o byciu żywą pochodnią.
Rowan uśmiechnął się pod nosem.
W porzÄ…dku. Do czego zmierzasz?
Dlaczego, do cholery, pozwoliłeś jej odejść? %7łartobliwy ton znikł.
Szalejesz na jej punkcie, ona szaleje na twoim. A chemia między wami...
Mari uznała, że mnie nie chce odparł Rowan.
Powiedziała ci to?
132
R
L
T
Jasno i wyraznie mruknął. Nie chciał rozpamiętywać tamtej chwili.
Może coś zle zrozu...
Nic zle nie zrozumiałem przerwał mu Rowan, zamykając komputer.
Dobra, będziesz się nad sobą użalał jak jakiś kretyn czy wyjdziesz do
bramy i przywitasz siÄ™ z Mari?
Do bramy?
O czym ty gadasz? Jesteś w Australii. Rowan poderwał się od biurka
i na wszelki wypadek podszedł do okna.
Owszem, ale zleciłeś mi jej ochronę... Zresztą mniejsza o to. Jeśli
moje połączenie satelitarne nie szwankuje, to samochód Mari... O, podjeżdża.
Faktycznie, w stronę kliniki zbliżał się samochód. Czy w środku
naprawdę siedzi Mari? Nagle Rowan pojął, dlaczego przyjaciel tak długo
trzyma go na linii. Po prostu czeka.
Stary, i pamiętaj o jednym. Pierwszy powiedz te dwa magiczne słowa
kocham cię . Wesołych świąt.
Czy kochał? To nie ulega wątpliwości. Kochał. Pragnął. Podziwiał.
Pożądał. Dlaczego jej tego wcześniej nie powiedział? Dzięki Bogu za
przyjaciół, którzy potrafili dać mu kopniaka, gdy tego potrzebował. I dzięki
Bogu za Mari, która postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę.
Rozłączywszy się, Rowan wybiegł na korytarz. Przytrzymując ręką
pager, by nie wypadł z fartucha, rzucił się pędem w stronę drzwi.
Jasny SUV stał obok karetki pod rozłożystym masłoszem. Po chwili ze
środka wysiadła Mari w luznych jedwabnych spodniach i tunice.
Przyjechałaś... Poczuł ucisk w sercu.
Oczywiście. Przecież są święta. Ruszyła w jego kierunku.
Bransoletki, które jej podarował, brzęczały. A święta powinno się spędzać z
osobą, która...
133
R
L
T
PrzycisnÄ…Å‚ palec do jej ust.
Poczekaj. Pierwszy muszę ci coś powiedzieć. Kocham cię, Mariamo.
Kocham i pragnę od niepamiętnych czasów. I przysięgam, że zrobię
wszystko, aby zasłużyć na twoją miłość.
Och, Rowan. Ja też cię kocham. Takim, jakim jesteś. Niczego więcej
nie pragnÄ™.
Poczuł niewysłowioną ulgę. Nie mogąc się powstrzymać, zgarnął Mari
w ramiona i pocałował ją namiętnie. Pocałunkiem starał się wyrazić
wszystko, czego wcześniej nie potrafił.
Kocham cię, kocham powtarzał raz po raz.
Wiem. Wiem też, że jesteśmy stworzeni dla siebie
szepnęła.
Dlaczego przez tyle lat się spieraliśmy?
Bo uwielbiamy wyzwania odparła ze śmiechem.
Przyrzekam, że ze mną ci ich nie zbraknie.
Och, Mari, oczarowałaś mnie od początku.
Wsunęła palce w jego włosy.
Wiesz, za co ciÄ™ najbardziej kocham?
Powiedz. ObjÄ…Å‚ jÄ… w pasie.
%7łe nawet jak mam na sobie pomięte łachy, dostrzegam w twoich
oczach zachwyt.
Największy jest wtedy, kiedy cię widzę nagą. Przytulił ją mocno,
szczęśliwy, że ma w objęciach tę wspaniałą kobietę.
W takim razie chodzmy gdzieś, żebyś mógł mnie rozpakować.
134
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]