[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ulicach. Zledztwo trwa już drugi miesiąc. Mnożą się naciski z góry. Przysłanie go tutaj było ukoronowaniem
mrówczej pracy ludzi z Komendy Powiatowej, a pózniej Głównej, badających niemal cale życic mieszkańców
miasteczka. Nie darowano nawe', wczasowiczom: każdy, kto w dniu 10 lipca był w Piaskowej Górze, musiał
liczyć się ze szczególnym zainteresowaniem milicji. Materiały zabezpieczone na miejscu pierwszego morder-
stwa były ubogie. Odciski palców Branieckiego, Marty Nowak i Zatłokowej. Na ramie okiennej od zewnątrz
także Waśki.
Dwaj ludzie zabici silnymi ciosami w głowę. Narzędzia zbrodni w obydwu przypadkach nie zidentyfikowa-
no. Poszukiwania nie dały żadnych rezultatów; w okolicach bagna morderca mógł się łatwo pozbyć nawet ma-
czugi. Ciosy dosięgły ofiar z przodu; zabójca musiał więc z nimi rozmawiać. W drugim wypadku szczególnie
dopisało mu szczęście: zabił w biały dzień, o kilka kroków od rynku, i odszedł nie zwróciwszy niczyjej uwagi.
Wszystko to razem, zdawałoby się dość prymitywne, sprawiało jednak tyle kłopotów organom ścigania.
Przypomniał sobie zafrasowaną minę majora Balińskiego, który wysyłał go do Piaskowej Góry. Wtedy
jeszcze nie było wiadomo, że morderca zaatakuje jeszcze raz i to prawie tuż pod nosem zdolnego podobno
porucznika Warta.
Takie niewesołe myśli przychodziły Pawłowi do głowy, ale w głębi duszy nurtowało go też od dawna prze-
czucie, że wie, kto jest mordercą.
Uśmiechnął się do gospodyni.
Bardzo wygodny jest ten fotel, ale niestety będę musiał już iść.
Czuł, że w każdej innej sytuacji starałaby się go jeszcze zatrzymać, ale teraz chciała, żeby sobie już poszedł.
Myślę, że odwiedzi mnie pan jeszcze nieraz.
Paweł pocałował podaną sobie dłoń. W ogrodzie dziewczyna, która otworzyła mu drzwi, przycinała żywo-
płot. Ukłonił się myśląc jednocześnie, że za żadne skarby nie chciałby być na jej miejscu.
W komisariacie Kujawiak aż zapiał z radości na jego widok.
Nareszcie coś nowego. Przyszła przed chwilą stara Stefańska, sąsiadka Borowicza. Przypomniała sobie
coś ważnego. Przesłuchacie ją chyba osobiście?
Tak, oczywiście.
Po chwili przyprowadzono staruszkę. Przysiadła na brzegu krzesła, drżącymi rękami przytrzymywała chus-
tÄ™.
Proszę oficera, mam jeszcze całkiem dobrą pamięć, ale to wyleciało mi z głowy zupełnie. Tyle kłopotu z
wnuczkami, przecież to jeszcze dzieci, a i mieszkanie musi być posprzątane, więc, proszę oficera, tylko praca i
praca. A i w kolejkach stać trzeba, bo teraz tacy ludzie, że nie chcą przepuścić, więc czasami coś w głowie zagi-
nie, ale sama się dziwię, jak mogłam coś takiego zapomnieć.
Mówiła szybko i Paweł z trudem znalazł przerwę w jej monologu, aby skierować go na właściwe tory.
Więc o czym powiedział pani Borowicz?
Staruszka jakby nie dosłyszała pytania.
Borowicz?... Borowicz to był naprawdę dobry człowiek. Tylko ta praca w szkole go już męczyła. Proszę
oficera, samotny człowiek życie ma nielekkie, szczególnie mężczyzna; przecież musi się oprać i do jedzenia coś
zrobić, a przecież gotować to nie jest takie proste, szczególnie dla mężczyzny.
Przerwała dla zaczerpnięcia oddechu.
O czym się pani dowiedziała od Borowicza? Paweł próbował uzyskać od staruszki jedyną ważną in-
formacjÄ™.
Proszę mówić prosto i zwięzle wtrącił się sierżant Kujawiak.
Przecież mówię to, co trzeba. Stefańska obejrzała się na komendanta.
Proszę sobie spokojnie przypomnieć, co powiedział pani Borowicz. Paweł starał się uspokoić sta-
ruszkÄ™.
Mam lat osiemdziesiąt siedem, ale pamięć jeszcze dobrą. I wcale niczego nie zapomniałam. Borowicz
zaglądał do mnie, choć bardziej lubił chodzić po mieście. Ale pożyczał coś czasem. Wtedy przyszedł pożyczyć
dwa jajka na kolację i właśnie mi to powiedział.
Co? zapytał cierpliwie Paweł.
Ano przecież mówię cały czas. On często w nocy nie mógł spać, tak jak ja. Okno miał otwarte, a okno u
niego nie wychodzi na ulicę, tylko na podwórze. I on w tym oknie siedział, i słyszał...
Komendant aż pochylił się w krześle.
Co słyszał? zapytał Paweł.
Przecież mówię cały czas, że motorower!
Zapadła cisza. Protokołujący młody milicjant wstrzymał oddech, czekając na następne pytania.
Czy Borowicz widział, kto jechał na tym motorowerze?
Tylko mu mignął. Postawił motor przy płocie i do kościoła poszedł na piechotę. Kto to był, tego stary
nie był pewien. Mówił mi, że zanim powie o wszystkim milicji, to sam sprawdzi, czy to rzeczywiście ten, o kim
myślał.
Nie wymienił na pewno żadnego nazwiska?
Nie, przecieżbym pamiętała.
Paweł podziękował staruszce. Starannie podpisała zeznanie i wyszła zadowolona z siebie. Przypuszczenia
Pawła stawały się coraz bardziej konkretne. Postanowił jechać do Ostrowa.
No i co? Udało się! Zawsze powtarzam, że w naszej pracy dużo zależy od szczęścia. Kiedy go aresztu-
jemy? zacierał ręce komendant.
Nie ma co się śpieszyć. Jeżeli to on, to mamy go na oku. Jednak lepiej się nie pomylić.
Nie ma mowy o pomyłce. Tylko on jezdził rano na motorowerze. Kujawiak nie dawał za wygraną.
Na razie porozmawiamy z Kazimierzem Waśką. Pózniej pojadę do Ostrowa. Potrzeba mi jeszsze kilku
danych z Komendy Powiatowej... Porozmawiam też z prokuratorem.
Przyprowadzono Waśkę. Był to wysoki chłopak o pospolitej' twarzy, nie pozbawionej jednak bystrości. Nie
ogolony, po kilku dniach spędzonych w areszcie mówił dużo i chętnie. Padały stereotypowe pytania: nazwisko,
imię, rok urodzenia, imiona rodziców.
Paweł próbował, zresztą bez przekonania, nastraszyć go, że jest głównym podejrzanym w sprawie o zabój-
stwo Branieckiego. Szybko jednak zorientował się, że to nie ma sensu. Chłopak był przybity, odpowiadał szcze-
rze i chciał jak najprędzej iść do domu.
Paweł powiedział:
Skłonny jestem wam wierzyć, ale wasza ucieczka i morderstwo Branieckie-go to dziwny zbieg okolicz-
ności, który was obciąża. Powiedzcie wreszcie, dlaczego właśnie wtedy wyjechaliście?
Waśko miał wzrok spuszczony i Paweł przypuszczał, że nie powiedział jeszcze wszystkiego.
Tak się złożyło. Popijaliśmy wtedy u Józka Michalaka, potem była między nami sprzeczka, więc zabra-
łem się i pojechałem.
Michalak nic mi o tym nie mówił. Waśko lekko się zaczerwienił.
Paweł patrzył mu prosto w twarz. Spojrzenie chłopaka błądziło gdzieś za oknem.
Sierżant Kujawiak przerwał ciszę:
Powiedzcie, co robiliście wtedy w nocy?
Waśko spojrzał na Pawła i zaczął mówić:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]