[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do roboty, jednakże w nagłym przypadku muszę podejmować w ułamku sekun-
dy tysiące decyzji. W takich sytuacjach lepiej używać sprzętu, który się zna na
pamięć.
Przyjęła to wyjaśnienie, które było niezupełnie prawdziwe i zwróciła uwagę
na jego małą kolekcję książek w wydaniu kieszonkowym i ich krzykliwe okładki.
Zapytana wyjaśniła, że nie umie czytać, bo i po co? Oczywiście, niektóre rzadkie
zawody w jej świecie wymagały umiejętności czytania, ale kiedy nie było takiej
potrzeby, jak w jej przypadku  rolki pustej taśmy magnetycznej, nie widziała
powodu, by taką umiejętność pozyskać.
Zastanawiał się, czy po prostu nie ma gdzieś jednego programu Vardia Diplo,
który odczytywano, kasowano i zapisywano na następną misję. Prawdopodobnie
tak właśnie było. W przeciwnym wypadku musiałaby już kiedyś widzieć mostek
statku i stykać się na tyle często z obcymi kulturami, by nie zadawać tych naiw-
nych pytań.
 Najprawdopodobniej była po prostu nowa. Trudno orzec, czy ma lat czter-
naście, czy czterdzieści cztery.
W każdym razie wydawał się zadowolony, że nie umiała czytać. Przeżył bar-
dzo niemiłą chwilę, gdy podeszła do komputera, którego ekranu zapomniał wyłą-
czyć.
Maszyna wyrzuciła właśnie normalną wyświetlaną co pół godziny porcję ak-
tualnych informacji. Odczytał:
ZMIANA KURSU BEZ ZEZWOLENIA. DZIAAANIE NIEUZASADNIO-
NE. KURS JEST WYKREZLANY I BDZIE PRZEKAZANY DROG RA-
DIOW KONFEDERACJI PO OSIGNICIU CELU.
Oto dlaczego przedkładał umiejętność czytania nad inne środki komunikowa-
nia.
Podążali nowym kursem i tylko Brazil i komputer znali prawdziwy cel podró-
ży.
31
Kiedy Vardia wyszła, pogratulował sobie genialnego posunięcia. Odpowiedzi
kuriera złagodziły nieco jego wyrzuty sumienia na punkcie Koriolana. Dostaną
swoje zboże, tylko trochę pózniej. Tymczasem Hain nadal będzie aplikował Wu
Ju-li gąbkę, aż do momentu, gdy w świecie, skąd twór ten pochodzi, nie będzie to
już potrzebne. Straci wtedy dwoje pasażerów  Wu Ju-li zachowa życie, a Hain
zostanie osiedlony jako handlarz niedozwolonymi środkami.
Brazil był przekonany, że żadna Rada Admiralicji w całej galaktyce nie uzna
go winnym. Poza tym jego konto już i tak obciążała największa ilość ustnych i pi-
semnych upomnień służbowych. Vardia i tak nigdy nie zrozumiałaby motywów
jego postępowania.
Donośny dzwięk gongu wyrwał go z błogiego samozadowolenia, rozbrzmie-
wał na całym statku. Brazil pośpiesznie poszukał wzrokiem ekranu.
ODEBRANO SYGNAA ALARMOWY  donosił komputer.  CZEKA
NA DALSZE INSTRUKCJE.
Brazil wyłączył sygnał i włączył przycisk systemu nagłaśniającego. Trzej pa-
sażerowie byli oczywiście zaniepokojeni.
 Nie ma powodu do obaw  poinformował  to po prostu pole alarmowe.
Jakiś statek lub mała osada ma problemy i potrzebuje pomocy. Będę musiał od-
powiedzieć na wezwanie, co może nas trochę opóznić. Posiedzcie, a ja będę was
na bieżąco informował.
Wrócił do komputera, by przekazać mu instrukcję wykreślenia namiaru sy-
gnału. Cała sprawa zupełnie mu się nie podobała  sygnał dochodził z miejsca
odległego od statku. Mogło to spowodować przedwczesne wykrycie. Mimo to
w żadnym wypadku nie mógł takiego wezwania zignorować. Zbyt wiele razy sam
znajdował się w takim położeniu i tylko dzięki pomocy innych zdołał przeżyć,
a szansę przejęcia sygnału przez inny statek były jeszcze mniejsze niż te, które
sprawiły, że dotarł on do niego.
Silniki statku zajęczały i ich szum, który stanowił część jego codziennej egzy-
stencji, ustąpił głuchemu dzwiękowi, towarzyszącemu łączeniu się otaczającego
statek pola siłowego z normalną przestrzenią kosmiczną.
Nagle na obu ekranach ukazał się prawdziwy, a nie symulowany obraz galak-
tyki, a na nim widok planety, wielkiej  jak zauważył  skalistej, opromienionej
wątłymi czerwonawymi promieniami karłowatej gwiazdy.
Zażądał od komputera współrzędnych. Ekrany przez dłuższą chwilę świeciły
pustką, po czym ukazała się informacja:
DALGONIA, GWIAZDA ARACHNIS, WYMARAA CYWILIZACJA TYPU
MARKOWA, BRAK DALSZYCH DANYCH. NIEZAMIESZKAAA  dorzucił
komputer trochę bez sensu. Było jasne, że planety nie mogły zamieszkiwać żadne
ze znanych mu istot.
WYKREZLI WSPÓARZDNE WEZWANIA I WYZWIETLIC POWIK-
SZENIE  polecił, a komputer natychmiast przystąpił do przeszukiwania kwa-
32
drat po kwadracie ponurej panoramy. W którymś momencie wstrzymał analizę
i wyświetlił wybrany obszar w silnym powiększeniu.
Ukazał się ziarnisty obraz śnieżnego piekła, na którym widać jednak było wy-
raznie niewielki obóz. Coś tu się wyraznie nie zgadzało.
Brazil wprowadził statek na orbitę synchroniczną i przygotowywał się do zej-
ścia w dół dla sprawdzenia, co właściwe się tam stało. Nim to jednak zrobił, po-
nownie wcisnął przełącznik radiowęzła.
 Obawiam się, że będę was musiał zamknąć na rufie  poinformował pasa-
żerów.  Muszę coś sprawdzić na powierzchni planety. Jeżeli nie wrócę w ciągu
ośmiu standartowych godzin, statek automatycznie odbije i zawiezie was na Ko-
riolana z maksymalną prędkością, nie musicie się więc o nic martwić.
 Czy mogę iść z panem?  doszedł go głos Vardii.
Zachichotał:  Nie, przykro mi, przepisy i tak dalej. Cały czas będziemy
mogli być w kontakcie przy pomocy tego urządzenia, dowiecie się więc, co się
dzieje.
Wciągnął kombinezon, przypominając sobie, że nie miał go na sobie od lat.
Przez luk przeszedł z mostka do niewielkiej wnęki poniżej silników i zasiadł za
sterami małego ładownika. Po pięciu minutach odbił od statku.
Prowadzony przez komputer statku za pomocą radia dotarł na miejsce w nieca-
łą godzinę. Uniósł osłonę kabiny  mały pojazd nie był wypełniany powietrzem
i w związku z tym nie wymagał uszczelniania  i wygramolił się przez burtę,
zeskakując na powierzchnię planety. Słabsza grawitacja sprawiła, że czuł się tak, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim1chojnice.keep.pl