[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy przyjechałam tu z Calapui, Jane miała dziesięć lat, a Johnny dwa. Pierwszej
zimy mieszkaliśmy w tamtej chacie za Morskim Traktem. Odkładałam pieniądze, każdy
grosz, przez osiem lat. Pracowałam w sklepie i oszczędzałam. Kiedy Hinmanowie wreszcie
spłacili farmę, kupiłam ziemię nad urwiskiem, starą posiadłość Kelly ego na Bretońskim
Czubie. Prawdziwą posiadłość. Pięćdziesiąt akrów za pięćdziesiąt dolarów. Staruszek mnie
lubił. Powiedział, że i tak woli mieć pięćdziesiąt dolarów niż kawał skały. Las
wykarczowano, ale niecały, i już odrasta. Są tam dwa dobre zródła, jedno ocembrowane.
Starą chatę chcę zburzyć, to ruina. Mam ziemię i połowę udziału w sklepie; nic nikomu nie
jestem winna. Gdyby Servine żył, pewnie do śmierci harowałabym na spłatę długów.
Zamierzam wybudować dom, tam, na Czubie. Kiedy skończą hotel, zjadą się ludzie i w
Klatsand zrobi się ciasno. Na ulicy Lewisa budują się dwa nowe domy. Sama też mogłabym
postawić dom w mieście, wynająć go lub sprzedać. Will Hambleton karczuje stare drzewa
przy Morskim Trakcie, kupuje ziemię. Wkrótce będzie tu stał dom obok domu.
Tamtej zimy, w chacie, deszcz wciąż lał się do środka. Próbowałam uszczelnić dach
brezentowymi płachtami, ale za każdym razem je zwiewało. Ilekroć padał deszcz,
rozstawiałam wszędzie wiadra i garnki. A padało, że hej! Nie znałam deszczu, dopóki tu nie
przyjechałam. Kiedy wreszcie wyglądało słońce, malutki Johnny próbował podnosić z ziemi
jasne plamki, bo nie wiedział, co to jest. Ale kiedy wychodziło się spomiędzy drzew,
ciemnych starych świerków, pod którymi zawsze zalega cień, człowiek robił ostatni krok i
stał w powodzi światła. Na plaży jest jasno nawet w czasie deszczu. Zwiatło odbija się od
wody. Deszcz pada z nieba do morza warkoczami, które wyglądają jak filary jakiejś budowli,
a pomiędzy nimi świeci słońce. To jak świątynia. Dom chwały Pańskiej.
Tamtego pierwszego roku na plażę wychodziły łosie. Teraz nie schodzą już nad samo
morze. Widziałam kiedyś stado w głębi lądu, szło przez mokradła nad potokiem. Dawniej
maszerowały przez wydmy rzędem jak krowy, tylko wyższe, i patrzyły tymi swoimi
błyszczącymi oczyma.
- Ale, ale! - stary Frank bierze stronę Willa, bo Will jest bogaty. - Co to właściwie
znaczy  Klatsand ? Nic nie znaczy, odpowiadam, bo to jest nazwa. Nazwa tego miejsca. Nie
ma innego miejsca, które nazywa się Klatsand, prawda?
Wszyscy się śmieją. Wygrałam. Petycja o zmianę nazwy i tak zresztą była już w
drodze. Wysłałam ją w zeszły wtorek.
Lily, 1924.
Na moim ślubie będą cztery druhny w sukienkach z różowej i białej organdyny. Ja
będę ubrana w białą koronkę ze srebrnymi wstawkami, do tego tiul, i bukiet z różowych i
białych różyczek przetykanych gipsówką. Buciki ze srebrnej kozlęcej skórki. Rzucę bukiet
tak, żeby złapała go Dorothy. Po ceremonii wsiądziemy do białej limuzyny i pojedziemy do
Portland, gdzie spędzimy miodowy miesiąc w apartamencie dla nowożeńców hotelu
Multnomah.
A może lepiej w niebieskim? Druhny - Marjorie, Edith, Joan i Wanita - w błękitnej
organdynie z bufiastymi rękawkami, białe szarfy i białe buciki. Dorothy, moja pierwsza
druhna, w srebrnej szarfie i srebrnych bucikach. Suknia ślubna z białej i srebrzystej koronki z
malutką stójką, taką jak w nowej sukience Mary Anne Beckberg. Srebrne buciki z tymi
ślicznymi kieliszkowymi obcasikami, bukiet z białych różanych pączków, jakichś niebieskich
kwiatuszków i gipsówki, ze srebrną kokardą i długą srebrną wstążką.
Moglibyśmy wszyscy pojechać pociągiem z Gearhart do Portland i urządzić ślub w
tym kamiennym kościele z wieżą. W portlandzkich gazetach ukazałoby się zawiadomienie:
panna Lily Herne z Klatsand wychodzi za mąż.
Mama Dorothy ma stary koronkowy welon, który jest w ich rodzinie od
niepamiętnych czasów; zawinięty w pożółkłą bibułkę leży w drewnianej szkatułce z kamforą.
Dorothy kiedyś mi go pokazała. Na jej ślubie to ja będę pierwszą druhną. Obiecałyśmy to
sobie. %7łałuję, że nie mamy starego koronkowego welonu. Babcia nigdy nie miała niczego
ładnego. Nosiła te ohydne stare buciory i mieszkała na zapleczu za sklepem spożywczym.
Zostawiła mamie w spadku tylko dom, w którym mieszkamy, i tamten drugi, w którym
mieszkają Brownowie, i jeszcze parcelę na Czubie, całą porośniętą lasem. %7łałuję, że zamiast
tego wszystkiego nie kupiła domu pana Norsmana, wówczas to w nim byśmy mieszkały. Pan
Hambleton powiedział do mamy:  To prawdziwy dwór, Jane. Dziwię się, że twoja matka go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl