[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie nie życzy. Nigdy!
Wolałbym raczej psa, chciał zawołać, ale uznał, że to by zabrzmiało głupio. Psa może
przecież mieć i bez tego.
Do licha!
- Dziękuję, bardzo dziękuję - bąknął bez przekonania.
Wędrowiec wstał.
- Akurat teraz to cię pewnie specjalnie nie cieszy. Ale pewnego dnia będziesz z tego powodu
szczęśliwy. A teraz chodz, noc to moja pora, wtedy mogę poruszać się swobodnie. A musimy
przebyć długą drogę, nim nastanie świt.
Jak zdołamy się przedrzeć przez pozycje artyleryjskie? chciałby zapytać Vetle, ale
przemilczał. Wędrowiec z pewnością wie, co robi.
- Proszę, będziesz się musiał mnie trzymać - powiedział Wędrowiec i wyciągnął rękę.
Po chwili wahania Vetle ujął podawaną mu dłoń, szczupłą i, jak mu się zdawało, elegancką,
ale lodowato zimną.
Tak zimną, że chłopiec czuł, iż drętwieje mu całe ramię. Nic jednak na ten temat nie
powiedział.
Wędrowiec ruszył przed siebie, a Vetle starał się dotrzymać mu kroku. Jakież niezwykłe
uczucie! Poruszał się tak lekko, jakby wcale nie dotykał ziemi. I posuwali się niewiarygodnie
szybko. Vetle spoglądał na ziemię pod swoimi stopami i stwierdzał, że w ogóle nie dostrzega
trawy, tak szybko biegli. Mimo to miał wrażenie, że stawia normalne kroki. To raczej... to
raczej ziemia się pod nimi przesuwała.
A ta ziemia była, niestety, poorana pociskami, wszędzie widziało się mnóstwo kolczastego
drutu, który oni po prostu przekraczali. To samo Vetle widział już przedtem, ale daleko na
południe stąd. I to właśnie owe zwały kolczastego drutu zagrodziły mu wtedy drogę.
Okopy... Właśnie je mijali. Chłopiec spoglądał w dół. Widział małe chwiejne światełka w
ciemnych rowach. Zpiący żołnierze, czuwający żołnierze.
Stop, miał ochotę zawołać. Idziemy piasto tam, gdzie czuwa cały oddział wraz z oficerami,
zaraz nas zobaczą, zatrzymają nas!
Wędrowiec jednak szedł dalej nie zbaczając z kursu, wprost na grupę uzbrojonych
mężczyzn, ukrytych za nasypem i spokojnie rozmawiających. Kilku z nich patrzyło w stronę
166
Vetlego i Wędrowca zbliżających się bardzo szybko. Zaraz zaczną do nas strzelać, pomyślał
chłopiec z przerażeniem, ale oni nawet nie drgnęli, rozmawiali dalej.
Wtedy Vetle pojął, że jest niewidzialny.
Dopóki trzymam rękę Wędrowca, nikt nie może mnie zobaczyć, myślał z radością. Ale
gdybym ją puścił, będzie ze mną zle.
Glina, błoto, trupy, poszarpana pociskami ziemia.
Znalezli się pomiędzy dwiema liniami okopów. Na tak zwanej ziemi niczyjej.
Owa niezwykła wędrówka trwała.
Linie niemieckie...
Niewiele lepiej uzbrojone od francuskich, Wszędzie walało się mnóstwo trupów, a nikt nie
miał odwagi, żeby wyjść z okopu i grzebać zabitych.
Czy ich matki o tym wiedzą? Te, które nosiły na rękach swoich maleńkich synków,
prowadziły ich za rękę pierwszy raz do szkoły, patrzyły, jak dorastają... Te, które z dumą
śledziły ich rozwój... Czy wiedzą teraz, że ich mali synkowie leżą w tym błocie, opuszczeni
przez wszystkich, że leżą tak może od wielu dni i tygodni, a zwłoki zaczynają się już
rozkładać? I że nikt, ale to nikt się tym nie przejmuje?
Boże, spraw, aby matki nigdy się o tym nie dowiedziały!
Minęli niemieckie okopy i wędrowali przez nieprawdopodobnie zniszczone wojną Niemcy.
Wojna światowa trwała już od dwóch lat, nikt nie zwyciężył, wszyscy tracili, dzień po dniu.
Nędza we wsiach i osiedlach była tak straszna, że Vetle nie mógł na to patrzeć. Przejeżdżał
wprawdzie tędy pociągiem Czerwonego Krzyża całą wieczność temu, ale jechali wtedy inną
drogą, a poza tym pociąg go w jakiś sposób chronił przed najstraszniejszymi widokami.
O tym, co widział teraz, poprzednio nie miał nawet pojęcia.
- Dzieło Tengela Złego - powiedział Wędrowiec sucho. - Sam widzisz, co się dzieje, kiedy
może działać wedle swojej woli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl