[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Talbot nie musiał słuchać długo. Tykanie w dwu i półsekundowej sekwencji brzmiało dokładnie
tak samo jak w kabinie sonaru.
W przedziale najodleglejszym od dziobu rutynowo osłuchali sześć ostatnich bomb, by
niczego - zgodnie z oczekiwaniami - nie stwierdzić. Carrington przybliżył swoją maskę do maski
Talbota.
- Starczy?
- Starczy.
- Długo to nie trwało - powiedział Hawkins.
- Dostatecznie, żebyśmy się mogli dowiedzieć tego, czego chcieliśmy. Są wszystkie, całe i
zdrowe, zgodnie z informacją Pentagonu. Pobudzona została tylko jedna. Trzy trupy. I na tym
koniec, wyjąwszy fakt najważniejszy. Bombowiec runął z powodu eksplozji wewnętrznej. Jakaś
poczciwa duszyczka ukryła bombę pod kabiną pilotów. Pentagon będzie rad, iż nie wykluczył tej
marniutkiej możliwości, jak jeden do dziesięciu tysięcy, że system bezpieczeństwa został jednak
poddany infiltracji. Nikłe prawdopodobieństwo stało się faktem. Rodzi to kilka fascynujących
pytań, nieprawdaż, sir? Kto? Co? Dlaczego? Kiedy? Nie musimy pytać  gdzie , bo już wiemy.
- Nie chcę sprawić wrażenia człowieka zaciętego i mściwego - powiedział Hawkins - bo
nim nie jestem. No, może trochę. Lecz ta historia powinna dżentelmenów z Departamentu Stanu,
czy tam skąd, sprowadzić na powrót do właściwego im rozmiaru i uczynić w przyszłości stokroć
uprzejmiejszymi i bardziej skłonnymi do współpracy. Albowiem to nie tylko amerykański samolot
odpowiada za paskudną sytuację, w której się znalezliśmy, lecz także osobiście winny wszystkiemu
jest jakiś facet w Stanach. Jeśli go w końcu namierzą, co mieści się w granicach
prawdopodobieństwa, to nie on jeden zarumieni się ze wstydu. Poszedłbym o zakład, że naszym
czarnym charakterem jest człowiek z wewnątrz, i to wysoko postawiony, ktoś z dostępem do
tajnych informacji w rodzaju tak pilnie strzeżonych sekretów, jak ładunek, przeznaczenie, czas
startu i lÄ…dowania. Czy siÄ™ pan ze mnÄ… zgodzi, komandorze?
- Chyba nie może być inaczej. Nie jest to problem, który pragnąłbym mieć na głowie. Ten
przynajmniej mają na głowie oni, co jednak nie zmienia postaci rzeczy, że nasz jest znacznie
poważniejszy.
- Słusznie, słusznie - westchnął Hawkins. - Jaki zatem następny krok? Chodzi mi o
wydobycie tej cholernej bomby.
- Sądzę, iż nie powinien pan pytać mnie, lecz starszego podoficera Carringtona, sir. On i
podoficer Grant to eksperci.
- Z tym będą problemy, sir - powiedział Carrington. - Samo wycięcie w kadłubie otworu
dość dużego, by przeszła przezeń bomba, to bułka z masłem. Nie zdołamy jednak wydobyć bomby,
jeśli najpierw nie uwolnimy jej ze szczęk, właśnie tu leży największa trudność. Te szczęki są
wykonane ze specjalnej stali o dużej wytrzymałości i wyposażone w zamek. Będzie nam potrzebny
klucz, a nie wiemy, gdzie jest.
- Być może - powiedział Hawkins - mają ten klucz w bazie, do której zmierzały bomby.
- Z całym szacunkiem, sir, uważam, że to mało prawdopodobne. Te szczęki musiano
zamknąć w bazie, gdzie dokonywano załadunku. Potrzebny był do tego klucz. Sądzę, iż
najlogiczniej i najłatwiej było go pózniej zabrać samolotem. Problem polega na tym, że klucz jest
mały, a bombowiec naprawdę duży. Nie mając klucza, możemy usunąć szczęki dwiema metodami.
Pierwsza jest chemiczna i polega na użyciu plastyfikatora do metali albo utleniacza.
Plastyfikatorów używają ci magicy cyrkowi, którzy specjalizują się w gięciu łyżeczek i tak dalej.
- Magicy? - zdziwił się Hawkins. - Chyba szarlatani?
- Wszystko jedno. Liczy się zasada. Stosują bezbarwną pastę, która nie działa szkodliwie na
skórę, lecz ma szczególną właściwość zmieniania molekularnej struktury metalu i czynienia go
miękkim. Utleniacz to po prostu stężony kwas, który przeżera stal. Mnóstwo tego na rynku. W
naszym jednak przypadku i plastyfikatory, i utleniacze majÄ… jednÄ… dyskwalifikujÄ…cÄ… wadÄ™: nie
można stosować ich pod wodą.
- Mówił pan o dwóch sposobach usunięcia szczęk. Jaki jest ten drugi? - zauważył Hawkins.
- Palnik acetylenowo-tlenowy, sir. Błyskawicznie się z nimi rozprawi. A także, wyobrażam
sobie, jeszcze szybciej z operatorem. Te palniki wytwarzają tak potworny żar, iż moim zdaniem
każdy, kto choćby rozważa myśl zastosowania ich w pobliżu bomby atomowej, jest oczywistym
kandydatem do czubków.
Hawkins popatrzył na Wickrama.
- JakiÅ› komentarz?
- %7ładnego. Po co komentować niemożliwości?
- Nie, żebym narzekał, Carrington - powiedział Hawkins - lecz jako pocieszyciel wypada
pan słabo. Oczywiście szykuje się pan do wygłoszenia sugestii, abyśmy poczekali na  Kilcharran i
pozwolili jej wyciągnąć tę cholerną rzecz na powierzchnię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl