[ Pobierz całość w formacie PDF ]

75
 Po mojej śmierci zaopiekuj się nimi!  powtórzył z mocą i patrzał w niego serdecznym,
przełzawionym spojrzeniem.  Pomyśl, po mojej śmierci nie będą miały nikogo prócz ciebie.
Pomyśl!
 Chyba nie wiesz, co mówisz!  wykrzyknął nie mogąc jeszcze uwierzyć własnym
uszom.
 Myślałem o tym długo! Cóż w tym widzisz nadzwyczajnego?
 Tak, istotnie, ale spadło na mnie tak nieoczekiwanie...
 Usiądz przy mnie, pomówimy obszerniej. Nie obawiaj się kłopotów opieki, wszystkie
sprawy uregulowałem. Daj mi rękę na zgodę, tak, wiedziałem, że mi nie odmówisz, dziękuję
ci z całego serca. Nie mogę zwlekać i odkładać na pózniej. Ucałował go serdecznie i cicho,
przemęczonym głosem zaczął się zwierzać ze swoich trosk o przyszłość Ady i dziecka.
A Zenon słuchał patrząc na niego z pewnym przerażeniem.
Jak to, Adę oddaje mu w opiekę? Adę? Własny jej mąż! Co za zbieżność! Teraz, po tylu
latach, kiedy już w nim wszystko umarło? Ohydna zemsta czy naigrawanie się losu! Leciały
błyskawicami oślepiającymi myśli i uczucia, skłębione i tak mętne, że chwilami był pewien,
że ulega dręczącej halucynacji! Ale nie, Henryk siedział tuż przy nim, słyszał jego głos, pa-
trzył mu w twarz, czuł na swojej dłoni jego rękę zimną i spoconą. Wzdrygnął się gwałtownie.
Zgadzał się już na wszystko i wszystkiemu potakiwał nie śmiejąc niczego odmawiać. Tylko
pod spływem jego słów bezgranicznej ufności zaczął nim władnąć jakiś palący wstyd i bole-
sne upokorzenie przeżerało mu serce.
 Nie wiedziałem, że macie córkę!  przerwał mu w nadziei skierowania rozmowy na inne
tory.
 Zaraz ją zawołam! Wandziu!
 Ileż ma lat?  ciągnął dalej w tym samym celu.
 Zaczęła dziesiąty! Urodziła się w parę miesięcy po twoim wyjezdzie!  ogarnął go dziw-
nie zagadkowym spojrzeniem.
Zenon ściągnął brwi, jakby oślepiony nagłą błyskawicą, i zaczął prędko zapalać papierosa,
gdy weszła Ada ze smukłą dziewczynką, całą w lokach jasnych jak len, prześliczną.
 Wandziu, to twój wujaszek!
Dziewczyna zatopiła w nim ogromne, błękitne oczy.
 Przywitajcież się!  komenderował Henryk.
Dziewczynka przemógłszy nieśmiałość rzuciła mu się w ramiona. Całował ją z wymuszo-
ną czułością i zbyt nieco ostentacyjnie, żeby pokryć jakieś niewytłumaczone wzruszenie.
 Bardzo Å‚adna; typowe polskie dziecko!
 Nadzwyczajnie do ciebie podobna.
 Zupełnie odmienny typ!  poczuł się niemile dotknięty.
 Właśnie że zupełnie ten sam typ familijny! przecież dawniej, przed chorobą, Henryk był
bardzo podobny do pana  mówiła Ada przytulając głowę dziecka, lecz w jej oczach tliło się
coś zagadkowego, a usta opylał nieodgadniony uśmiech, Henryk też miał w twarzy jakiś
smutny wyraz rezygnacji, tylko Wandzia, przytulona do matki, rzucała na Zenona wesołe,
rozbawione spojrzenia.
Rozmowa utykała, wlokła się ciężko, skacząc ustawicznie z przedmiotu na przedmiot, nie
mogąc się zaczepić o nic stałego. Leżała bowiem pomiędzy nimi tyloletnia rozłąka, a łączyły
tylko dawne, zatarte nieco wspomnienia, których dotykano niejednokrotnie, lecz jakby z
obawą. Oboje byli dla niego niezmiennie serdeczni, ale on wciąż trzymał się odpornie, zby-
wając krótkimi, chłodnymi odpowiedziami. Czuł się tak daleki i obcy wszystkich spraw poru-
szanych i nawet ich samych, że znużony spojrzał na zegarek, ale jej oczy strzeliły taką niemą
i rozpaloną prośbą, iż pozostał jeszcze, próbując zainteresować się nimi i pokryć nudę, jaka
go ogarniała coraz uporczywiej.
Naraz Henryk ze szlachecką otwartością zapytał:
76
 Powiedz nam szczersze, dlaczego wyjechałeś z kraju?
Był na to przygotowany, bo odparł z uśmiechem:
 Miałem już dosyć Polski, chciałem się poczuć Europejczykiem!
 U nas mówiono o tym inaczej, zupełnie inaczej...
Rozdrażnił się jego głupim, domyślnikowym uśmiechem.
 Jakże mówiono? To może być ciekawe.
 Przede wszystkim podejrzewano cię o nieszczęśliwą miłość! Wielu znowu dowodziło, że
wypędził cię z kraju jakiś pojedynek amerykański. Ale byli i tacy, którzy przypuszczali bar-
dziej skandaliczne powody...
 Morderstwo lub kradzież! Poznaję w tym lotność moich kochanych kolegów literackich.
 Coś w tym rodzaju, głównie jednak mówiono o samobójstwie z powodu zawodu w miło-
ści.
 Najgłupszy powód, ale za to romantyczny. U nas bardzo chętnie tłumaczą sobie podobne
sprawy miłością lub łajdactwem.
 Bo tak przeważnie bywa.
 Bywa, nie przeczę, ale bywa i wiele innych przyczyn. Mogą być powody tysiąc razy
głębsze i ważniejsze.
Ada odwróciła się nieco, rumieniec krwawą łuną oblał jej twarz.
 Ludzie wolą sobie tłumaczyć tym, co najłatwiej rozumieją.
 Słusznie. Gdybym był powiedział: wyjeżdżam, bo mi się znudziło życie między wami,
nikt by mi nie uwierzył. Za proste.
 I miałby rację!
 A jeślibym cię upewniał, że tylko taki powód był mojego wyjazdu?
 Uwierzyłbym, oczywiście, musiałbym uwierzyć, ale...
 Cóż znaczy powód wobec samego faktu?  odezwała się Ada.
 Fakt był ważny, nie przeczę, ale tylko dla mnie jednego!  rzucił niechętnie, lecz widząc
jej twarz nagle schmurzoną zaczął żartobliwie:  Musicie mi kiedyś opowiedzieć wszystkie
plotki, jakie krążyły po moim zniknięciu! No, i jak mnie tam żałowano? Smutek musiał być
powszechny, nieutulony żal i głęboka żałoba!
 %7łartujesz, a corocznie twoi wielbiciele zamawiają żałobne nabożeństwo za twoją duszę.
 Aż tak, to pewnie moi wydawcy w obawie, abym nie ożył i nie upomniał się o swoje
prawa, chcą mi zapewnić niebo.
 Nie umiał pan dawnej żartować ze wszystkiego...
 Człowiek się wciąż uczy czegoś nowego, wciąż...
Podniosła się i zaczęła chodzić po pokoju wyzierając co chwila przez okno. Nie mógł ode-
rwać od niej oczów. Była wyniosła, piękna i dumna jak niegdyś. Niekiedy zbiegały się ich
oczy i rozlatywały niby spłoszone ptaki. Czasem stawała pod oknem, cudowne jej brwi napi-
nały się jak węże gniewne, a usta, dziwnie wygięte w kątach, nabrzmiałe purpurą, zacinały się
jakoś żałośliwie. Zdawała się nie słyszeć rozmowy, jaką wiedli, a tylko chwilami podnosiła
na Zenona mądre, badające oczy i wtedy jakimś głębokim westchnieniem podnosiły się jej
piersi.
Pozostał u nich na obiedzie, gdyż po przełamaniu pierwszych lodów nastrój stawał się co-
raz swobodniejszy i milszy. Ożywili się wszyscy i obiad przechodził bardzo wesoło.
Miał jej twarz przed sobą, puszyste, czarne włosy ocieniały ją niby chmurą, spod której
błyskały ogromne, przepaściste oczy, a niski, przecudowny głos budził w nim całe pokłady [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl