[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na, tego po udarze. Jak siÄ™ dziÅ› czuje?
- Bez zmian. Problem w tym, \e w jego wieku fizjo-
terapia mało pomaga, chocia\ Jean Baird potrafi czynić cu-
da z pacjentami. A teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę ju\
iść, bo zaraz zjawią się inni lekarze. Wśród pacjentów jest ko-
bieta cierpiąca na chroniczną astmę i muszę sprawdzić, jak
się czuje. Dostała maskę tlenową i do\ylnie aminofilinę, co
zmniejszyło duszności, ale spowodowało nudności i zawroty
głowy.
Wyszedł razem z nią. Patrząc na świe\o pomalowane ściany,
lśniące podłogi i parapety okien pełne doniczek z kwiatami, po-
wiedział:
- Jeszcze nic nie wiem o sprawach organizacyjnych. Kto
utrzymuje ten zakład?
- Główną część kosztów pokrywa okręgowy wydział zdro-
wia. Lekarze odwiedzający tutaj pacjentów opłacani są z fundu-
szy przeznaczonych na lekarzy domowych, a w krytycznych sy-
tuacjach pomaga nam Towarzystwo Przyjaciół Szpitala Spring-
field, organizujÄ…c imprezy dobroczynne.
- Rozumiem.
- Wkrótce będziemy mieli inspekcję, która zadecyduje o dal-
szych losach szpitala. Przygotowujemy się do niej od miesięcy
- oznajmiła, widząc jego zainteresowanie. W tym samym mo-
mencie uświadomiła sobie, \e jednak mają płaszczyznę porozu-
mienia: zawodową. W innych sprawach ró\nili się jak ogień
i woda. - Na szczęście Joan, nasza dyrektorka, wróci przed przy-
byciem komisji. Dwa lata temu otrzymaliśmy status szpitala
państwowego, a teraz komisja ma stwierdzić, czy mo\na nam
przedłu\yć licencję.
- Kto wchodzi w skład tej komisji?
- Dyrektor innego szpitala, lekarz ogólny i kierownik komi-
sji, od lat prowadzący takie kontrole. Ale przedtem Joan będzie
musiała wypełnić kwestionariusz liczący ponad sto stron.
- Więc wszyscy będą mieli pełne ręce roboty?
- Zawsze mamy pełne ręce roboty - powiedziała lekko ura-
\ona. - Naszym pacjentom nie wyszłoby na dobre, gdybyśmy
zajmowali siÄ™ nimi tylko na pokaz.
- Kiedy przyje\d\a ta komisja?
- Za kilka tygodni.
Po\egnali się. Bevan poszedł na śniadanie, a ona na oddział.
Kończył się drugi tydzień pracy Bevana Marslanda w szpita-
lu. Cassandra z niecierpliwością oczekiwała przyjazdu Joan, któ-
ra w sobotę miała wrócić z mę\em z Kenii i od poniedziałku
przystąpić do pracy. Będzie to dla niej początek zupełnie nowego
\ycia, poniewa\ ze swego panieńskiego, wygodnego mieszkanka
w mieście będzie musiała się przenieść do wielkiego domu
w stylu farmerskim pod Springfield. Jednak Cassandra nie miała
wątpliwości, \e Joan będzie tam równie dobrą gospodynią jak
w szpitalu w Springfield.
Od poniedziałkowego spotkania natknęła się na Bevana kilka
razy, ale zawsze asystowała któremuś z lekarzy, a Bevanowi po-
magała jedna z młodszych pielęgniarek.
Na oddziale neurologicznym w klinice potwierdzono jego
diagnozę zapalenia tętnicy skroniowej i poinformowano, \e pa-
cjentce zaordynowano silnÄ… dawkÄ™ kortykosteroidu, by zapobiec
ślepocie. Na razie leczenie wydaje się skuteczne.
Nie rozmawiała o tym z Bevanem, ale domyślała się, \e musi
odczuwać satysfakcję, wiedząc, \e jego szybka reakcja przyczy-
niła się do uratowania wzroku tej kobiecie.
Pewnego dnia przy kolacji Mark powiedział, \e doktor Mars-
land znowu był na ich szkolnym boisku.
- Dziwi mnie, \e znajduje na to czas - rzekła Cassandra
poirytowanym tonem.
- Pan od WF-u spytał go o jego kontuzję i on powiedział, \e
wyjęli mu du\y kawałek \elaza z ramienia i drugi z nogi, dlatego
nie mo\e się do nas przyłączyć - ciągnął Mark, nie zwracając
uwagi na irytacjÄ™ matki.
Cassandra westchnęła. Dlaczego Bevan Marsland interesuje
się właśnie ulubionym sportem jej syna? Mógłby grać w krykie-
ta, tenisa czy golfa i na Marku nie robiłoby to wra\enia, ale rugby
było dla chłopca wszystkim.
Na tym jednak sprawa się nie skończyła.
- Podwiózł mnie do domu! - oznajmił Mark z triumfującym
uśmiechem.
Cassandra zamarła. O co Bevanowi chodzi? Dlaczego zacho-
wuje siÄ™ wobec nich jak szofer?
- Co mówił?
- Nic takiego. Pytał mnie, czy stale mieszkam w tym mia-
steczku i czy mamy jakichÅ› krewnych.
Opanowała zdenerwowanie i spytała spokojnym tonem:
- Pytał o coś jeszcze?
- Nie. Ale powiedziałem mu, \e chciałbym mieć rodzi-
nę. Wszyscy koledzy mają braci, siostry, wujków, ciocie... i
ojców.
- Nigdy mi nie mówiłeś, \e brakuje ci tego - powiedziała
z konsternacjÄ….
Roześmiał się, co ją trochę uspokoiło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]