[ Pobierz całość w formacie PDF ]
burza z piorunami. Oczy diabła rozgorzały, jego wierzchowiec zarżał i stanął dęba.
Kasyx postąpił naprzód.
- Na mroczne i święte imię Wojowników Nocy, ujrzymy cię jeszcze zakutego na
wieczność w łańcuchy wykrzyknął.
Tebulot odtoczył się na bok, pociągając energicznie dzwignię broni i wystrzeliwując
pół tuzina ładunków. Kilka z nich trafiło w czarne tarcze żołnierzy Yaomauitla i zostało
odbite w kaskadach iskier. Dwa jednak wniknęły w cele. Dwaj żołnierze eksplodowali jak
kotły parowe - unieśli się z siodeł, rozsadzeni uwięzioną nagle w ich zbrojach energią.
Xaxxa wystartował, z miejsca stając się celem dla lasu mruczących włóczni. Wywijał
się, zakręcał, lecz gdy zawrócił, by podlecieć ż powrotem na żołnierzy, stwierdził,
obejrzawszy się przez ramię, że włócznie podążają za nim z martwa wytrwałością
samosterujących pocisków.
Wystrzelił w górę, ślizgając się po pionowym pasie energii jak po niewidocznych
torach. Włócznie podążały za nim. Zawinął pętlę włócznie powtórzyły manewr, z każdą
chwila bliższe.
Znów przeszedł na wznoszenie, wspinając się najwyżej, jak tylko mógł, zawrócił,
kładąc się na boku i zanurkował ku ziemi. Nawet żołnierze Yaomauitla odwrócili się w siod-
łach, by popatrzeć, jak z grzmotem spada z nieba na podobieństwo złocistego meteoru.
Zniknął za wzgórzami. Włócznie zanurkowały za nim.
Kasyx zerknął na boki, potem złapał ramię Sameny i rzucił się do ucieczki. Bez
Xaxxy nie mieli szans pokonania armii Yaomauitla i jego potomstwa tak, jak poradzili sobie z
trupami.
Tebulot osłonił ich jeszcze dworna horyzontalnymi wystrzałami, które zwaliły z siodeł
kolejnych dwóch żołnierzy Yaomauitla, potem pobiegł za przyjaciółmi.
Włócznie ruszyły za nimi, lecz Kasyx zatrzymał je wyładowaniem, które z trzaskiem
wyrwało się z jego podniesionej ręki i rozrzuciło pociski na boki. Pojawiło się kilka
następnych, lecz Kasyx roztrącił i te. Yaomauitl wydał chrapliwy rozkaz, który zmroził serce
biegnącego pod górę Kasyxa. Chociaż wypowiedziany został w nieznanym języku, znaczenie
jego było jasne. Usłyszał, jak z metalowych pochew dobywane są ostrza, jak stal dzwięczy o
stal, usłyszał krzyk diabelskich żołnierzy ponaglających wierzchowce do szybszego biegu.
Usłyszał szczęk uprzęży i zbroi, usłyszał, jak pazury u kopyt rozdzierają ziemię.
Wspinali się najszybciej, jak mogli, lecz pochyłość była coraz większa i wiedzieli już,
że nie dadzą rady wyprzedzić koni więcej niż o kilka sekund.
Kasyx zatrzymał się w biegu. Potem przystanęła Samena, na końcu Tebulot, zgięty
wpół, zdyszany. %7łołnierze otoczyli ich, grozni i czarni jak cienie, ich konie irytowały się i
stąpały w miejscu, ostrza lśniły w blasku burzy, a oczy jarzyły się pod przyłbicami niczym
piekielne ognie.
Yaomauitl wyjechał przed ich szeregi i zsiadł z konia. Niesamowicie wysoki, zdawał
się wznosić nad nimi tak, jak cień góry w zachodzącym słońcu. Wydzielał niezwykły,
odpychający smród, smród kozła połączony z zapachem piżmaka i odorem gnijącego mięsa.
Było to coś gorszego niż woń śmierci, był to odór zupełnego, tak fizycznego, jak i moralnego
rozkładu.
- Klękniecie przede mną, słudzy Ashapoli, i ucałujecie moje stopy. Potem umrzecie.
Przez setki łat wieziony byłem za sprawą waszych dziadów, a wy sądziliście, że wystarczy
ująć ich broń, by uwięzić mnie znowu. Cóż, przyjaciele, nie tak to miało wyglądać i nigdy tak
już nie będzie, a świat nie dotrwa swego końca. Amen.
Yaomauitl zrzucił swój fałdzisty płaszcz. Odsłonił znajdującą się pod nim zbroje,
kosmate nogi i rozszczepione kopyta bożka Pana. Włosy zlepione były tłuszczem i brudem,
pokryte zaskorupiałym łajnem.
- Na kolana! - zakomenderował. - Czyści przed nieczystym! Dobro przed Złem! Na
kolana, ucałować moje stopy!
- Mamy tylko jednÄ… szans? - mruknÄ…Å‚ pod nosem Kasyx do Tebulota.
Tebulot odwrócił się i popatrzył na niego.
- Mogę wyładować całą energię naraz, wówczas odeślemy większość tego
towarzystwa na tamten świat.
- Naprawdę możesz to zrobić? - Samena otworzyła szeroko oczy.
- Na kolana!!! - wył Yaomauitl. Cała trójka klęknęła.
- Jasne, że mogę - odrzekł Kasyx. - Kłopot tylko w tym, że my również solidnie
oberwiemy. A jeśli nawet nie, to może nie starczyć już mocy na wydostanie się z tego snu.
Yaomauitl ma racjÄ™. To jest miejsce, gdzie spotkamy nasz koniec.
- Zrób to - powiedział Tebulot ze zdecydowaniem.
- Sameno? - spytał cicho Kasyx.
- Zrób to - odparła szeptem, lecz bez wahania. Potomkowie Yaomauitla pozsiadali z
koni, gromadząc się wokół Wojowników Nocy. Chcieli być świadkami poniżenia i egzekucji.
Ich szaty szeleściły na coraz silniejszym wietrze jak zasłony konfesjonałów w jakiejś bluz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]