[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Słyszałam, jak łomocze mu serce. Byłam gotowa zerwać się i stanąć u jego boku na
najmniejszą wskazówkę, że potrzebuje pomocy i sam nie da rady. Ale trzymał się jakoś.
Nie wyglądał dobrze, ale stał prosto, oddychał.
Nie polubiłam George'a Espinozy, chociaż wiedziałam, że to nie fair. Nie znałam go,
nigdy z nim nie rozmawiałam. Ale postrzegałam go jako zagrożenie. Atakował moich.
Moją watahę. Ciągle miałam ochotę stanąć między nim a Benem i zacząć warczeć.
Musiałam jednak trzymać się z boku i pozwolić, żeby sprawy toczyły się beze mnie.
Rozmawiali cicho. Ben dużo kiwał głową. Wozny wygonił ich z sali, żeby zrobić miejsce
dla następnej rozprawy. Powlokłam się za nimi, próbując podsłuchiwać. Usłyszałam parę
zdań:  Niech mi pan da tydzień" i  Negocjacje w sprawie ugody".
Podeszłam do Bena dopiero wtedy, gdy Espinoza wyszedł z poczekalni przed salą. Stał
sztywno, przyciskając do piersi tekturową teczkę, która zastępowała mu aktówkę.
Napięcie było przejawem gniewu, który próbował pohamować. Był przyzwyczajony
wyładowywać złość na sali rozpraw. Używał jej do wzmocnienia swoich argumentów.
Teraz wilk mu na to nie pozwolił.
Położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Chodzmy stÄ…d.
Pozwolił wyprowadzić się z budynku, opierając się na mnie, aż wyszliśmy na dwór.
Na zewnątrz, w słońcu, wreszcie byłam w stanie go zapytać:
- Jak blisko było tam, w sali? Jak blisko do przemiany? Pokręcił głową w zamyśleniu.
- Nie wiem. Czułem, że jeśli chociażby odetchnę nie tak, rozpęta się piekło. Czułem, jak
napiera od spodu na moją skórę. Po prostu nie wiem. - Zamknął oczy i wziął głęboki,
drżący oddech. - Przegrywam.
- Nie, nieprawda. Dobrze sobie radzisz, opanowałeś się.
- Nie to mam na myśli - odparł. - Nie chodzi o mnie. Mówię o sprawie.
- Nie może być aż tak zle. Prawda? - To on był prawnikiem. Kimże byłam ja, żeby mu
mówić, jak jest?
- Gdy każdy racjonalnie myślący człowiek spojrzy na dowody, dojdzie do dokładnie
takich samych wniosków, jakie przedstawił Espinoza. Jeśli stanę przed sądem i powiem:
 Nie, ona nie tylko nosiła wilczą skórę, ale naprawdę stała się wilkiem", wyjdę na wariata.
Jeśli przyjdzie do oceny wiarygodności zeznań kilkorga naocznych świadków, którzy stali
w ciemności i byli przerażeni na śmierć, i do rozpatrzenia twardych faktów z raportu
koronera, to będzie po sprawie. A poza tym była unieszkodliwiona, kiedy Cormac ją zabił.
W tamtym momencie nikogo nie bronił.
- Nie wiedzieliśmy tego, nie mieliśmy pewności. Marks tam był, dlaczego on im nie
powie? Jest glinÄ….
Czy jego zeznania nie będą się bardziej liczyć?
- On podpisuje się pod wersją Espinozy. Jakżeby inaczej.
- To nie fair. Po tym wszystkim, co mi zrobił, mógłby się przynajmniej wstawić za
Cormakiem.
- Ale on już tam, na miejscu, uznał, że ona nie była aż tak niebezpieczna i że Cormac
przesadził. Raport koronera jest bardziej wiarygodny niż zwierzołaki, więc tego się będzie
trzymał. I taka wersja obroni się przed sądem. Nie historie o duchach.
Miałam ochotę potrząsnąć Benem. Powiedzieć mu, żeby obudził się z tego transu i
odzyskał pewność siebie. Musiał uratować Cormaca, a nie zrobi tego, jeśli będzie mówił
takie rzeczy.
- Nie powinien był oddawać ostatniego strzału - powiedział Ben. - To był błąd.
- Wiem.
I właśnie to był temat, który omijaliśmy do tej pory. Cormac tym razem posunął się za
daleko w swojej gorliwości. I nic, co powiemy czy zrobimy, nie zdoła wymazać tego faktu.
Przeszliśmy jeszcze kilka kroków i zmieniłam temat.
- Dlaczego sędzia nie chciała wyznaczyć kaucji? Ben spochmurniał.
- Espinoza nie chce ryzykować, że Cormac ucieknie. Heller ma rację, ci pokręceni
bojówkarze są znani z unikania stawiennictwa w sądzie. Oboje po prostu patrzą na fakty,
które im pasują, a nie na te, które są istotne. Być może na jej osąd wpływa jakaś historia
z przeszłości.
To wywołało całkiem nowy zestaw pytań. Byliśmy już przy samochodzie.
- O co chodzi z tą całą Górską Brygadą Patriotów? Ben wsiadł do samochodu, zupełnie
jakby mnie nie usłyszał. Nie patrzył na mnie. Zdążyłam zapalić silnik, zanim wreszcie
powiedział:
- Nie odpowiem ci na to pytanie.
- Dlaczego nie? Wiesz, że ci goście to praktycznie neonaziści?
- Nie zaprzeczÄ™.
W żaden sposób nie mogłam tego pogodzić z Cormakiem.
- No i?
- No i nie sądzę, żeby ta grupa w ogóle jeszcze istniała. Tylko jakiś gość w piwnicy
prowadzi stronÄ™ internetowÄ….
- Skąd wiesz? Co wy w ogóle macie z tym wspólnego? - Mój głos zrobił się piskliwy.
- Nie muszę ci niczego wyjaśniać.
To mnie autentycznie wkurzyło.
- Och, doprawdy?
Spojrzał na mnie ze złością, a ja się zjeżyłam. Jeszcze tego nam było trzeba. Kłótni.
Straszenia sierści. Zawodów w sikaniu. Nie chciałam nakręcać jego wilka jeszcze bardziej.
Wrzuciłam bieg i wyjechałam z parkingu.
Ruch samochodu i jazda szosą z powrotem do chaty uspokoiły nas. Ben nie chciał mi
tego wyjaśnić i pewnie miał do tego prawo. Ale ja miałam inne drogi zdobywania
informacji. W tej chwili jednak mieliśmy mnóstwo innych problemów na głowie.
Kilka kolejnych kilometrów pastwisk śmignęło za oknem, kiedy Ben powiedział:
- Chcę wynająć pokój w hotelu w Walsenburgu, żeby być bliżej sądu.
Spakowaliśmy się tego wieczoru i rano znalezliśmy miejsce, by rozbić tymczasowy obóz.
Następnego dnia Ben zaczął pracować nad sprawą. Polegało to głównie na rozmowach
z ludzmi, łażeniu po różnych miejscach, telefonowaniu. Pojechał do Alice, Joego, Tony'ego
i szeryfa Marksa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl