[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy nowoczesny szpital nagle  produkuje" dziecko, po upływie godzin czy
Jean Liedloff 45 Koncepcja kontinuum
nawet minut od momentu, w którym matka pogrążyła się w fizjologicznym stanie
żałoby, rezultat bywa często taki, że czuje się ona winna, iż nie jest gotowa  na-
stawić się na macierzyństwo" albo nie potrafi  bardzo kochać dziecka". Kiedy na-
tura tak wspaniale przygotowała ją na jedno z najgłębszych i najdonioślejszych
wydarzeń emocjonalnych w jej życiu, przeżywa klasyczną tragedię cywilizowane-
go świata, zwaną normalną depresją poporodową.
Wilczyca wierna kontinuum swego gatunku byłaby w tej fazie dla ludzkiego
dziecka odpowiedniejszą matką niż jego matka biologiczna, znajdująca się w łóż-
ku odległym o pół metra. Wilczycę dziecko mogłoby dotykać, matka ludzka rów-
nie dobrze mogłaby znajdować się na Marsie.
A oto co na ten temat pisze Alice Miller w znanej książce  Mury milczenia":
 W klinikach położniczych zachodniego świata mała jest szansa na znalezie-
nie pociechy u wilczycy. Noworodka, którego skóra tęskni za odwiecznym do-
tknięciem gładkiego, emanującego ciepłem żywego ciała, zawija się w suchy,
martwy materiał. Kładą go do łóżeczka, nie zważając na jego krzyki; umieszczają
w nieruchomej pustce (po raz pierwszy w całym cielesnym doświadczeniu, pod-
czas milionów lat ewolucji lub błogiej wieczności w macicy). Jedynym głosem,
jaki słyszy, są krzyki innych ofiar, które cierpią tę samą niewypowiedzianą mękę.
Ten dzwięk nic dlań nie znaczy. Krzyczy i krzyczy, płuca, nieprzyzwyczajone do
powietrza, są napięte do granic możliwości. Nikt nie przychodzi.
A ponieważ zgodnie z naturą dziecko wierzy w prawidłowy porządek życia,
działa tak, jak potrafi: krzyczy dalej. W końcu wyczerpane zasypia - mija cała
wieczność.
Budzi się wśród nieprzytomnej grozy ciszy i bezruchu. Krzyczy. Całe jego
ciało płonie z tęsknoty, z niecierpliwości nie do zniesienia. Z trudem łapie powie-
trze i krzyczy, aż pulsuje mu głowa pełna zgiełku. Krzyczy aż do bólu piersi, aż
jego krtań staje się raną. Nie może już dłużej znieść tego bólu, szlochanie słab-
nie i cichnie. Dziecko nasłuchuje. Otwiera i zaciska piąstki. Przekręca główkę z
boku na bok. Nic nie pomaga. To nie do zniesienia. Znowu zaczyna płakać, ale
dla nadwyrężonej krtani to zbyt wiele, szybko przestaje. Usztywnia zmaltretowa-
ne ciało; pojawia się cień ulgi. Macha rączkami i wierzga. Przestaje, znów cierpi,
niezdolne do myślenia ani nadziei. Słucha. Znowu zapada w sen.
Kiedy siÄ™ budzi, moczy siÄ™ w pieluchÄ™ i to zdarzenie pozwala mu na chwilÄ™
zapomnieć o męczarni. Ale przyjemne uczucie moczenia się i ciepły wilgotny do-
tyk, jaki odczuwa w dolnej połowie ciała, wkrótce przemija. Ciepło jest nierucho-
me, dotyk staje się zimny i lepki. Dziecko wierzga nóżkami. Usztywnia ciało.
Szlocha. Zrozpaczone tęsknotą, w martwym wilgotnym i nieprzyjemnym otocze-
niu, wykrzykuje swoje nieszczęście, aż ucisza je samotny sen.
Nagle zostaje podniesione, pojawia się znów oczekiwanie na to, co mu się
należy. Zabierają mokrą pieluchę. Ulga. %7ływe ręce dotykają jego skóry. Podno-
szą mu stopy i nowy, suchy jak pieprz kawałek materiału owija jego biodra. I za
chwilę znów jest tak, jakby nigdy nie było rąk ani mokrej pieluchy. Nie ma świa-
domej pamięci ani śladu nadziei. Dziecko znajduje się w pustce nie do zniesienia,
poza czasem, w bezruchu, w ciszy. Jedynie pragnie. Kontinuum, uruchamia swe
nadzwyczajne środki, lecz pomagają one tylko przetrwać krótkie odstępy czasu,
kiedy poniechane jest prawidłowe traktowanie, albo przynoszą ulgę dzięki oso-
bie, która - jak się zakłada - jest do tego powołana. Kontinuum nie ma rozwiąza-
nia dla tego ekstremalnego przypadku. Sytuacja nie została przewidziana w jego
Jean Liedloff 46 Koncepcja kontinuum
rozległym doświadczeniu. Po kilku zaledwie godzinach oddychania niemowlę
osiągnęło taki stopień wyobcowania ze swej natury, że jest poza zbawczymi
siłami potężnego kontinuum. Czas pobytu w łonie matki jest prawdopodobnie
ostatnim okresem nieprzerwanego błogostanu, który zgodnie z wrodzonymi
oczekiwaniami powinien trwać całe życie. Jego istota opiera się na założeniu, że
matka zachowuje się we właściwy sposób, że motywacje i wynikające z nich
działania będą się wzajemnie w sposób naturalny dopełniały.
Ktoś podchodzi i fachowo podnosi je do góry. Dziecko ożywia się. Jak na
jego gust jest co prawda niesione zbyt ostrożnie, ale przynajmniej coś się dzieje. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl