[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesłaniającą im oczy.
Mama wypuszcza palÄ…cÄ… siÄ™ resztkÄ™ papieru. BiegnÄ™ z
przedpokoju do siebie, do łóżka. Zasypiam od razu. Jest cicho.
Nie mają siły po tym milczeniu.
Ojciec przyjmuje do wiadomości, że mama jest idiotką. Należy
więc uzbroić się w stanowczość. Nie można dać się pokonać
histeryczce. Bez przesady.
Ojciec nie bierze pod uwagę innych, bardziej słonecznych
układów. Przytulenia mamy. Nie wyobrażam sobie, żeby Ojciec
kiedyś patrzył jej w oczy. Gdybym ich zobaczyła objętych,
przestraszyłabym się.
7
Benek Brzoziak to jeden z najobrzydliwszych ludzi. Zmierdzi,
wciąż się drapie, brakuje mu zębów. Ale błyska srebrną plombą.
Włosy wystają mu z nosa, na kostkach palców rosną kłaki.
Możesz powiedzieć, że jestem wydelikacona, ale jaka mam być?
Kręcą cię panny harcerki, oazowe wełniane skarpetki, herbatki z
ziół, chwyty na gitarę? Podobają ci się te święte plecaki ze
stelażem, karimaty, śpiwory, musztry menażek? Takie, które
dopiero po ślubie? Płonie ognisko i szumią knieje, boją się Boga,
po wypiciu trzech piw? Uważasz, że fajne są panny, co nie golą
włosów pod pachami? Zastępy, drużyny, hufce, proporczyki,
bÄ…ble na stopach?
One nie sÄ… wydelikacone.
Wolisz mnie. Wolisz być jak ja. Więc nie rób min, nie udawaj, że
zniesiesz wszystko, bo nie zniesiesz. Masz wÄ…ziutki zakres
tolerancji. Każdy brzydziłby się Benka. Ty tym bardziej, skoro
brzydzisz się brudnych, zdrowych, wytrzymałych skautek.
Wracam ze szkoły. Pierwsza klasa gimnazjum. Wieje.
Wymachuję reklamówką z butami i patrzę na swój balkon.
Ubranka Olka i rajstopy mamy szalejÄ…
na wietrze. Przy wejściu do klatki przypominam sobie, że nie
mam kluczy. Olek śpi, nie wolno używać domofonu.
Do którego z sąsiadów dzwonić? Państwo Miecz. %7łona młoda,
wysoka, ładna i chuda. Blondynka z ciężkimi włosami, ściętymi
przy płatku ucha. Mąż fajny. Na moje dzień dobry" odpowiada
zawsze cześć" i wybiega do samochodu. Mają najładniejsze auto
i pieska Graffi. Czarnego, grubego pudla. DzwoniÄ™. Nie ma ich.
- Buuuch!
Czuję na włosach zmęczony oddech. Piszczę, kurczę ramiona.
- Spokojnie, mała, słowo daję, ty jesteś wnuczką Irmy, nie?
Poznałem ze zdjęcia, co babcia ma w portefelu.
Benek Brzoziak. Kolega babci Irmy.
- Mów do mnie Benek, słowo daję, ale kwiatek z ciebie!
- Dzień dobry.
Spuszczam głowę, ktoś może mnie z nim zobaczyć.
Benek ma wielki brzuch i plamÄ™ potu na klatce piersiowej. Jestem
pewna, że cały jest owłosiony. Sięga do kieszeni spodni i
wyjmuje z niej zmiętą, spłaszczoną czekoladkę. Poznaję po
papierku. Zliwka z Solidarności".
- Dziękuję, nie jem słodyczy.
Benek ma owłosiony wierzch dłoni. Tego się u mnie w rodzinie
nie spotyka. CzujÄ™ siÄ™ pokrzywdzona spotkaniem z Benkiem.
- Spokojnie, no już, no słowo daję, oczy jak
Irma!
Zmieje się. Mówi, jakby czegoś się bał. Brakuje mu śliny w
ustach. Czeka na babciÄ™.
Nie wiem, co powiedzieć. Oblizuję zaschnięte wargi.
- Idziemy z babcią Irmą na obiad, a pózniej Irma wskakuje w
nowe ciuszki i idziemy na dysko. To jest, wiesz, do Fety. SÅ‚owo
daję! Na dansing, ale cza-cza też jest, słowo daję. Wiesz, co to
cza-cza?
Wiem, co to cza-cza. Benek jeszcze raz wyciąga owłosioną dłoń i
podaje mi cukierka.
- Nie, na pewno. Nie chcÄ™. Mam obiad. Nie
mogÄ™.
- Ano jak tak, to jasna sprawa. To w takim razie babci życie
osłodzę. Czemu ta babcia tak długo nie schodzi, słowo daję,
czekam już pół godziny!
Patrzy w szybę drzwi, na swoje odbicie. Poprawia włosy. Czuje
się niezręcznie.
- SÅ‚owo dajÄ™, czemu ty tu stoisz? Masz obiad, tak? To o co
chodzi?
- Zapomniałam kluczy, babcia zaraz zejdzie. Mam zakaz
dzwonienia domofonem, bo Olek siÄ™ budzi.
-Aha.
Całe szczęście, że z klatki wybiega babcia Irma. Obejmuje
Benka, nie zauważa mnie. Dopiero kiedy odrywa ręce od jego
brzuszyska, patrzy w bok. Uśmiecha się, podaje klucze. Mówi
szybko, brakuje jej oddechu. Bierze duże hausty powietrza.
Benek ciÄ…gnie po niej oczami.
- Masz, bo Olek śpi. Zostawiłaś klucze! %7łeby mi to więcej! Olka
zostawiłam, bo wiedziałam, że zaraz wracasz. Ja się spieszę.
Mamy z Benkiem parę spraw na mieście. Pa, pa. Ucałuj tatusia i
mamę ode mnie. Flaczki są w słoiku. Niech sobie dzieciaczki
odgrzeją po pracy, styrane. Lecę już, baj, baj, a ty pewnie jesteś
głodna, co? A, no to szarlotkę upiekłam. Wez sobie. Kawałek.
Jeszcze ciepłe. Lecę już, naprawdę, już. Baj, baj!
Wchodzę na czwarte piętro. Otwieram drzwi, cicho. Nie chcę
budzić Olka. Boję się, odkąd przewróciłam wózek i dostałam
lanie. Mama mnie wtedy nie obroniła. Od chwili gdy się urodził,
mama awanturuje się już tylko o siebie.
Ojciec boi się mamy, kiedy się kłócą. Mnie też się boi, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]