[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Taką wielką przyjemność sprawiało mi słuchanie jej łagodnego głosu, chociaż prawie
nie docierały do mnie słowa. Zrozumiałem je dopiero wtedy, kiedy Darrell odpowiedział:
 Widzisz, Sylwio, nie dalibyśmy rady przyjść tu, nawet nie śmielibyśmy pomyśleć o
zabieraniu ciebie stąd, gdyby bogini nas do tego nie natchnęła. Kimże jesteśmy, aby dokony-
wać takich czynów i przechytrzyć mędrców? To ona musiała nam użyczyć swej siły!
Nagle jakby słońce wyszło zza chmur. Tak zmieniła się twarz dziewczyny.
 Czy mówicie prawdę?  spytała.
 Tak, mówimy prawdę. A jak inaczej mogłabyś to sobie wyobrazić?  odpowiedział
Darrell.
 Mój umysł jest oszołomiony i niejasny, choć przecież jest we mnie coś, jakby głos
jakiś, który mi mówi, że jeszcze wszystko może być dobrze!
A ja już wtedy, tam, wiedziałem, że wszelkie jej wątpliwości zostały rozwiane. Nie
zwlekaliśmy już ani chwili.
Darrell zabrał pokazną ilość ubrań i derek. Ja wziąłem strzelbę i wyruszyliśmy. Naj-
pierw szliśmy długimi korytarzami, w tajemniczym półmroku, między wypolerowanymi ścia-
nami, aż dotarliśmy do pierwszego zakrętu. Wtedy daleko z tyłu usłyszeliśmy krzyki i łomot.
Obejrzeliśmy się za siebie.
W półmroku, który wypełniał odległy korytarz, zobaczyliśmy uzbrojonych ludzi, dobi-
jających się do drzwi pokoju Darrella pięściami i rękojeściami mieczy.
Ile czasu upłynie, zanim dostaną się do środka?
Rozdział XXVI
PRZENIGDY NAM NIE UMKNIECIE
Nawet Sylwia bezbłędnie oceniła naszą sytuację, choć od urodzenia trzymana była z
dala od normalnego życia, żeby nie wspomnieć o jakimkolwiek niebezpieczeństwie. Zaczęła
biec, co mnie zaskoczyło. Dzwigając strzelbę, ciężki pas z amunicją i inne rzeczy, z trudem za
nią nadążałem. Mknęła jak łania, a Darrell tuż za nią.
Zastanawiałem się, czy Darrell wychodząc zamknął drzwi na klucz i czy były one na
tyle mocne, aby wytrzymać takie walenie. Co więcej, po chwili dobijania się strażnicy upe-
wnią się, że w środku nie ma nikogo, a wtedy, czy odejdą w spokoju?
Strach jest bardziej wyczerpujący niż wysiłek fizyczny. Kiedy dobiegliśmy do oświetlo-
nego końca korytarza, byłem zupełnie wyczerpany i cały się trząsłem. Stała tam straż złożona
z kilku żołnierzy. Już chciałem zawrócić, ale Darrell dał mi znak, żebym szedł przed siebie.
On wysunął się naprzód. Ruszyliśmy wprost w kierunku żołnierzy, a dziewczyna
naciągnęła kaptur peleryny, zasłaniając całą twarz. Przysunęła się do mnie i położyła rękę na
moim ramieniu. Czułem drżenie jej dłoni, słyszałem też jej głęboki, niespokojny oddech, ale i
tak wydaje mi się, że była bardziej opanowana ode mnie!
Gdy dotarliśmy do żołnierzy, drogę zagrodziło nam dwóch halabardników.
 Dokąd się udajecie?  spytał ich dowódca.
Zbój usiadł przed nami, wywalając swój długi, czerwony jęzor. Cieszyłem się, że jest z
nami. Jego obecność nadawała całej naszej wyprawie pewien pozór beztroski. Dzięki niemu
sprawialiśmy wrażenie normalnych zwiedzających.
 Idziemy do aeroplanów  odpowiedział Darrell.
 Tak? A za czyim pozwoleniem?
 Z mojego rozkazu  odpowiedział Darrell, a ja po raz kolejny musiałem wstrzymać
oddech.  A także za pozwoleniem największego z mędrców  dodał.  Czy znasz ten
pierścień?
Wyciągnął rękę z pierścieniem.
Jak dobrze, że Darrell był taki mądry i zabrał Wilburowi, synowi Johna, jego pierścień!
Jeden z żołnierzy podszedł do mnie i zajrzał mi w twarz, a potem obejrzał dziewczynę.
 Chodzcie, tu jest jedna ubrana jak kapłanka  zawołał.  Zobaczcie, ona przecież
ma na sobie szaty kapłanki!
 Tak, ale wszyscy dobrze wiemy, że kapłanka Sylwia jest teraz pozbawiona wolności
 odpowiedział drugi.
Oficer straży wziął pierścień do ręki i oglądał go na wszystkie strony, ale na szczęście w
końcu pokiwał głową.
 Tak, rozpoznaję ten pierścień, ale czy nie dostałeś żadnego pisma?
 Gdyby miał czas napisać dla mnie pismo, czy powierzyłby mi swój własny pier-
ścień?  spytał zniecierpliwiony Darrell.  Daj spokój, przyjacielu! Gdzie się podział twój
rozum?
Myślałem, że za chwilę Darrell rzuci się na żołnierza, ale ten spojrzawszy na Darrella
jeszcze raz, kiwnął wreszcie głową i odsunął się na bok.
 Otworzyć drzwi  rozkazał.
W jednej chwili to, co zdawało się być jednolitą skałą w końcu tunelu, zaczęło się roz-
suwać z głośnym grzmotem trących się o siebie kamieni. Przechodziliśmy właśnie na drugą
stronę, kiedy oficer zawołał:
 Zatrzymać się!
Stanęliśmy. W jednej chwili krew skrzepła mi w żyłach.
 Wy z sygnetem możecie przejść, ale cóż uczynić mam teraz z pozostałą dwójką? Nie
znam ich imion, ani nie wiem, dokÄ…d udajÄ… siÄ™ z tobÄ…. No, i skÄ…d tu kobieta?
 Moje oczy też widzą, to prawda  odpowiedział Darrell.  Mam również rozum.
Jak myślisz, przyprowadziłem ich tu przypadkiem, czy specjalnie?
Tamten zawarczał jak rozzłoszczony pies, mamrocząc coś pod nosem, gdy my tymcza-
sem ruszyliśmy naprzód, aż dowódca straży ryknął:
 Zaprowadzić ich na pasy startowe!
Dwóch nie uzbrojonych ludzi, ubranych jak robotnicy, udało się z nami.
 Czego sobie życzycie?  zapytał jeden z nich.
 Chcemy wziąć aeroplan, który jest najlepiej przygotowany do lotu  powiedział
Darrell.
Słysząc te słowa obaj mężczyzni zatrzymali się.
 Tak jest, ale nie mamy rozkazu, aby wydać ci statek  rzekł jeden.
 Popatrzcie  Darrell jeszcze raz wyciągnął rękę.  Czy jest jakikolwiek wyższy
rozkaz od tego pierścienia?
Starszy z mężczyzn skłonił głowę nad pierścieniem.
Wyglądał trochę niczym Chińczyk, z szeroką twarzą, wystającymi kośćmi policzkowy-
mi. Miał także opadające wąsy, po sześć kosmyków z każdej strony.
 Dobrze, ale nie podoba mi się to!  powiedział.
 Kapitanowi też się to nie podobało, wszakże widziałeś, jak wykonał rozkaz  przy-
pomniał mu Darrell.
Tamten pokiwał głową i mruknął coś pod nosem:
 Tak, zbyt to poważna sprawa, aby ryzykować, ale też i pierścień Wilbura, syna
Johna, ma swoją wagę. Dlatego też chodzmy...
Znowu odetchnąłem z ulgą i udaliśmy się za tymi dwoma. Przeszliśmy przez dwoje
drzwi, aż weszliśmy do komnaty, która wyglądała jak pudełko na cygara. Wewnątrz było coś
przypominającego torpedę, długie na dwadzieścia metrów z wypustkami u góry i u dołu
niczym płetwy. Tylną część miało to spłaszczoną na kształt ogona. Całe urządzenie sprawiało
wrażenie gotowego do ślizgania, zarówno po wodzie jak i w powietrzu!
Darrell zbliżył się doń bez żadnego widocznego podniecenia.
 Otwórzcie drzwi wyjściowe  rozkazał, a sam, przekręcając okrągłą klamkę z boku
srebrnego statku, otworzył drzwi. Wspięliśmy się z Sylwią do niewielkiej kabiny mającej
dookoła okna. Patrząc wprost przed siebie widziałem tylko płetwę statku zaokrągloną ku
dalszemu końcowi i podobną nieco do płetwy wieloryba ludojada. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl