[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chael odetchnął z ulgą. Wiedział, że ta kobieta będzie zaska-
kiwać go do końca życia.
- Hej! - zawołał chłopca, który właśnie wszedł, i podał mu
S
R
pudełko po figurce, na którym wciąż był jej obrazek - Dasz
radę to namalować na ścianie?
Dzieciak, samozwańczy mistrz graffiti, był zachwycony
zadaniem. Zanim zdążył się jednak do niego zabrać, przez
drzwi wszedł kolejny chłopiec.
- Masz coś dla mnie do roboty, szefie? - zapytał.
Michael wymagał od siebie wiele, ale na niego w domu
nikt nie czekał. Nie chciał zmuszać tych młodych ludzi do
pracy, skoro mogą świętować z rodzinami.
- Jest Wigilia, Malcolmie - przypomniał łagodnie.
- Właściwie to jest pierwszy dzień świąt, bo minęła pół-
noc - odparł chłopak. - Poza tym właśnie tu chcę być.
Drzwi znów się otworzyły. Michael spojrzał na następne-
go młodego człowieka, marszcząc brwi.
- Barney, miałeś być na mszy o północy. Twoja matka o to
prosiła.
- Muszę wpierw skończyć, co zacząłem.
Lulu przyjrzała się uważnie Michaelowi i pocałowała go
prosto w usta.
- Zawsze chciałam całować się ze Zwiętym Mikołajem -
oznajmiła z błyskiem w oku. - A teraz pokaż mi, gdzie są
szmatki i płyny, to umyję okna.
Drzwi się nie zamykały, załoga Michaela rosła. To jest te-
raz moja rodzina, pomyślał, czując ciepło w sercu.
- Niech będzie - burknął, udając niezadowolenie. - Pew-
nie są lepsze rzeczy do roboty w świąteczny poranek, ale sa-
mi tego chcieliście. Teraz uwaga. Pokażę, jak kładzie się fugę
między kafelkami.
S
R
Pierwszy dzień świąt, po Pasterce...
Kirsten słyszała bicie dzwonów ogłaszające koniec noc-
nej mszy. Gdzie podziewa się Michael? Jak mogła pozwolić
mu zniknąć? Zadbał, by wszyscy dostali wymarzone prezen-
ty, sprowadził nawet jej bliskich, a co ona dla niego zrobiła?
Zostawiłam go samego w ten najstraszniejszy dzień w roku!
Kirsten nawet nie chciała myśleć, jak mógł się czuć.
Nagle zdała sobie sprawę, co zrobiła z nią miłość. Do tej
pory, choć wszyscy myśleli inaczej, była samolubna. Nawet
to, że pomagała innym, robiła dla siebie. To dawało jej po-
czucie kontroli nad własnym życiem. Teraz jednak była go-
towa dorosnąć.
Nie wiedziała dokładnie, gdzie mieszka Michael, ale pa-
miętała, że jest sąsiadem pana Theodore'a, a w domu tego
starszego pana była kilka razy wraz z innymi członkami klu-
bu książki.
Wsiadła do samochodu i ruszyła, kierując się powodzią
światła. Dom pana Theodore'a był bodaj najjaśniejszym
punktem w okolicy. Rozejrzała się wokół. Wszystkie sąsied-
nie posesje były pięknie udekorowane. Poza jedną. Domyśli-
ła się, że tu mieszka Michael. Jak mogła pozwolić mu tu sa-
motnie wrócić? Wzięła głęboki oddech, poprawiła kostium
skrzata, podeszła do drzwi i zapukała. Kiedy nikt nie odpo-
wiedział, zadzwoniła. Potem stanęła na palcach i spróbowała
zajrzeć przez szybkę w drzwiach.
- Michael! - zawołała.
- Kirsten?
S
R
O mało nie wyskoczyła ze skóry, słysząc nagle czyjś głos
za plecami.
- Pan Theodore? Co pan tu robi o tej porze?
- Mógłbym zapytać o to samo - powiedział, tuląc w ra-
mionach jakieÅ› zawiniÄ…tko. - Michaela jeszcze nie ma. Wiem,
bo zawsze parkuje przed domem - wyjaśnił.
Kirsten była rozczarowana, jednak zauważyła coś jesz-
cze. Dwa miesiące temu, gdyby przyszła w nocy do mężczy-
zny i nie zastała go w domu, podejrzewałaby go o najgorsze.
A dziÅ› Michaelowi ufa.
- Nie wie pan, gdzie może być? Martwię się. To jego pierw-
sze święta bez bliskich i nie chcę, żeby był sam.
- Myślę, że w domu byłoby mu najtrudniej - zamyślił się
pan Theodore. - Co roku wydawali wielkie świąteczne przy-
jęcie. Konkurowałem nawet z jego matką, czyj dom będzie
wspanialej udekorowany. A w tym roku Michael nawet nie
ma choinki.
Kirsten podeszła do okna i zajrzała. Rzeczywiście, we-
wnątrz także nie było żadnych oznak świąt. W najbardziej
pustym pokoju, jaki kiedykolwiek widziała, królował tylko
ohydny fotel i gigantyczne kino domowe.
- Och - westchnęła.
- Chodz, moja droga. Położymy Dzieciątko w żłobie.
- Dzieciątko? - zapytała.
- Zawsze kładę Go w żłóbku o północy, ale zaspałem. Je-
stem już stary. Na szczęście, obudził mnie twój przyjazd -
powiedział, prowadząc Kirsten do drewnianej stajenki z Ma-
rią, Józefem i osiołkiem.
S
R
Delikatnie położył zawiniątko w żłóbku. Oczywiście, nie
było to prawdziwe dziecko, a jedynie lalka owinięta w kocyk.
Wyrażała jednak całą magię świąt.
Kirsten zrozumiała wreszcie wielką prawdę. Zwiata nie
zmieniają wcale rycerze, książęta ani sławy ekranu. Za tymi
wszystkimi drobnymi zmianami na lepsze kryli siÄ™ zwyczaj-
ni ludzie. Drwale, rybacy i gospodynie domowe. Ci, którzy
zdecydowali się wznieść ponad przeciętność i podjąć wy-
zwanie miłości. Nie chodzi też wcale o wino, bale i prezenty.
Potrzeba czegoś bardziej rzeczywistego: umiejętności prze-
baczenia po kłótni, cierpliwości po nieprzespanej nocy przy
chorym dziecku, miłości, która wznosi się ponad różnice,,
wyboje codzienności, zdradę i tragedie. Na tym polega ma- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl