[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Druga szansa
59
- Mała doktor Maddie zaszła ci za skórę? Monty nie dał Treyowi dojść do
słowa.
- Wolałby mieć ją pod kołdrą niż za skórą. Wystarczyło na niego spojrzeć,
gdy usłyszał dziś od niej, że ma randkę.
- Pozieleniał? - upewnił się Jack.
Trey z hukiem odstawił szklankę. Miał dość tych żartów.
- Wystarczy! - rzekł.
Monty i Jack wymienili spojrzenia, a potem zanieśli się śmiechem. Trey
odczekał, aż się uspokoją.
- Wyśmialiście się? - spytał, a gdy przytaknęli, powiedział: - To dobrze,
bo więcej nie będę powtarzał. Nic mnie nie łączy z Maddie poza
interesami. Oboje siÄ™ tego trzymamy.
- Akurat. - Wuj Monty uniósł widelec. -1 dlatego rano zastałem was w
mokrych T-shirtach.
Trey zacisnął zęby.
- Nic podobnego by się nie zdarzyło, gdybyś na czas zakręcił wodę.
- Ona naprawdę jest niezła. - Monty podrapał się za uchem.
- Z kimś się spotyka? - zainteresował się Jack.
- Nie wiem. - Trey pokręcił głową. - Nie rozmawiamy o takich sprawach -
dodał, choć naprawdę umierał z ciekawości, gdzie i z kim Maddie spędza
dzisiejszy wieczór.
- Może powinienem do niej zadzwonić? - zaproponował Jack.
-Nie masz żadnych zwierząt, które potrzebowałyby weterynarza -
przypomniał Trey.
60
Charlene Sands
-To chyba czas, bym sobie jakieś zafundował? -uśmiechnął się kuzyn.
- Wszystko mi jedno. - Wzruszył ramionami, nie umiejąc odgadnąć, do
czego Jack zmierza.
- Sporo cię kosztuje takie stwierdzenie. - Nim Trey zdążył zaprzeczyć,
dorzucił: - Słuchaj, nie zamierzam do niej dzwonić, ale na twoim miejscu,
gdybym był zainteresowany dziewczyną, nie wahałbym się. Maddie to
łakomy kąsek i pewnie wkrótce jakiś facet to odkryje,
- Zasługuje na to, by być szczęśliwa - powiedział w zamyśleniu Trey.
- Daj spokój! Ciągle myślisz o tej klątwie Walkerów? Trey popatrzył na
kuzyna, który nie miał pojęcia, ile
kobiet zostało skrzywdzonych przez mężczyzn z tej rodziny, ani ile
złamanych serc on sam miał na sumieniu.
- Pochodzisz z rodziny, która od lat strzeże prawa. Twoje dziedzictwo
różni się od mojego. W mojej rodzinie mężczyzni przysporzyli kobietom
wiele cierpień. Co prawda mamy tego samego dziadka, ale chyba nie
odziedziczyłeś jego genów.
- Jeszcze nie wiadomo.
Jednak Trey był pewien, że Jack nie zawiedzie żadnej dziewczyny.
- Znam i ciebie, i twoją lojalność - rzeki. - Obaj macie rację. Jestem dziś w
nie najlepszym nastroju, ale to nie ma nic wspólnego z Maddie.
- Więc o co chodzi?
Druga szansÄ…
61
- A o to, że dziś twój ojciec mi uświadomił, że prędzej czy pózniej będę
musiał wymienić w domu wszystkie rury kanalizacyjne, bo są już bardzo
wysłużone.
-Właśnie próbowaliśmy cię do tego przekonać -uśmiechnął się Monty.
Maddie stała przy zagrodzie Wichra, wpatrując się w ogiera oświetlonego
blaskiem księżyca. Treya jeszcze niebyło w domu, więc mogła spokojnie
popracować nad koniem. Przez ostatnie cztery noce wykradała się do
niego, starając się pozyskać coraz większe zaufanie zwierzęcia.
Wyczuwała, że już niewiele brakuje, by Wicher ją zaakceptował.
Każdego dnia zbliżała się doń coraz bardziej, a ostatniej nocy ogier zjadł
jej z ręki kostki cukru.
Dzisiejszego wieczoru wyraznie dawał do zrozumienia, że zostali
przyjaciółmi. Po obiegnięciu zagrody zatrzymał się przed nią, popatrzył,
a potem zbliżył się do ogrodzenia.
- Cieszysz się, że mnie znowu widzisz? Bo ja się cieszę - powiedziała
cicho.
Przeszła pod barierką i poklepała go. Koń uniósł szyję, ale się nie cofnął,
więc Maddie przedłużyła pieszczotę. Gdy usłyszała silnik samochodu
Treya, przeskoczyła przez ogrodzenie i pożegnała ogiera.
- Do jutra!
Nie zdążyła niezauważona wejść do domu, więc zatrzymała się na ganku i
poczekała, aż Trey zgasi motor. Ku jej
62
Charterte Sands
zdumieniu z auta wysiadła ładna młoda kobieta w zaawansowanej ciąży.
Przez chwilę rozmawiała cicho z Treyem.
Serce Maddie zabiło mocniej. Wydawało jej się, że traci panowanie nad
sobą. Trudno było znieść widok Treya z inną kobietą. Przebiegały jej
przez głowę rozmaite myśli. Nie wiedziała, kim jest nieznajoma, ale
łączyła ją z faktem, że przez ostatnie cztery dni Trey nie jadł kolacji w
domu.
Już zamierzała wejść do wnętrza, gdy zatrzymało ją wołanie tej kobiety.
Odwróciła się i zobaczyła powitalny gest z jej strony.
Z bliska nieznajoma wydawała się jeszcze ładniejsza. Prawdziwa
teksańska piękność o błękitnych oczach i długich, jasnych włosach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]