[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Był wodzem plemienia Nez Perce. Usiłował ze swymi ludzmi dostać się
do Kanady, gdzie czekała ich wolność. Kawaleria próbowała ich otoczyć i
zmusiła do wyniesienia się do rezerwatu, daleko od ich ziemi rodzimej.
Przyglądał jej się zdumiony.
- Ale to zdarzyło się dawno temu. Już się nie liczy. To przeszłość. Myśl o
przyszłości. O ludziach, którzy będą korzystać z tego miejsca, znajdować tu
odpoczynek i spokój.
Uwolniła się z jego ramion. Znowu nic nie rozumiał - krzyczało jej serce.
A ona myślała, że się rozumieją. A to podwójna zdrada: wobec niej i wobec
tej ziemi.
- Nie możesz zbudować kurortu w takim miejscu - powiedziała głośno. -
To nie w porządku. To nieprzyzwoite budować w miejscu, gdzie ludzie
walczyli o wolność i za nią umierali. Musisz mieć serce z... betonu. - Prawie
krzyczała.
- Mickey, bądz rozsądna. To tylko ziemia. Przesadzasz. Preria, góry to
tylko ziemia. Ziemia jest stworzona dla ludzi. Aby z niej korzystali. Pomyśl
o pomyślności regionu, do jakiej kurort się przyczyni: praca, zyski
finansowe.
RS
121
Poczuła się, jakby znalazła się w łóżku grzechotnika. On nie rozumie, nie
rozumie jej wcale.
- Nie! - Cofnęła się od wyciągniętych do niej ramion. - Popełniłam
pomyłkę. Nie jesteś człowiekiem, za jakiego cię uważałam.
Mówiąc to chwyciła cugle Poziomki i dosiadła konia. On zrobił krok w jej
stronę, ale ona cofnęła klacz i ze ściśniętym gardłem dodała: - Ty nigdy nie
zrozumiesz. Zawsze chcesz tylko gwałcić. - Zciskając boki konia, odjechała
galopem.
Słyszała, jak wołał za nią: - Mickey, wracaj! - ale ona tylko poganiała
konia. Już zrobiła jeden błąd, wierząc mu. Nie zrobi drugiego.
RS
122
ROZDZIAA 16
Niedziela minęła. Greg się nie odezwał. Ona zresztą, nie oczekiwała tego.
Usiłowała pozbyć się myśli o nim. Pociąg fizyczny to nie wszystko, a ona
nie może darować mu postawy wobec prerii. Przecież wierzyła, że doceniał
urodę i potęgę natury. Ale teraz wiedziała, że tak nie było. Człowiek, który
poważnie zamierzał zbudować kompleks wypoczynkowy w miejscu
masakry! Jak mogła pokochać takiego mężczyznę?
Na domiar złego wielokrotnie telefonował Jake. Unikała z nim rozmów w
niedzielę, prosząc matkę, by go odprawiała, ale w poniedziałek, gdy dzwonił
do biura, musiała z nim porozmawiać. Nie bardzo czuła się zdolna do
omawiania ich stosunków, szczególnie przez telefon, i nie wyobrażała sobie
uprzejmej rozmowy w czasie nie kończącej się kolacji. Wreszcie po jego
trzecim telefonie tego dnia czuła, że choć jest wykończona emocjonalnie, nie
może odkładać dłużej tego spotkania. Zaprosiła go więc do domu.
Witając go w drzwiach tego wieczoru, lekko skręciła głowę, tak że jego
pocałunek trafił na jej policzek.
- Siadaj, Jake, musimy porozmawiać.
- Próbowałem od rana - powiedział z rozdrażnieniem, zasiadając w
krześle, z którego zawsze korzystał.
Mickey czuła, jak rośnie jej irytacja. Tym razem chciała, aby jej wysłuchał
z uwagÄ….
- Musimy porozmawiać poważnie - usiadła naprzeciwko niego.
- Załatwmy to i zajmijmy się czymś zabawnym - odpowiedział z tą samą
rozdrażnioną miną.
- Jake! - Mickey nagle zaczęła się złościć. - Wysłuchaj mnie!
- Słucham cię, słucham.
Dlaczego nigdy nie zauważyła tego jego samozadowolenia odbijającego
siÄ™ na twarzy?
- Dobrze. Chcę, abyś mnie dobrze zrozumiał. Wielokrotnie prosiłeś mnie,
abym za ciebie wyszła, a ja zawsze mówiłam nie".
- A teraz jesteś gotowa powiedzieć tak". - Przechylił się w krześle.
- To wspaniale.
- Nie! - Jak mógł być tak mało wrażliwy, że nie miał wyczucia, co chciała
mu powiedzieć? - Dawniej, gdy nie wyrażałam zgody, mówiłeś, że
zaczekasz, aż się zdecyduję na ślub. - Wzięła głęboki oddech. - Nie wyrażę
zgody. Nie chcę, abyś czekał. Już nie będę się z tobą spotykała.
RS
123
- Skończyła i czekała na jego odpowiedz.
Przez chwilę przyglądał się jej bez słowa. A potem roześmiał się. Trudno
jej było w to uwierzyć, ale on rzeczywiście się śmiał.
- Co znowu, skarbie! Przesadziłaś z tym żartem.
- To nie, żart, to prawda. - Zmusiła się do spojrzenia mu w oczy.
- Skończyliśmy ze sobą. To koniec!
- Ależ ty nie możesz tak sobie powiedzieć to koniec". Te wszystkie lata.
To czekanie! Zyskałem jakieś prawa.
Mickey potrząsnęła głową.
- Nigdy nie przyrzekałam ci, że cię poślubię - powiedziała twardo.
- Nigdy nie prosiłam cię, abyś czekał.
Jake poderwał się na nogi. Był czerwony ze złości.
- Wiem, co skłania cię do odmowy - wykrzyknął, a każde następne słowo
było głośniejsze. - To ten facet Bennett - zaśmiał się obrzydliwie.
- Jakże jesteś naiwna. Taki człowiek jak on jest zainteresowany tylko
jednym. Tylko jednym! Czy mnie słyszysz?
Te słowa zraniły jej obolałe serce. Wbijały się jak kolczasty drut. Choć
starała się, by nie dać mu poznać, jak ją zranił, coś musiał wyczytać z jej
twarzy.
- To właśnie to! Oszukałaś mnie! Wiedziałem, że nie możesz udać się do
Nowego Jorku z takim człowiekiem jak on i nie dać się skusić. Oszukałaś
mnie i teraz siÄ™ wstydzisz.
Złość zastąpiła urazę i Mickey zerwała się na równe nogi. Gdzieś tam, jak
przez mgłę usłyszała dzwonek u drzwi, ale to jej nie zainteresowało. Musi to
załatwić do końca, Jake wreszcie musi zrozumieć.
- Nie oszukałam cię - zawołała. - Nie należę do ciebie i nigdy nie
należałam. To, co robię, nie może cię obchodzić.
Za pózno zdała sobie sprawę, że ostatnie zdanie było przyznaniem się.
Wykorzystał to natychmiast.
- Spałaś z nim! - Twarz Jake a stawała się coraz czerwieńsza, a całe ciało
zdało się nadymać pod wpływem oburzenia. - Zaprzecz, jeśli możesz!
Mickey odzyskała spokój.
- Ani nie zaprzeczam, ani nie potwierdzam - powiedziała spokojnie. - To
nie jest twoja sprawa.
- Będziesz tego żałowała - wrzasnął. - Taki nocny motyl jak Bennett nie
ożeni się z tobą. Oszukujesz siebie, licząc na niego.
Tym razem ukryła zadany jej ból.
RS
124
- To nie twoja sprawa, czy wyjdę za niego za mąż czy nie - odparła. Ale na
pewno nie wyjdę za ciebie i to teraz jest ważne.
Jake przyglądał się jej przez chwilę. Zrobił nawet krok w jej stronę, ale coś
w jej oczach musiało go przekonać, że to nic nie da.
- Dobrze więc - wreszcie krzyknął. - Wystarczy mi! Starałem się być
cierpliwy. Dać ci czas, abyś dojrzała.
Mickey zesztywniała.
- Abym dojrzała? - powiedziała spokojnie. - Nie tylko ja muszę dojrzeć.
- To już koniec z czekaniem - mówił, jakby nie usłyszał, co powiedziała. -
Jest wiele kobiet. Kobiet, które uważają, że jestem wiele wart. Nie
uwierzyłabyś, ile miałem propozycji.
- Nikt nie przeszkadzał ci w. przyjęciu ich - rzuciła. - A teraz masz wolną
rękę.
Jeszcze popatrzył na nią bez słowa i odwracając się na pięcie wyszedł.
Mickey rzuciła się na krzesło. Miała to za sobą. Wreszcie zrobiła to. Była
zadowolona. Oczywiście czułaby się lepiej, gdyby tak się nie rozjątrzyli,
wrzeszcząc na siebie jak rozzłoszczone dzieci. Jednakże dokonała swego.
- Mickey? - Liz Callahan ukazała się w drzwiach.
- Tak, mamo? "
- Czy to był Jake? Mickey przytaknęła.
. - Zdałam sobie sprawę, że nie mogę go poślubić, i powiedziałam mu to.
Liz kiwnęła głową z zadowoleniem.
- Wiedziałam to od dawna.
- Jakim cudem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]