[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nicholsie. Jakim cudem znalazł się tutaj? -Tak mi przykro - zwróciła się do
zdezorientowanego towarzysza. - Muszę coś załatwić. Postaram się szybko
wrócić.
Sam krążył z napojami pomiędzy gośćmi, ale Bev czuła, że obserwuje
ją przez cały czas. Podeszła do niego. Bez wątpienia był wściekły. Szrama
na jego twarzy zbielała, szczęki miał zaciśnięte. Wyglądał śmiesznie w
krótkich spodenkach i żółtej koszuli, lecz gdy spojrzała mu w oczy, odeszła
jej ochota do śmiechu.
- Dziękuję - powiedziała, biorąc napój z tacy.
- Tam. - Wskazał głową w kierunku palm ustawionych przy rufie.
- Co ty tu robisz? - wyszeptała chwilę pózniej, dołączając do
detektywa.
Spojrzenie Sama pełne było pogardy.
- Jesteś pijana jak bela - powiedział z niedowierzaniem.
- Skąd, do diabła, wytrzasnęłaś tę kieckę? Zdjęłaś z martwej
prostytutki?
Bev najeżyła się. I to mówi mężczyzna, który preferuje duże dekolty?
- Cóż, dziękuję ci - powiedziała z przekąsem. - Tak się składa, że
Arthurowi bardzo siÄ™ ta sukienka podoba.
Odwrócił ją i wskazał mężczyznę o srebrnych włosach, z którym
flirtowała.
- To ni e jest Arthur, idiotko.
- Ależ tak!
Obrócił ją znowu o czterdzieści pięć stopni i pokazał małego,
wyglądającego na książkowego mola mężczyznę o srebrnych włosach i w
okularach w drucianej oprawie. Stał samotnie, obserwując tłum.
83
RS
- To j e s t Arthur.
- To nie może być... - urwała w pół zdania.
Już chciała powiedzieć, że ten facet nie pasuje do opisu, jaki
przekazała jej Lydia. Ale, rzecz jasna, jej opis nie był obiektywny. Nie była
zdolna do obiektywizmu, gdy wchodził w grę jej mąż.
- Myślę, że najlepiej zrobisz, zmykając do swojej kajuty
- stwierdził Sam, zaciskając ręce na jej ramionach. - Zanim stracę
panowanie nad sobÄ… i zrobiÄ™ coÅ›, co narobi wstydu nam obojgu.
- Co?
Głos mężczyzny przeszedł w szorstki szept.
- Widzę, że muszę wyrazić się jasno. Nigdy w życiu nie przerzuciłem
kobiety przez kolano. Nigdy nawet o tym nie pomyślałem... aż do
dzisiejszego wieczoru.
84
RS
Rozdział szósty
Bev zamknęła drzwi do swej kajuty i rozejrzała się w poszukiwaniu
krzesła, aby się na nim oprzeć. Przerzucić ją przez kolano? Czy on się urwał
z choinki? Nigdy nie słyszał o feministkach? Czy naprawdę nie wiedział, że
kobiety nie są obecnie kupowane i sprzedawane na targach niewolników?
- Najwyrazniej nie - powiedziała, przechadzając się po swej maleńkiej
kajucie. Gdyby ją dotknął choćby jednym palcem, to...
No właśnie. Co by zrobiła? Jest taki cholernie silny! Podniósł ją i
posadził na blacie kuchennym, jakby była torbą z zakupami.
Zrzuciła z nóg klapki. Podbicia stóp bolały. Sprawy się
skomplikowały; znów musiała rywalizować z Samem. Zapewne myślał, że
to on poprowadzi sprawę, ale Bev nie miała zamiaru pozwolić się
zdegradować do statusu pomocnika. Skoro była przynętą, do niej należało
kierownictwo. Jeśli on chce je przejąć, niech sam zakłada fałszywy biust i
zwabia Blankenshipa z powrotem do Stanów.
Położyła się na łóżku, wycierając pot z szyi i rozważając, czy ten
schowek na miotły można nazwać pokojem. Zgłosiła się tak pózno, że
przydzielono jej ostatnią wolną kajutę na najniższym pokładzie. Nie było tu
okien, klimatyzacja nie działała, obok znajdowało się pomieszczenie silnika.
Głośny warkot denerwował ją, upał rozpraszał myśli.
Pot perlił się na górnej wardze i w szczelinie pomiędzy piersiami.
Potrzebowała prysznicu i trochę czasu, aby ochłonąć, zanim znów spotka
Mocnego Faceta. Dotychczas trzymali się zasady, że jedno zaskakuje drugie
w najmniej oczekiwanym momencie, zatem następny ruch należał do Bev.
