[ Pobierz całość w formacie PDF ]
numer.
- Jadasz mięso? - rzucił przez ramię.
- Tak, ale co ty robisz?
- Nie widzisz? A pieczone ziemniaki?
- Uwielbiam.
- Witaj, Williamie - zaczÄ…Å‚, gdy po drugiej stronie pod-
niesiono słuchawkę. - Możesz przygotować dwie porcje filet
mignons, pieczone ziemniaki w kwaśnym sosie, sałatkę ce-
sarskÄ… i jakiÅ› deser czekoladowy?
- Oczywiście, proszę pana - odpowiedział szef jednej z
restauracji w Georgetown, należącej do przedsiębiorstwa
Carlton Industries. - Przysłać do pana?
- Nie, nie do mnie. - Mack podał adres Beth. - Wystarczy
wam pół godziny?
- Oczywiście. Już się robi, panie Carlton.
- Dziękuję, Williamie. Ratujesz mi życie.
- Cała przyjemność po mojej stronie, sir.
- Ach, i jeszcze jedno - rzucił Mack.
- SÅ‚ucham?
- Czy mógłbyś wstrzymać się przynajmniej do rana z
poinformowaniem o tym Destiny?
- Sir, nie przekazuję żadnych informacji pańskiej ciotce! -
obruszył się William.
- Oficjalnie nie - przyznał Mack. - Ale ona ma sposoby, żeby
z ciebie wszystko wyciągnąć, prawda?
William zachichotał.
- Pańska ciotka jest bardzo przebiegła - rzekł. - Potrafi
dowiedzieć się wszystkiego, co chce wiedzieć. Większość
mężczyzn uważa, że nie sposób jej się oprzeć.
- Oprzeć nie oprzeć, postaraj się jednak tym razem zachować
dyskrecję, bo inaczej moje życie zmieni się w koszmar -
zaznaczył Mack.
- To tylko dlatego, że pani Destiny bardzo troszczy się o pana
i pańskich braci - powiedział William. - Powinniście być
szczęśliwi, że macie taką ciotkę. Nie wiem jednak, czy to
doceniacie.
- Zapamiętam, Williamie.
- Powinien pan, sir. Zaraz przyślę kolację.
Mack westchnął, żałując swej decyzji. Obawiał się, że tym
telefonem uruchomił całą machinę. Cóż, kiedy mimo swego
długiego języka William smażył najlepsze befsztyki w mie-
ście.
Kiedy odwiesił słuchawkę, Beth popatrzyła na niego z lekkim
zdziwieniem.
- Dzwoniłeś do Williama z William's Steak House? -spytała.
Skinął głową.
- I mają ci przysłać zamówione danie w ciągu trzydziestu
minut? - Wciąż nie mogła wyjść ze zdumienia.
- Tak.
- A potem, jak się bez trudu domyślam, doniosą wszystko
twojej ciotce?
Mack znów skinął głową.
- %7łyjesz w fascynującym świecie - stwierdziła.
- Zdarzają się ciekawe momenty. - Mack skrzywił się lekko. -
Domyślam się, że twoja rodzina jest pod każdym względem
normalna. - Spojrzał pytająco.
Przez twarz Beth przebiegł cień, którego nie potrafił zin-
terpretować.
- Niezupełnie? - spytał.
- To zależy, co się rozumie pod słowem normalny" - odparła,
unikajÄ…c jednoznacznej odpowiedzi.
- Mnie wychowywała ciotka, która życie traktuje jak wielką
przygodę, a mieszanie się w cudze sprawy podniosła do rangi
sztuki. Znam więc bardzo nieprecyzyjną definicję
normalności. Masz rodzeństwo? - spytał.
W oczach Beth pojawił się smutek i Mack natychmiast
przypomniał sobie o bracie, który jako dziecko zmarł na bia-
Å‚aczkÄ™.
- Wybacz, zapomniałem - zmitygował się.
- Nie szkodzi. Czasem wydaje mi się, że to się stało cale
wieki temu, a innym razem, że dopiero wczoraj.
- Ilekroć widzisz, jak umiera któryś z twoich pacjentów,
czujesz to tak, jakbyś znowu przechodziła przez śmierć brata.
- Chyba tak, ale gdy on zmarł, byłam jeszcze mała, więc
zdawałam sobie tylko sprawę, że ktoś, kogo bardzo kocham,
ciężko choruje, a potem odchodzi. Uczyniło to ogromną pu-
stkę w moim życiu, bo Tommy był wszystkim, co miałam.
- Chodzi ci o to, że nie miałaś innego rodzeństwa? - domyślił
siÄ™ Mack.
Beth potrząsnęła głową.
- Chodzi mi o to, że po jego śmierci rodzice, którzy byli
naukowcami, całkowicie oddali się pracy. Nigdy nie lubili
życia towarzyskiego, rzadko wychodzili z domu, ale po
śmierci Tommy'ego odizolowali się zupełnie od ludzi. Po-
chłonęło ich poszukiwanie odpowiedzi na nurtujące ich pyta-
nia. Na ogół wracali do domu, kiedy już spałam, a wychodzili,
zanim wstałam. Rzadko ich widywałam.
Mack wyczuł w tych słowach bolesną nutę i następny element
puzzli wskoczył na swoje miejsce.
- A więc na wybór zawodu nie wpłynęła tylko choroba i
śmierć brata? Wiąże się on również z rodzicami?
Beth wydawała się wstrząśnięta tym stwierdzeniem i ode-
tchnęła z ulgą, gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Nie musiała
odpowiadać na to pytanie.
- Wrócimy do tej rozmowy - zastrzegł Mack, idąc w kierunku
wejścia.
Gdy po chwili wrócił, Beth nakrywała do stołu. Postawił na
nim przyniesione dania i je rozpakował.
- Pachnie cudownie - zachwyciła się Beth nieco zbyt radośnie
i usiadła. - Musisz dużo zamawiać u Williama, żeby być tak
błyskawicznie obsługiwanym.
- Owszem, ale jest to również, na jakiejś tam zasadzie,
restauracja należąca do naszej firmy.
Beth obserwowała go przez chwilę.
- W rzeczywistości niezbyt cię to wszystko obchodzi,
prawda?
- Tylko wtedy, gdy jest mi to na rękę, jak choćby dzisiaj
- odparł. - Dzięki Bogu, nie muszę się tym wszystkim zajmo-
wać. Firmą znakomicie kieruje Richard.
- Nigdy nie miałeś ochoty zażądać swojej części rodzinnej
schedy? - zdziwiła się.
- Nie. Zarobiłem wystarczająco dużo grą w futbol, mimo że
moja kariera szybko się skończyła. Poczyniłem parę in-
westycji, które wykorzystałem, by kupić udziały w drużynie.
Kocham futbol. Wciąż jeszcze pasjonuje mnie strategia i tak-
tyka gry. Nie interesujÄ… mnie natomiast sprawy zwiÄ…zane z
przedsiębiorstwem, fabrykami, restauracjami i czym tam
jeszcze w Carlton Industries. - I nie próbuj zmieniać tematu!
- Pogroził jej palcem. - Nie zapomniałem, że rozmawialiśmy o
twojej rodzinie.
Nastrój Beth wyraznie się pogorszył.
- Nie mam na ten temat nic więcej do powiedzenia -
skwitowała.
- Próbujesz im coś udowodnić? Może w końcu zwrócić na
siebie ich uwagę, której ci nie poświęcali, gdy byłaś dziec-
kiem?
Beth podniosła do ust kawałeczek mięsa i przeżuwała go w
zamyśleniu.
- Bardzo możliwe - rzekła w końcu, zaskakując go tymi
słowami.
- Czego się od nich nauczyłaś? - pytał dalej.
- Nauczyłam się wszystkiego o poświęceniu i obowiąz-
kowości.
- Ależ oni zrobili ci krzywdę, Beth. Możesz to nazwać
nieszkodliwym zaniedbaniem, jeśli chcesz być wspaniało-
myślna, ale to w rzeczywistości krzywda. Naprawdę chcesz
przeżyć życie, nie zwracając uwagi na otaczających cię ludzi,
rezygnując z życia osobistego?
- Tak właśnie myślisz? - Beth była zdumiona. - Uważasz, że z
nikim się nie umawiam, bo próbuję naśladować rodziców?
- To przecież jasne jak słońce.
- Nie bądz taki Freud - odrzekła cierpko.
- Zaprzeczasz?
- Oczywiście. Ciężko pracuję, bo kocham swoją pracę, bo to,
co robię, jest dla mnie bardzo ważne.
- Na pewno twoi rodzice myśleli tak samo. Czy dzięki temu
mniej płakałaś, kiedy kładłaś się do łóżka i nikt nie opowiadał
ci bajek ani nie utulał na dobranoc?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]