[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wrócili na swoje miejsca, Skarphedin zmrużył oczy, czy te dwie małe szparki w pooranej
głębokimi zmarszczkami chudej twarzy zdradzały zmęczenie? Być może, ale jego głos
brzmiał raznie; mówił jasno i zwięzle: opowiedział o wizycie na miejscu zamachu, gdzie
odbył krótką rozmowę z prowadzącą śledztwo, panią Starkabel, kobietą,
którą dość dobrze znał * jak dobrze, o tym już nie wspomniał * i która zdawała się poruszona
tym tragicznym zdarzeniem, co raczej nie było do niej podobne, podkreślił detektyw. Nie była
w stanie udzielić mu zbyt wielu informacji, powiedziała jedynie, że para, która zginęła w
wybuchu, wynajmowała mieszkanie na Gabels gate; nikt z okolicznych mieszkańców nie znał
pary zbyt dobrze, ktoś jednak powiedział policji, że w ubiegłym tygodniu para wróciła do
domu po dłuższym pobycie nad Morzem Czerwonym i że, zdaje się, mieli wkrótce znów
gdzieś jechać, tym razem jednak nie za granicę; początkowo Starkabel nie chciała mu podać
nazwisk ofiar, ale sobie tylko znanym sposobem wydobył z niej w końcu, że samochód był
zarejestrowany na mężczyznę o nazwisku David Gartland, trzydzieści siedem lat,
przedsiębiorca; w samochodzie była prawdopodobnie jego żona, Eva Gartland, w chwili
wybuchu siedziała obok niego z przodu; Starkabel niewiele więcej wiedziała, zakończył
Skarphedin, patrząc na Jona Furhelle. Furhelle wytrzymał jego spojrzenie.
* Nad Morzem Czerwonym? * spytał w końcu. Skarphedin przytaknął.
* Naprawdę powiedziała, że nad Morzem Czerwonym? Jestem na sto procent pewien, że w
informacjach w radiu policyjnym podano, że wrócili znad Morza Martwego; padły jeszcze
dwie nazwy: Izrael i Khirbet Qumran * powiedział Jon, uderzając dłonią w stół.
* OK, OK, możliwe, że nie znali wtedy jeszcze wszystkich szczegółów, zresztą nie chciałem
wypytywać; podejrzewam, że nie byłaby zachwycona, że siedzimy i przysłuchujemy się ich
wewnętrznym komunikatom. Jutro sprawdzę wszystko osobiście i poproszę o rozmowę, żeby
przekonać się, czy sprawa może mieć związek z naszym dochodzeniem. Poza tym chciałbym,
żebyś powęszył trochę w okolicy Gabels gate; może uda ci się znalezć kogoś, kto znał parę
nieco lepiej. Teraz krótkie podsumowanie i wracamy do domu; jutro o dwunastej znów się tu
spotykamy.
Pół godziny pózniej śledczy się rozeszli.
Skarphedin szedł wolnym krokiem w stronę wiaduktu nad autostradą, zerkając ponuro w
stronÄ™ cmentarza i ledwie widocznych we mgle
grobów; zbliżała się jedenasta; najrozsądniej zrobi, jeśli wsiądzie teraz do autobusu, pojedzie
do domu, położy się do łóżka i nieco odpocznie, ale jest głodny; tak, czy ma coś w domu w
lodówce? wątpliwe; zwolnił i się zatrzymał; zaczął się rozglądać za jakąś wolną taksówką.
Jedzenie, pomyślał, jakieś pyszne, lekkie ciepłe danie, do tego pół butelki wina, może
poprzedzone kieliszeczkiem jałowcówki? Na pewno pomogłoby mu pokonać zmęczenie i
lekką depresję, która * czuł to wyraznie * zaczynała go nękać; tak, tego potrzebował, żeby
rozproszyć ponure myśli, a potem * już w nieco lepszym nastroju * powędrować do domu.
Dokąd miałby pójść? W Oslo nie brakowało miejsc, gdzie można było dobrze zjeść, a
Skarphedin Olsen znał większość z nich na tyle dobrze, że mógł spokojnie zajść nawet od
kuchni; na pewno zostałby serdecznie powitany przez szefa, w restauracyjnym świecie stolicy
cieszył się bowiem poważaniem, a jego słowa, czy to pochwały, czy nagany, zawsze odbijały
się echem w rubrykach kulinarnych gazet. Kulinaria stały się jego pasją stosunkowo
niedawno, kiedy to po śmierci żony Lise i ich córki Kat*hrine szanowany śledczy, prawa ręka
szefa Policji Kryminalnej, Skarphedin Olsen, zaczął coraz rzadziej spożywać posiłki w domu,
we własnej kuchni. Nadjechała wolna taksówka, dokąd miał się udać? Szybko podjął decyzję,
wybierając przyjemne miejsce, gdzie mógł pozostać nierozpoznany: piwnicę Benta Stiansena
w Statholdergaarden; zatrzymał taksówkę, wsiadł i niemal natychmiast wdał się w dyskusję z
ciemnoskórym kierowcą o hinduskich budowlach, przede wszystkim o Taj Ma*hal; Olsen
wyraził zachwyt nad geometrycznym układem otaczających mauzoleum ogrodów,
stanowiących tło dla wieżyczek i kopuł wspaniałej budowli; kierowca, Hindus, zdawał się
równie zachwycony; podróż do Statlioldergaarden minęła szybciej, niż Olsen się spodziewał,
i już po kilku minutach siedział w głębi urządzonej ze smakiem piwnicy.
Na stoliku przed nim stanął kieliszek świeżej jałowcówki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]