[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powiedzmy& bardzo często.
Choć według mnie wcale nic musiałoby tak być. Zwiat jest niechętny
zmianom i nowinkom, ale sadzę, że z tym można się uporać. Przy
odpowiedniej metodzie, oczywiście. Trzeba tylko wiedzieć, co może się
powieść, a co nie.
 To kompromis  mruknÄ…Å‚ niewyraznie Vernon.
 To zdrowy rozsądek! Dlaczego miałbym w głupi sposób tracić
pieniÄ…dze?
 Ocli, Sebastianie!  zawołała Joe.  Ty& ty&
 Ty %7łydzie!  dokończył spokojnie Sebastian.  To masz na myśli.
No cóż, my, %7łydzi, istotnie mamy gust. Wiemy, kiedy coś jest dobre, a
kiedy nie. Nie musimy się kierować modą, wystarczy nam własny osąd.
On jest niezawodny! Ludzie zawsze posądzają nas o interesowność, ale
pieniÄ…dze to jeszcze nie wszystko.
Vernon chrząknął, lecz Sebastian mówił dalej.
 Na to, o czym mówmy, trzeba spojrzeć z dwóch stron. Są ludzie,
którzy szukają nowych sposobów na robienie rzeczy znanych albo
zapalają się do nowych pomysłów, a którym nic nie wychodzi, ponieważ
świat obawia się czegokolwiek nowego. Ale są także inni, są tacy,
którzy wiedzą, czego oczekuje szeroko pojęta publiczność, i którzy
starają się zaspokajać: jej potrzeby, ponieważ to jest bezpieczne i
daje pewny zysk. Ja nie należę ani do jednych, ani do drugich. Ja
zamierzam odkrywać rzeczy nowe i piękne i zamierzam odnieść sukces.
Zamierzam prowadzić galerię obrazów na Bond Street, nawiasem mówiąc,
podpisałem wczoraj odpowiednie dokumenty, a także kierować kilkoma
teatrami i wydawać tygodnik o całkowicie odmiennym profilu od tego
wszystkiego, co można było kupić dotychczas. Co więcej, całe
przedsięwzięcie zamierzam uczynić opłacalnym. Uwielbiam i malarstwo,
i teatr, i działalność wydawniczą, lecz bynajmniej nie chcę ciąć się
przez nie wykończyć. Wszystko, czym się zajmę, odniesie sukces.
Psiakość, Joe, czy nie rozumiesz, że połowę zabawy daje opłacalność
tego, co robisz? I że sprawdzasz się przez swój sukces? Joe, nie
przekonana, potrząsnęła głową.
 Czy rzeczywiście chcesz się wziąć za to wszystko?  zapytał
Vernon.
Kuzyn i kuzynka przyglądali się Sebastianowi z odrobiną zazdrości.
To byłoby ekscentryczne i niemal cudowne znalezć się w położeniu
Sebastiana. lego ojciec zmarł przed kilkoma laty. Sebastian w wieku
dwudziestu dwu lal był posiadaczem tak wielu milionów, że myślenie o
nich najzwyczajniej w świecie zapierało dech.
Przyjazń z nim, zrodzona tyle lat temu w Możnych Opactwach, trwała
nadal i wciąż się umacniała. Obaj, on i Vernon, byli przyjaciółmi w
Eton i uczęszczali do tego samego college u w Cambridge. Sporą część
wakacji cala trójka zawsze spędzała razem.
 A co z rzezbą?  zapytała nieoczekiwanie Joe.  O niej też
myślisz?
 Naturalnie. Nadal chciałabyś być modelką?
 Czemu nie. To jedyne, na co mam ochotÄ™.
Vernon zaśmiał się drwiąco.
 No jasne, a za rok o tej porze? Zwariujesz na punkcie poezji czy
czegoÅ› innego.
 Odkrycie w sobie prawdziwego powołania zwykle zajmuje trochę
czasu  odparła wyniośle Joe.  Ale tym razem to poważna sprawa.
 Zawsze mówisz poważnie. Niemniej należy dziękować niebiosom, że
dałaś sobie spokój z tymi przeklętymi skrzypcami.
 Dlaczego tak bardzo nienawidzisz muzyki, Vernonie?
 Czy ja wiem. Tak jest i tak zawsze było.
Joe zwróciła się do Sebastiana. Jej głos, mimo woli, zadzwięczał
innÄ…, odrobinÄ™ nienaturalnÄ… nutÄ….
 Co sądzisz o rzezbach Paula La Marre a? Vernon i ja byliśmy w
sobotÄ™ w jego pracowni.
 Bez charakteru  skwitował zwięzle.
Policzki Joe pokryły się lekkim rumieńcem.
 Ty po prostu nie rozumiesz, do czego on zmierza. Według mnie to
wspaniały rzezbiarz.
 Anemiczny  dodał z niewzruszoną miną.
 Sebastianie, czasami bywasz wstrętny. Tylko dlatego, że La Marre
miał odwagę zerwać z tradycją&
 Nie o to chodzi. Człowiekowi wolno odejść od tradycyjnych form,
wolno wymodelować ser stilton i nazwać swoje dzieło nimfą w kąpieli.
Lecz jeśli się nic potrafi tym ani przekonywać, ani wywierać
odpowiedniego wrażenia, traci się siły nadaremnie. Robienie czegoś w
odmienny od innych sposób nie stanowi jeszcze o talencie Dziewięć
razy na dziesięć chodzi o zwykły, tani rozgłos.
Otworzyły się drzwi i pojawiła się w nich pani Levinne.
 Kochani, podwieczorek na stole  powiedziała z promiennym
uśmiechem, lekko sepleniąc.
Na olbrzymim biuście zamigotały sznurki czarnych paciorków.
Szeroki, czarny kapelusz z piórami siedział na czubku wyszukanej
fryzury. Pani Levinne wyglądała na uosobienie materialnego dobrobytu.
Jej wzrok spoczął z uwielbieniem na Sebastianie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl