[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widział w Duszanbe. Tutaj przywódcy opowiadali nam wspaniałości o życiu w Związku Radzieckim, a tymc-
zasem ludzie cierpieli tam najczarniejszą nędzę.
- Poznałem kobietę, która pracuje w państwowym gospodarstwie rolnym za dwa ruble dziennie. Profeso-
rowie stawiają ci dobry stopień za breloczek do kluczy. Za sprzedane w Duszanbe dżinsy możesz przeżyć
jako student cały rok. Wszyscy afgańscy studenci przywożą dżinsy, okulary przeciwsłoneczne, parasole...
Wszystko, co kupuje się tutaj czy w Peszawarze, tam kosztuje fortunę. Nawet nożyczki do paznokci! Paczka
gumy do żucia!
Daud mówił, że wśród studentów w Tadżykistanie panuje radziecka moda.
- Najbogatsi żenią się z Rosjankami i dają dzieciom rosyjskie imiona, takie jak Natasza, Tieresz-kowa, Walen-
tyna, Aleksy, Iwan... To jest częścią programu sowietyzacji społeczeństwa. Młodych Tadżyków wysyłają do
Moskwy, a na ich miejsce przysyłają rodowitych Rosjan.
Tłumaczył nam też, że sowietyzacja Tadżykistanu wywołała wśród Tadżyków poważny problem dotyczący
tożsamości narodowej, chociaż uniezależnili się od Moskwy w 1991 roku. Kiedy Daud przyjechał do Kabulu
na następne wakacje, w sierpniu 1992 roku, nie było już komunistycznego rządu. Upadł w kwietniu, pod na-
porem sojuszu modżahedinów. Jednak fundamentalista Hekmatjar czaił się nadal i wysyłał na Kabul pociski
rakietowe. Dla Dauda był to trudny wakacyjny miesiąc, bo odzwyczaił się już od ostrzałów.
Nie rozumiał, jak możemy się nie bać, dla niego to było straszne. A my się przyzwyczailiśmy.
%7łycie toczyło się w pokoju wychodzącym na wschód, gdzie nie ryzykowaliśmy, że znajdziemy się na linii
strzałów. Pewnego dnia, około pierwszej, kiedy właśnie skończyliśmy obiad i oglądaliśmy telewizję, popijając
herbatę, dwie rakiety upadły tuż przed naszym domem. Nie zamykaliśmy okien, żeby nie popękały szyby, ale
u sąsiadów szyby rozprysły się w drobny mak.
Pobiegliśmy się schronić w korytarzu, jedynym miejscu, gdzie nie mogły nas dosięgnąć odłamki szkła. Tym
razem rozpłakałam się, płakał też Daud. Wybuch spowodował pożar w najbliższym sąsiedztwie i nasze
mieszkanie też zaczynało się palić. Wylewaliśmy wiadra wody i jakoś nam się udało ugasić płomienie. Wtedy
wrócił Wahid, który wyszedł na ulicę po pierwszych strzałach.
- Nic wam nie jest?
Mama i Daud zaczęli krzyczeć, nie panując nad sobą.
- Gdzieś ty był? Po co wychodzisz w takiej qhwili?
- To wojna. Trzeba pomóc sąsiadom, wszyscy mężczyzni wyszli gasić pożar. Są ranni, jeden zabity.
Jednego z naszych sąsiadów, świeżo po ślubie, odłamek trafił w lędzwie. Kiedy wróciliśmy do pokoju, okazało
się, że moskitiera jest podziurawiona jak sito. Stacjonujące w dzielnicy oddziały modżahedinów pomogły
mieszkańcom w gaszeniu ognia i przewiozły rannych do szpitala. Dwie godziny pózniej wyłączono prąd.
Wysłuchaliśmy wiadomości: w tym dniu spadło ponad sto pięćdziesiąt rakiet, powodując śmierć dwudziestu
osób. Było stu pięćdziesięciu rannych. Daud, z uchem przyklejonym do radia, powiedział:
- Chcę wyjechać z Kabulu, chcę skończyć studia.
Zaraz następnego dnia, chociaż trwały walki, poszedł do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, poprosił o wizę,
odebrał bilet lotniczy i tydzień pózniej wyleciał do Duszanbe, przez Taszkient. Kiedy wyjeżdżał na wakacje,
powiedziano mu, że nowy rząd afgański nienawidzi Związku Radzieckiego i że władze w Kabulu nie pozwolą
mu wrócić do Tadżykistanu. Nie był jedynym studentem, który znalazł się w tej sytuacji. Ministerstwo Spraw
Zagranicznych jednak nie robiło żadnych trudności, skoro studia zostały z góry opłacone przez stronę
radziecką. Daud przebywał w Duszanbe do jesieni 1992 roku. Kiedy wrócił do domu, miał dwadzieścia trzy
lata, Kabul był nadal w rękach sił komendanta Masuda, a fundamentaliści Hekmatjara, próbując
odbić miasto za pomocą ostrzałów z rakiet, mieli nam zgotować piekło wojny domowej. Skończyło się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]