85
RS
Właśnie miała zrzucić z siebie suknię Tiny, gdy usłyszała kroki w
korytarzu. Ktoś przekręcił klamkę w drzwiach. Wiedziała, że to Sam. Ten
człowiek nie ma za grosz ogłady. Czy nie mógłby zapukać?
- Chwileczkę - powiedziała zadowolona, że pamiętała o zamknięciu
drzwi. - Przebieram siÄ™.
Klamka w drzwiach poruszyła się znowu kilkakrotnie, rozległ się
cichy trzask i drzwi otworzyły się na oścież. Bev chwyciła koc z łóżka i
okryła się nim, ponieważ suknia zsunęła się jej do kostek. Sam Nichols
opierał się o futrynę, trzymając wykałaczkę między kciukiem a palcem
wskazujÄ…cym.
- Ten drobiazg jest cholernie przydatny - oznajmił cicho, patrząc na nią
swymi błękitnymi oczami.
Bev początkowo chciała go zwymyślać, ale wyglądał tak zabawnie w
swoim kelnerskim stroju, że złość odrobinę jej przeszła.
- Powiedziałam, że się przebieram.
- Nie myślałem, że będziesz miała coś przeciwko temu. - Odrzucił
wykałaczkę na bok. - Szczególnie, że będziemy mieszkać w tej kabinie
razem.
- SÅ‚ucham?
Po raz pierwszy tego wieczoru Bev przyjrzała się dokładniej
pozbawionej guzików, rozchełstanej koszuli Sama. Zawiązana w talii
rozchylała się, odsłaniając gęste czarne włosy, porastające jego muskularną
klatkę piersiową. Wydało jej się, że między nimi prześwituje kolejna blizna.
- Załatwiłaś sobie współlokatora, Koronko.
Niskie wejście zmusiło go do pochylenia głowy. Wszedł do środka i
zamknął drzwi za sobą. Minęło kilkanaście sekund, zanim wreszcie zdołała
coś wykrztusić.
86
RS
- Z całą pewnością tego nie zrobiłam! Nie rozważałam nawet takiej
możliwości, nie przyszło mi to w ogóle do głowy. W tej kajucie starczy
ledwie miejsca dla mnie.
Oparł się znowu o drzwi i skrzyżował ramiona.
- Patrzysz na pasażera na gapę, dziecino. Gdybyś mnie tak pięknie nie
wyrolowała, miałbym własną kajutę, a ty tę koję dla siebie. - Wskazał głową
w kierunku jedynego łóżka znajdującego się w pokoju. - Lubię spać z
brzegu. A ty?
- Musi być jakieś miejsce, w którym będą mogli cię umieścić!
- Chyba mnie nie zrozumiałaś. Jestem pasażerem bez biletu. - Podniósł
rękę i wskazał na swój ubiór. - Zwędziłem ten ubiór klauna i jeśli połapią
się, że udaję jednego z kelnerów, wyrzucą mnie za burtę.
- Co za rozkoszny pomysł. - Otuliła się kocem i wyplątała się z
sukienki, która cały czas spoczywała wokół jej stóp.
- Nawet nie myśl o wydaniu mnie - powiedział, przesuwając wzrokiem
po jej ciele. - Jeśli to zrobisz, będę musiał przeprowadzić akcję, o której już
wspomniałem.
- Nie bądz śmieszny! I nie waż się mi grozić.
- Zachowuj siÄ™ przyzwoicie, Koronko, a nic ci siÄ™ nie stanie.
Ich oczy spotkały się. Bev poczuła, że jej puls przyspiesza, ale nie
ustąpiła. Jeśli to kolejna próba sił, to ona ma zamiar wyjść z niej zwycięsko.
- Gdyby ktoś mnie uderzył, zabiłabym go - powiedziała zimno. - Nie
przestraszysz mnie. A poza tym, jak możesz być aż tak podły?
- Ja? Podły? Czy to ja piłem Karaibskie Kopniaki" jak wodę, szalałem
jak hiszpańska tancerka i waliłem kelnerów po tyłkach?
- Karaibskie Kopniaki"? - Bev podrapała się za uchem. - Mówisz o
ponczu...
87
RS
Skinął głową.
- Zalałaś się kompletnie, Koronko, przyznaj się.
Westchnęła z irytacją. Czy musiał jej to wypominać tak bez ogródek?
Przynajmniej stało się jasne, dlaczego zaczęła tam, na parkiecie, wyprawiać
te wszystkie rzeczy. Nie bała się go już. Była zła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]